Rozdział 5

177 15 1
                                    

Poszłam ulicą, która szła obok mojego domu. Nie miałam jakiegoś konkretnego planu, gdzie chcę dotrzeć, chciałam tylko rozejrzeć się po mieście. Szłam ulicami bez celu, mijałam domy, wieżowce, słynne palmy. Przeszłam się Aleją Gwiazd, zrobiłam zdjęcie wielkiemu napisowi 'HOLLYWOOD'. Po pewnym czasie natknęłam się na małą księgarenkę, milę od mojego domu. Nie wahając się ani chwili otworzyłam drzwi do niej. W sklepie rozległ się brzdęk, spojrzałam w górę i zobaczyłam mały, srebrny dzwoneczek. Księgarnia była mała, ale bardzo klimatyczna. Wszędzie porozwieszane były wyblakłe plakaty gwiazd starej daty. Ze ścian patrzyli na mnie między innymi Beatlesi, Audrey Hepburn czy Elvis Presley. Półki na książki były drewniane, i bardzo wyraźnie widać było, że również stare. Ściany miały kolor bordowy, a pomieszczenie oświetlało tylko światło dzienne. Weszłam pomiędzy półki i popatrzyłam na grzbiety książek. Była to głównie literatura klasyczna i biografie, ale zauważyłam też parę nowszych tytułów. 

Przechadzałam się między półkami i z każdym kwadransem w moich rękach było coraz to więcej książek. Były to głównie stare i wyniszczone egzemplarze klasycznych powieści, ale znalazło się tam też parę winyli i czasopism. Po godzinie pałętania się między półkami odszukałam kasę. Nie było kolejki, więc od razu położyłam moje zakupy na blacie i zaczęłam czekać na sprzedawcę. Przyszedł po chwili i zdziwiony spojrzał na wielki stos. Faktycznie, nie można zaprzeczyć, że było tego całkiem sporo. Sprzedawca skasował wszystkie ceny, zapłaciłam i wyszłam. Papierowa torba była dosyć ciężka, ale nie był to ciężar nie do utrzymania. 

Na dworze było już ciemniej, ale tylko odrobinkę. Spojrzałam na telefon i pomyślałam, że szesnasta to jeszcze nie czas na powrót. Po krótkiej chwili zastanowienia ruszyłam ulicą, którą szłam, dopóki nie wstąpiłam do księgarni. Spacerowałam długo i gdy już lekko się ochłodziło wyjęłam koszulę z worka i nałożyłam ją nie zapinając jej jednak. Wstąpiłam też do jakiejś kawiarni w której cudownie pachniało czekoladą i kawą. Kupiłam gorącą czekoladę z karmelem i usiadłam przy oknie, na drugim piętrze, by obserwować zachodzące nad Los Angeles słońce. Niebo było fioletowo-różowo-błękitne, wyjątkowo piękne. W oddali widziałam kawałek oceanu. Wyszłam z budynku i ruszyłam prosto ulicą. Szłam prosto, wpatrując się w chodnik. Po chwili poczułam, że w coś uderzyłam i podniosłam wzrok. Przede mną stał chłopak niewiele starszy ode mnie, wyglądał na około osiemnaście lat. Miał krótkie, ciemne, brązowo'czarne włosy, które ułożone były w lekkim nieładzie. Był opalony, ale nie sztucznie, tylko tak... Kalifornijsko. W jego cienkich, ale ponętnych ustach był kolczyk, a całe ramiona pokryte były tatuażami. Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie gniewnie.

- Może byś uważała jak chodzisz, co? - spytał mocnym, pewnym siebie głosem.

- Tak, postaram się. Zejdź mi z drogi, chciałabym iść dalej. - odpowiedziałam równie szorstkim głosem mierząc go wzrokiem. 

- To, że masz charakter nie oznacza, że możesz  być złośliwa. Pozwalasz sobie na za dużo. Przeproś mnie, to zakończymy sprawę. 

- Nie mam zamiaru cię przepraszać, każdemu się to może zdarzyć. Czy mógłbyś się w końcu ruszyć? Przeszkadzasz mi. - rozejrzałam się wokół okazując zniecierpliwienie. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. 

- Dobrze. Pod jednym warunkiem.

- Ach, tak? A niby jakim?

- Takim. - tak szybko, że nie zauważyłam nawet jego ruchów wyjął mój telefon z moich szortów i zaczął w nim grzebać. Zdziwiona próbowałam mu go wyrwać, ale był silniejszy i odpychał mnie byle ruchem ręki. Gdy się odwrócił zauważyłam, że grzebie mi w kontaktach. Rzuciłam się na niego z największą siłą na jaką się zdobyłam, ale nic to nie dało. Po chwili chłopak oddał mi telefon z uśmieszkiem pełnym samozadowolenia i odszedł zostawiając mnie na środku ulicy. Zerknęłam do telefonu, ale nie zauważyłam żadnych zmian. W tym samym momencie usłyszałam odgłos dochodzącego SMS'a, który wyświetlił mi się na ekranie. Nadawcą był nieznany numer.

Muszę ci przyznać, mała, że jesteś nawet w porządku. Jeszcze się odezwę. 

Poważnie? Zabrał mi telefon by wziąć mój numer? Szybko zaczęłam mu odpisywać.

Po pierwsze, nie jestem twoją małą. Po drugie, usuń mój numer. 

Odpowiedź przyszła szybko.

Na razie nie jesteś, ale już możesz się do tego przyzwyczajać. I nie, nie mam zamiaru usuwać numeru tak ładnej laski. 

A mogę chociaż poznać twoje imię?

Jesse, Jesse Rutherford. 

Wyciemniłam ekran i schowałam telefon do kieszeni. Zamówiłam taksówkę i pojechałam do domu nadal mając w głowie chłopaka. Jesse'a. 




Sweater WeatherWhere stories live. Discover now