Rozdział 20

96 10 3
                                    

Wyszłam wcześniej niż planowałam, bo nie chciało mi się siedzieć w domu. O za dziesięć trzecia wstałam z łóżka, wzięłam kurtkę dżinsową z kilkoma kolorowymi przypinkami i wyszłam z domu informując moich rodziców o wyjściu i ewentualnym późnym powrocie. Pomyślałam, że skoro i tak będę się błąkać, to mogłabym chociaż zrobić coś pożytecznego. Komunikacją miejską podjechałam do najbliższego McDonald'sa. Wahałam się co zamówić, ale w końcu wydedukowałam, że duzi chłopcy, starsi chłopcy i silni chłopcy zjadają więcej ode mnie. Kierując się tą złotą myślą zamówiłam po pudełku kurczaków, burgerze, WrapUpie i dużych frytkach dla każdego. Dla siebie wzięłam WrapUpa, kurczak oraz duże frytki. No i po pewnym namyśle również burgera. No co, więcej do kochania, prawda? Tak to sobie przynajmniej tłumaczyłam. Obkupiona i szczęśliwa perspektywą zbliżającej się wyżerki skierowałam się na wskazaną przez Jesse'a ulicę. Za pięć czwarta zadzwoniłam domofonem. Odebrał Zach.

- Dev? 

- Yep.

- Właź. 

Otworzyłam drzwi i weszłam na klatkę. Przeszłam dwa piętra i trafiłam na duży pokój z cegły. Na podłodze było białe linoleum. Pokój miał z 60 metrów kwadratowych i mieścił dwa okna - jedno na pół ściany, a drugie na przeciwko pierwszego, miało może metr na metr. Prawie nie było tu roślin. Wszędzie były natomiast porozstawiane sprzęty muzyczne. Po podłodze walały się przeróżne kable. W rogach pokoju porozstawiane były głośniki wysokie na trzy czwarte metra. Przy ścianie na przeciwko mnie widziałam różne instrumenty - gitarę elektryczna i perkusję. Na przedzie stał mikrofon. Po mojej prawej stronie stał stół a w okół niego trzy krzesła. Na stole walały się różne kartki, dwie butelki wody i kamera. W pokoju były również dwa fotele w kolorze beżowym. W roku stała bordowa, stara kanapa. Za mną były drzwi prowadzące do toalety. Wnętrze oświetlone było kilkoma żarówkami zwisającymi z sufitu.

Chrząknęłam zwracając na siebie uwagę chłopaków. Spojrzeli na mnie, a potem na mój pakunek. 

- Cześć, Dev. - przywitał mnie Brandon.

- Hej, maleńka. - uśmiechnął się do mnie Jesse.

- Lepiej, żeby w tej torbie było coś do jedzenia. - stwierdził Zach.

Wszyscy powiedzieli to w tym samym momencie, więc po krótkim chichocie odpowiedziałam:

- Cześć. Przyniosłam parę rzeczy z McDonald'a. - skierowałam się do stolika i ułożyłam papiery w stosik. Jesse, Brandon i Zach dobierali się do jedzenia. 

- Jesteś cudowna. - powiedział Zach z jedzeniem w buzi. Pozostali mu przytaknęli. Po chwili ja również zajadałam się niezdrowym żarciem. Gdy pierwszy głód minął, zaczęliśmy rozmawiać.

- I jak, Devon, podoba ci się tutaj? - spytał mnie Brandon z pełnymi ustami. Zajęta jedzeniem kiwnęłam głową na potwierdzenie.

- Tak, bardzo. Przytulnie tu. Miło. Jak w domu. - odpowiedziałam po chwili.

- Tak, to cudowne miejsce. - ciągnął rozmowę chłopak. - Uwielbiamy tu przychodzić, przesiadywać. Gdy dokończyliśmy posiłek, wzięliśmy po kilku łykach wody ze wspólnej butelki. Brandon i Zach odeszli do instrumentów i rozmawiali o czymś, a Jesse został przy mnie. Stanął naprzeciwko mnie. Był wyższy od dobre piętnaście centymetrów więc musiałam unieść głowę. Nachylił się i powiedział przyciszonym głosem:

- Ślicznie dziś wyglądasz, Dev. - jego ręce leżały na mojej talii. 

- Dziękuję. - odpowiedziałam zarumieniona. Jego bliskość działała na mnie jak nikogo innego.

-Wiesz co? Przysporzyłaś mi ostatnio wiele kłopotów. - powiedział. 

- Ach tak? A to niby dlaczego? - spytałam wtulając się w jego tors i wdychając zapach.

- Jeszcze nigdy nie byłem tak napalony, jak ostatniej nocy, gdy myślałem o naszym tańcu. O tym, jak się przy mnie poruszałaś. O twoim ciele sunącym po moim... - jego dłonie ścisnęły moją talię, mój oddech znacznie przyspieszył. - O tym jak seksowna byłaś... O twoim miękkim ciele i...

Przemówienie Jesse'a przerwało chrząknięcie Zacha. Chłopcy stali po drugiej stronie pokoju, ale słyszeli doskonale co mówił mój chłopak. Na ich twarzach widniały sprośne uśmiechy. Chłopcy ledwo powstrzymywali śmiech. Oderwałam się od Jesse'a a moje policzki z pewnością miały kolor pięknego, dojrzałego pomidora. 

- I z czego rżysz, Zach? - powiedział Jesse. - Ja się przynajmniej nie pieprzę na naszym blacie w kuchni. Nie to co ty, ze swoją Dakotą. 

- Od Dakoty się odpierdol. Zazdrość przez ciebie przemawia, przyjacielu - zaśmiał się Zach. - Bo ty od dwóch tygodni jedziesz na ręcznym... - Brandon parsknął śmiechem słysząc zboczony żart, zawtórował mu Zach. Powstrzymywałam się przez kilka sekund, ale w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się cieszyć jak głupi do sera. Jesse zabijał nas wzrokiem, ale w końcu powszechne rozbawienie udzieliło się i jemu. Zaśmiał się.

- Dobra, dobra, zamknąć paszcze. Zaczynamy. 

- Ta jest, Szefuńciu. - chłopcy podeszli do instrumentów i zaczęli się przygotowywać. 

Sweater WeatherWhere stories live. Discover now