Gilbert wyszczerzył zęby.

- Świerzbią rączki? – zakpił.

- Jestem gejem, nie gwałcicielem – sprostował Roderich.

- Nie doszłoby do gwałtu, gdybym się na to zgodził – wskazał Prusak, bardzo dobrze się bawiąc.

- Bo na pewno byś się zgodził – zironizował Austriak.

Gilbert puścił do niego oczko.

- Czy to propozycja?

- Nie.

- A może jednak? Francis co prawda nie mówił, jak mu z tobą było, ale coś każe mi myśleć, że nieźle, skoro tak często razem spaliście...

- Beilschmidt... - powiedział Roderich z nutą groźby.

- Tak? – Gilbert uśmiechnął się szeroko.

- Naprawdę nie radzę mnie prowokować.

- Bo co? Zgwałcisz mnie?

- Kto by chciał...

- Ej. Czuję się urażony.

- Ja też. I co teraz zrobisz?

Prusak błysnął zębami.

- Zacznę od przykucia cię do łóżka i rozebrania. Potem się zastanowię, czy zmienić twoje zdanie.

- Beilschmidt...

- Tak?

- Nie radzę. – Roderich zaczął się cofać przed podchodzącym albinosem. Wyciągał przed siebie ręce w obronnej pozycji.

Gilbert przyskoczył do niego, złapał Austriaka w pasie, przerzucił sobie przez ramię i wyniósł – krzyczącego, wierzgającego i przeklinającego – do sypialni. Tam cisnął go na łóżko, mocno złapał jego nadgarstki i uklęknął po obu stronach ud przyjaciela, pochylając się nad nim.

I uśmiechając się ironicznie.

- Więc jak to będzie? – zapytał. – Przeprosisz czy mam się prawdziwie popisać?

- Nie – powiedział Roderich twardo, chociaż jego twarz płonęła.

- Co „nie"? Nie przeprosisz?

- Nie.

- Więc mogę już zacząć cię rozbierać, tak?

- Nie.

- To może chociaż przyznasz się do porażki?

- Nie.

- Umiesz powiedzieć coś poza tym?

- Tak.

- Co? Chętnie posłucham, zanim zaczniesz krzyczeć.

- Złaź ze mnie.

- Ojoj... a może nie chcę?

- Uwierz, że chcesz. Nie jestem dobrym materiałem na przedmiot gwałtu.

- Nie? Dlaczego? – droczył się Gilbert.

- Bo jestem samobójcą, który po takim wstydzie podciąłby sobie żyły.

- Nie podciąłbyś, gdybym nie odwiązał cię od łóżka.

- Udusiłbym się poduszką.

- To trudne podczas całowania, nie sądzisz?

- Ostrzegam po raz ostatni: złaź ze mnie, bo jeszcze uda ci się mnie przekonać, a wtedy będziesz musiał spełnić obietnicę.

- A twoja wielka miłość?

- Wielka miłość ma mnie gdzieś i nigdy nie interesowała się tym, że pieprzę się z jej sąsiadami, przyjaciółmi i wrogami. Z rodzeństwem zresztą też. Złaź ze mnie.

- Zmuś mnie.

- Proszę cię bardzo.

Roderich szarpnął nogą i uderzył Gilberta kolanem w krocze. Prusak sturlał się na bok, stękając. Jedynie dzięki żołnierskiemu treningowi udało mu się nie zwinąć w kulkę.

- Skubany... - mruknął, gdy już doszedł do siebie. – To było nie fair.

- Życie nie jest fair – powiedział Roderich, wstając. – Czy teraz możesz się ubrać? Od tego zaczęliśmy tę jakże miłą wymianę zdań.

- Żeby cię sprzątaczki zapierdoliły – burknął Gilbert, podchodząc do szafy.

- Wybacz, od tego mam Francisa – uśmiechnął się Roderich z wyższością i poszedł umyć zęby. Widocznie na ten moment zapomniał o horrorze.

Prusak usiadł ciężko na łóżku, przetarł twarz dłonią. Przesadził? Jeszcze tydzień temu powiedziałby, że tak. Teraz nie miał pewności. W oczach Rodericha było coś, co kazało mu rozważyć, czy Austriak na pewno pogardziłby jego uczuciem...

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiWhere stories live. Discover now