Rozdział 1

380 22 0
                                    

Światło przebijało się przez cienkie firanki nie mając dla mnie litości. Otworzyłam oczy i po raz ostatni obudziłam się w moim pokoju. Leniwie przeciągnęłam się i niechętnie wstałam z łóżka. Rozsunęłam zasłony, wzięłam wczoraj wieczorem przygotowane ubrania, a potem wyszłam z pokoju, za cel obierając sobie łazienkę. Umyłam zęby i z grubsza ogarnęłam się, nadal nie do końca świadoma tego, co się w okół mnie dzieje. Mój makijaż jak zawsze składał się z kredki do oczu i mascary. Ubrałam się w czarną spódniczkę i biały t'shirt. Wychodząc z łazienki narzuciłam na siebie koszulę bez guzików w wojskowych barwach, która sięgała mi do kolan. Przeszłam przez korytarz, a w kuchni już krzątała się moja rodzina. Tata pił kawę i czytał gazetę, a mama smarowała mojemu bratu kanapkę czymś, co przypominało mi nutellę. 

- Devon, kochanie - uśmiechnęła się do mnie mama. - Kanapka z dżemem czy serem? 

- Nie jestem głodna, mamo, mam jakiś melancholijny humor. - uśmiechnęłam się lekko i wolnym krokiem podeszłam do blatu, sięgnęłam po byle jaki kubek i nasypałam do niego kawy. Zalałam ciepłą jeszcze wodą z czajnika i odrobiną mleka. Mój brat nie byłby sobą, gdyby w tym samym momencie nie naskarżył:

- Mamooo, czytałem w internecie, że kawa zabija szare komórki u dzieciiiii. - brat siedział na stołku i machał zadowolony nogami. 

- U mnie przynajmniej jest co niszczyć, wredny mały... - niestety nie mogłam dokończyć, bo mama nam przerwała.

- Dzieci! Zachowujcie się. - Jeffrey pokazał mi język, a ja nie pozostałam mu dłużna. Kochałam mojego brata, ale czasem chciałam wywalić go z domu na zbitą doniczkę. Jeffy był chłopcem bardzo uroczym. Miał krótkie brązowe włoski i niebieskie, duże oczy. Jego perliste, wydatne usta uzupełniały dziecięcy wygląd. Mimo, że miał dziesięć lat, nadal wyglądał na góra osiem. Był chłopcem o kościstej budowie, bardzo szczupłej, ale nie można było o nim powiedzieć, że jest wątły. Jego skóra, tak jak i u całej naszej rodziny, była jasna, wręcz blada. Wszyscy w mojej rodzinie wyglądali prawie identycznie, prócz mnie. Moje włosy były brązowe z kilkoma jaśniejszymi kosmykami, moje oczy było szaro-zielone. Z przemyśleń wyrwała mnie mama odpowiadając mi dopiero teraz:

- Wiesz, teraz chyba wszyscy mamy melancholijny nastrój. Przecież wybywamy z miasta w którym żyliśmy od kilkunastu lat, a ty i Jeffy od urodzenia. 

- Oh, nawet mi o tym nie wspominaj. - wzdycham. - Dobrze wiesz, że nie chcę stąd wyjeżdżać. San Francisco to cudowne miasto i nie mam najmniejszej ochoty go opuszczać. 

- Oj, przesadzasz. W Los Angeles też może być cudownie, tylko musisz dać temu miejscu szansę. Poza tym, znajdź pozytywy! Będziemy jechać samochodem jakieś sześć godzin, a ty przecież uwielbiasz jeździć samochodem, szczególnie w nocy. 

- Dokładnie, Devon - włączył się tata. - Będzie dobrze, nowe miasto, nowa szkoła, nowi ludzie...

- I to jest główny problem! Ja mogę się cieszyć nowymi znajomymi skoro ledwo toleruję starych! Z impetem usiadłam na krześle, a rodzice zaśmiali się. 

- Pamiętaj, Dev, nigdy nie było tak, żeby jakoś nie było - uśmiechnął się tata.

- Ha. Ha. Ha. A o której w ogóle wyjeżdżamy? - spytałam.

- O osiemnastej, wtedy powinno być luźniej na drogach. Przynajmniej taką mam nadzieję. 

Wzięłam łyk kawy i założyłam nogę na nogę. 

Sweater WeatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz