Rozdział 41

68 10 0
                                    

Lokal był urządzony w typowo amerykańskim stylu. Nie brakowało w nim czerwieni, brązu i obdrapanych kanap, jak w starych filmach. Nie był on także zbyt duży - miał może z siedemdziesiąt metrów kwadratowych. Ściany były zrobione z ciemnego drewna, tak samo jak podłoga i sufit. Jedyne światło rzucały świeczki postawione w niektórych miejscach i kilka żarówek zwisających z sufitu. W rogu pomieszczenia stały lady i barek. Usiedliśmy naprzeciwko siebie na kanapach stojących przy oknie, mniej więcej na środku pomieszczenia. Po chwili podszedł do nas ubrany w w czarną koszulkę i jeansy kelner z dwiema kartami. Przejrzeliśmy je i złożyliśmy nasze zamówienia. Jesse prosił o stek ze frytkami i surówką z kapusty. Poszłam w jego ślady, z tym że zamiast frytek wybrałam pieczone ziemniaki. 

- Jak ci się podoba? - spytała opadając na obite czerwonym materiałem oparcie. 

- Jest świetnie, nie znałam wcześniej tego miejsca. - odparłam.

- Nie jest bardzo znane, ale dobrze tu karmią i ma fajny klimat. 

- Nie mogę się nie zgodzić - odpowiedziałam i wyciągnęłam ręce w stronę chłopaka. Złapał je i pogłaskał. - Ciągle nie mogę się nadziwić ja szybko minął ten czas. Wiem, że już to mówiłeś, ale... Wydaje mi się jakbym przyjechała do Los Angeles wczoraj, a ciebie znała od zawsze. A przecież jesteśmy parą od półtora miesiąca.

- Też tak mam. - uśmiechnął się. - A tak w ogóle, gdzie wyjechali twoi rodzice? Wiem, że ich nie ma, ale nie mam pojęcia czemu.

- Musieli wyjechać na tydzień do San Franscico w sprawach służbowych. 

- Rozumiem.

Z rozmowy wyrwał nas brzdęk talerzy stawianymi przed nami. Od razu zaczęliśmy jeść i pochłonęliśmy nasze porcje w kwadrans. Jesse nie mylił się - jedzenie faktycznie było bardzo dobre. Mimo, że ostatnio jedliśmy kilka godzin temu, posiłek pobudził nasze kubki smakowe, więc zamówiliśmy jeszcze pizzę na spółę i ją też pochłonęliśmy.

- Maleńka - zaczął rozmowę - za trzy tygodnie The Neighbourhood gra w Los Angeles. Chciałabyś przyjść? 

- Jasne, z wielką chęcią. Chciałabym zobaczyć was w akcji. Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz? - spytałam.

- Jakoś wypadło mi to z głowy, ostatnio była zajęta czymś innym. - mrugnął do mnie, a ja lekko się zaśmiałam. - Ale cieszę się, że ty się cieszysz. 

- Na pewno będzie cudownie.

- Wejdziesz na scenę udając rozszalałą fankę i wyrwiesz mi mikrofon z ręki i zaczniesz krzyczeć do niego jak bardzo mnie kochasz? - spytał przekornie.

- Tak, a potem wezmę cię za włosy na backstage i wyliżę ci klatkę piersiową.

- Szalejesz, mała. - zaśmiał się. 

- Mrauuuu. - powiedziałam chichocząc.

- Śliczna jesteś, wiesz? - powiedział nachylając się w moją stronę. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a w oczach pojawiły się malutkie iskierki. Przełknęłam ślinę i spojrzałam mu w oczy. Podobał mi się taki bardziej niż byłabym w stanie przyznać. - Masz piękne, duże oczy. - kontynuował. - Idealną, jasną skórę i te bajeczne usta... Jasne, różowe, pełne. Perfekcyjne. 

Zagryzłam wargę, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Nie było on jednak łobuzerski czy autentycznie rozbawiony tylko pełen pożądania. 

- Cała jesteś bajeczna. Usiądź przy mnie. - powiedział i poklepał miejsce obok siebie. Zrobiłam to o co prosił i przerzuciłam nogi przez jego uda. Przytuliłam się do jego ramienia, a on objął mnie w pasie. - Chcesz już iść? 

- Jasne, czemu nie.


Sweater WeatherWhere stories live. Discover now