Rozdział 11

105 12 5
                                    

- W końcu się obudziłaś. - powiedział - Już myślałem, że umarłaś i będę musiał pochować cię razem z kwiatkami na balkonie. A wiesz, że nie chciałbym tego zrobić.

- Naprawdę? - mruknęłam sarkastycznie. - To bardzo miłe z twojej strony.

- No jasne. Ty chyba nie wiesz jak martwe ciało działa na roślinność. Szkoda by było kwiatków. - zaśmiał się, a ja pacnęłam go w ramię udając obrażoną. - Dobra, dobra. Wyspałaś się? - spytał wstając z łóżka. 

- Tak, bardzo. Która jest godzina? 

- Dwudziesta druga. A co? - uśmiechnął się pod nosem. 

- Co?! O czym ty mówisz? Jezu Chryste, rodzice mnie zabiją. - gwałtownie wstałam z łóżka i zaczęłam szukać butów, które ktoś mi najwyraźniej zdjął. - Uduszą, odetną głowę, ciało poćwiartują i zagrają głową w koszykówkę... Mój Boże!

- Ależ uspokój się, Dev... Wszystko jest w najlepszym porządku.

- Właśnie, że nie. Jestem już martwa! - rozhisteryzowałam się. 

- Jak na trupa poruszasz się dosyć energicznie. - zaśmiał się. Podszedł do mnie i złapał mnie za ręce. - Dzwoniłem do twoich rodziców. - Przestałam się wyrywać i spojrzałam na niego pytająco. - Powiedziałem im, że jestem twoim znajomym i przyjechałaś do mnie w odwiedziny. Straciłaś poczucie czasu i coś... nie pykło. Ustaliliśmy, że będziesz w domu jutro przed czternastą. Co dziwniejsze, twoja mama skądś mnie znała i bardzo się ucieszyła, gdy zadzwoniłem. Wiesz może czemu? - uśmiechnął się.

- Nie - skłamałam. - Nie mam pojęcia...

- Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę. - mrugnął do mnie. - Chłopcy wyszli na miasto, więc możemy zostać w domu albo też gdzieś pójść. Mnie jest to obojętne więc wybór należy do ciebie.

- Wolałabym zostać w domu. Jestem jeszcze trochę obolała i osłabiona, ale poza tym jest dobrze. 

- Okay, zostajemy. 

- Tylko co będziemy robić przez całą noc? - zastanawiałam się. - Obejrzymy film? A może poczytamy? Nie mam pomysłów. 

- Za to ja mam ich mnóstwo... - Jesse poruszył dwuznacznie brwiami na co ja zachichotałam.

- Dzięki, ale raczej nie. Znamy się jakiś tydzień, a ja raczej nie jestem jedną z tych łatwych dziewczyn. Wolałabym jeszcze trochę pobyć tą dziewicą - mrugnęłam do niego. 

- Dobrze, nieskalana grzechem. - powiedział z ociąganiem chłopak. - Ale pamiętaj... - przybliżył się do mnie, tak że czułam jego oddech na swoim czole. - ...że ja lubię wyzwania. 

Zbliżyłam się do niego i niskim, najbardziej uwodzicielskim głosem na jaki było mnie stać, powiedziałam:

- Pierdol, pierdol, ja wiem swoje. - Jesse parsknął śmiechem a ja zaraz po nim. - No dobra, a teraz serio. Może jakaś pizza i po prostu pogadamy?

- Jak dla mnie spoko. Z tym że zamówimy dwie pizze, bo ja zawsze zżeram całą. 

- Nawet mi to na rękę,  ja też uwielbiam jeść, ale wiesz, tak przy nowo poznanym chłopaku nie wypada się obżerać. 

- Przynajmniej jesteś szczera.

Poprzekomarzaliśmy się jeszcze trochę, a potem zamówiliśmy pizze. Jesse był niezwykle zdziwiony moim wyborem, gdyż twierdzi on, że ananasy na pizzy to jedna wielka pomyłka, ale ja stanęłam przy swoim i nie dopuściłam by i dla mnie zamówił pepperoni. Zamówienie doszło pół godziny później. Wzięliśmy swoje pudełka i usiedliśmy na jego łóżku. Całą noc przegadaliśmy i raz zagraliśmy w Monopoly. Wygrałam ja, ale męska duma Jesse'a nie pozwalała przyznać mu się do przegranej i upierał się, że dawał mi fory. Tak, jasne. Koło czwartej rano obżarci jak świnie  zasnęliśmy wtuleni w siebie nawzajem. 



---------------------------------------------

Ludzie! 

Dzięki!

Komentarze, gwiazdki - to wszystko daje mi takiego kopa i dziś mało nie zeszłam gdy weszłam w powiadomienia ;) 

Peace! 

                                                                            Małgosia, xoxo


PS.

Pomyliłam się i tak, ten rozdział był już dodany jako 12, nie 11. Wybaczcie ;)

Sweater WeatherWhere stories live. Discover now