Rozdział 32

85 9 0
                                    

Dni mijały wolno, a ja coraz bardziej przyzwyczajałam się do braku Jesse'a w moim życiu. Mijał już tydzień odkąd nie byliśmy razem. Nie można zaprzeczyć, że czasem czułam pustkę, ale dało się ją wytrzymać. Rozpoczynał się sierpień, wakacje coraz bardziej zbliżały się ku końcowi. Obudziłam się godzinę wcześniej i właśnie szykowałam się na spotkanie z Blake. Przyjeżdżała do Los Angeles na tydzień, żebyśmy mogły się spotkać, pozwiedzać razem miasto i takie tam. Podobała mi się taka opcja, miałam już serdecznie dość bezowocnego siedzenia w domu. Byłam już czysta i gotowa, miałam na sobie czarne jeansy i prosty, biały t'shirt. Włosy związałam w kok, na ramiona narzuciłam worek z najpotrzebniejszymi rzeczami i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Miałam stawić się za godzinę pod hotelem Blake i nawet nie wiedziałam gdzie to jest. Zamówiłam taksówkę i podałam kierowcy nazwę ulicy. Na miejsce dojechaliśmy akurat o wyznaczonej godzinie. Moja przyjaciółka stała już pod szklanymi drzwiami hotelu. Gdy mnie zauważyła na jej twarzy wykwitł duży, piękny uśmiech. Popędziła w moją stronę i uwięziła w silnym uścisku. Po długim przywitaniu skierowałyśmy się w stronę najbliższego przystanku autobusowego. Z niego pojechałyśmy w stronę naszego głównego miejsca spotkania - pięknego, nowo otwartego wesołego miasteczka. Dotarłszy na miejsce zakupiłyśmy bilety na cały nadchodzący dzień. Miasteczko było duże i obie zgodnie stwierdziłyśmy, że żal byłoby nie wykorzystać wszystkich zabaw. Gdy weszłyśmy na jego teren od razu uderzył mnie zapach waty cukrowej, hot dogów i potu faceta, który stał obok mnie. Słychać było głośne krzyki dzieci i głosy dorosłych, czasem skrzypienie maszyn. 

- Jak tam się trzymasz po rozstaniu z Jesse'em? - spytała Blake, gdy bawiłyśmy się przy pierwszej atrakcji. Strzelałyśmy do balonów z wodą, by zdobyć pluszową pandę i jak na razie dobrze nam szło. Zerknęłam na przyjaciółkę, która czujnym okiem starała się skierować lufę plastikowej broni w stronę niebieskie balonika. 

- Nadal trochę mi ciężko, ale żyję. Trudno mi uwierzyć, że wydawał się być takim dobrym chłopakiem. Ale najwyraźniej pozory mylą, a ja cieszę się, że już z nim zerwałam. - odparłam, a moją wypowiedź zakończył mały huk rozwalanego balona. Jeszcze tylko trzy i panda będzie moja. 

- Nie tylko ty tak masz. Kilka dni temu Ashley Anderson zerwała z Johnem Goodmanem i od tego czasu strasznie to przeżywa. Ty się trzymasz o wiele lepiej. - zauważyła Blake. 

- Naprawdę? Szkoda, byli fajną parą. 

- Ta, dopóki John jej nie zdradził. - dziewczyna przewróciła oczami i strzeliła do balona. 

- Serio? Z kim? - zdziwiłam się. - Myślałam, że on nie jest jednym z tych chłopaków.

- A jednak. Z Meredith Carlson. 

Zastanawiając się na tą informacją wystrzelałam ostatnie baloniki i odebrałam należną mi pandę. Była słodziutka i puchata. Odeszłyśmy od stoiska i weszłyśmy pośród tłum ludzi. 

- Przynajmniej moje teorie się sprawdziły. - zauważyła Blake. - Wiedziałam, że nie można mu ufać, mówiłam ci. 

- Wiem, wiem... Ale wydawał się być dobry. Poza tym, nie mówmy już o tym. Nie chcę się dołować. Spotkałyśmy się, i to jest najważniejsze. - zawiesiłam rękę na ramieniu dziewczyny.

Do późnego wieczora bawiłyśmy się, śmiałyśmy razem i ani razu nie wróciłyśmy tematem do Jesse'a.  Potem pojechałyśmy, ja do domu, ona do hotelu, z brzuchami przepełnionymi niezdrowym żarciem, głupimi uśmiechami na ustach i naszymi pięknymi, dużymi pandami. 

Sweater WeatherKde žijí příběhy. Začni objevovat