Rozdział 2

741 32 84
                                    

*Teraźniejszość*

Ranek. Delikatne promienie słońca padały na moją twarz. Zmarszczyłam czoło. Nie lubię tego. Słońce razi cię nawet jak masz zamknięte oczy. Nawet te delikatne promienie. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Załatwiłam to co miałam i ubrałam się. Zeszłam na dół do kuchni.

-Hej - powiedziałam do Yasmin która jadła śniadanie - gdzie Sam? Nic nigdy nie wiadomo co z tą wariatką.

-Hej - zaczęła - i niewiem gdzie Sam. Wyszła gdzieś rano.

Wzięłam sobie coś do jedzenia i usiadłam przy Yasmin.

-Co ci jest? Od dwóch miesięcy jesteś jakaś zgaszona. Wyczerpałaś swój limit radości czy co? Walić że czegoś takiego nie ma. Co się stało? To przez tą rozmowę z Zeldą? - pytała się mnie Yasmin.

-Nieważne... - powiedziałam.

-Nie wcale. Powiem Ci coś co wcale tak trudno nie zauważyć. Twoje relacje z Linkiem się pogorszyły. Zawsze można było was nazwać ,,ptaszki nierozłączki" bo praktycznie od rana do nocy spędzaliście ze sobą czas, a teraz? Starasz się go unikać, próbujesz nawet na niego nie patrzeć, ale widać że coś ci nie wychodzi. Z ręsztą. Twoje relacje z Zeldą też się pogorszyły. Jeszcze gorzej niż z Linkiem. Jesteś dla niej chamska, a przecież to twoja przyjaciółka, tak?

Ah... Yasmin i te jej fakty ,,zauważyłam".

-Powiem ci tak Yasmin. To jest MOJA sprawa i proszę nie wtrącaj się w nią. Wiem co robię...

-Al... - nie dokończyła bo wpadła Sam z chłopakami.

-Heeej laski! - powiedziała Sam.

Ona i te jej poczucie humoru. Zachowuje się jak Pinkie Pie xdd.

-Hej! - powiedziała Yas machając ręką w jej stronę.

Ja nawet nie drgnęłam. Nie odrywałam wzroku od mojego talerza.

-Heeej Wiki! - krzyknęła podchodząc do mnie.

-Hej - odpowiedziałam w końcu.

-Dalej jedzcie to śniadanie. Zelda wzywa nas do zamku bo ma nam coś do przekazania - powiedział Link.

-A ta czego znowu chce? - warknęłam.

-Ej, ale spokojnie - powiedział Dylan.

-Sory. Mam dzisiaj zły dzień - powiedziałam.

-Heh. Ty od dwóch miesięcy masz zły dzień - zaśmiał się Jacob.

Wstałam od stołu i podeszłam do Jacoba. Ten się tylko uśmiechnął jak na idiotę przystało.

-To co, możemy iść? - powiedziałam.

-Tak jest! - krzyknęła Sam z Jacobem.

Ci dwoje to mają poczucie humoru. Idealnie do siebie pasują. Wyszliśmy z chaty i poszliśmy do swoich koni. Chłopacy i Sam mieli je przed naszą chatą, a ja z Yas musiałyśmy iść do stajni.

-Hej Rose - powiedziała Yas wchodząc do stajni i podchodząc do swojej klacz. Była naprawdę piękna. Ja podeszłam do mojej - Lilia. Jest to biały koń z białą grzywą (Na górze jej zdjęcie). Wyprowadziłam ją z boksu i osiodłałam. To samo zrobiła Yas. Wsiadłyśmy na konie i wyszłyśmy ze stajni.

-No to ruszamy - powiedział Dylan i wszyscy ruszyliśmy w kierunku zamku Zeldy.

Droga mijała nam spoko. Wszyscy rozmawiali. Jacob i Sam prawie by się ścigali do zamku lecz Link ich powstrzymał. No bo w centrum Clock Town to tak raczej słabo.

*POV Link*

Zastanawia mnie co dzieje się z Wiktorią. Stara się mnie unikać, nie rozmawiać ze mną, a o Zeldzie to już nie wspomnę. Stały się dla siebie chamskie jak nigdy.

-Już jesteśmy! - krzyknął Dylan.

-Nie jesteśmy ślepi! - krzyknął Jacob.

-Hehe, pociiisk - zaśmiała się Sam.

-Idioci - powiedziała Yas.

-Popieram - powiedziałem.

- Dobra koniec tych pogawędek. Jedziemy pod zamek - powiedziała Wiki i pojechała truchtem na przodzie pod zamek.

Ja pojechałem tuż za nią, a reszta czyli ci poważni (Yasmin i Dylan) i ci idioci (Samanta i Jacob) pojechali za mną. Zatrzymaliśmy się tuż przed zamkiem. Zsiedliśmy ze swoich koni i przywiązaliśmy je do pobliskich drzew. Gdy je przywiązaliśmy poszliśmy do zamku.

-Stać - zatrzymał nas strażnik.

-My do księżniczki Zeldy. Wzywała nas - powiedziałem.

Jeden ze strażników otworzył drzwi do zamku i poszedł przed nami rzucając ,,Chodźcie za mną" więc poszliśmy.

-Księżniczko, ktoś do pani - powiedział strażnik wchodząc do sali tronowej.

-Dobrze, wpuść ich - powiedziała.

Tak dla jej świadomości to my staliśmy tuż za nim więc w sumie już się znajdowaliśmy w tej sali.

Strażnik wyszedł i zostaliśmy tylko my i Zelda.

-Dobrze że jesteście - zaczęła Zelda - już nie długo jak wiecie zaczynają się szkolenia kadetów. Jako że wy wszyscy z daliście to całe szkolenie z najwyższymi wynikami chciałabym żebyście wy uczyli nowych kadetów. Mam nadzieje że to nie będzie problem.

-Nie będzie problemu, tylko gdzie, kiedy i jak długo? - zapytał się Dylan.

-Na arenie. Od jutra możecie ich zacząć szkolić i tak przez 3 miesiące. Za trzy miesiące inni będą ich szkolić. A będziecie ich uczyć od pn. do pt., od godziny 12:00 do 16:00. Mam nadzieje że nie sprawi wam problemu taki rozkład, a nie inny. Jak by miało się coś zmienić to was poinformuje. Możecie już wracać. A Link. Zostań chce z tobą porozmawiać.

Boże, co ona znowu o de mnie chce? Nie że jej nie lubię, ale zaczyna mnie już powoli denerwować tą swoją "opinią" na temat Wiki.

Reszta wyszła z sali więc zostałem tylko ja i Zelda.

-Słucham Zeldo - powiedziałem.

-Za tydzień będziesz musiał wraz z innymi wyruszyć na ważną misję, wyprawę... - powiedziała.

-Gdzie?

-Jutro ci powiem. Ja niestety nie będę mogła wam towarzyszyć chyba że plany się zmienią. Wyprawa będzie trwała z parę miesięcy...

-Coś jeszcze?

-Narazię mogę przekazać ci tyle informacji. Jutro dowiesz się więcej. Możesz już iść - powiedziała i się do mnie uśmiechnęła promiennie.

Odwzajemniłem uśmiech i wróciłem do moich przyjaciół.

-Co chciała? - zapytała się Wiki.

-A że za tydzień musimy wyruszyć na ważną misję i że ona nie będzie mogła nam towarzyszyć - odpowiedziałem.

-A gdzie? - zapytała się Yas.

-Powie nam jutro. Aha i mówiła że wyprawa będzie trwała parę miesięcy.

-Co?! - krzykneli.

Nie zostawiaj mnie | The Legend of ZeldaWhere stories live. Discover now