(12)

1.9K 205 51
                                    

        Szarawa mgła unosiła się nad horyzontem, zamazując kontury odległych drzew, które wyglądały teraz, niczym groteskowo powykręcani tytani. Levi właśnie wrócił z obchodu, ale tak jak podejrzewał, w pobliżu nie było żywej duszy. Czuł żal, ponieważ Eren był w bardzo ciężkim stanie - rana na jego głowie nie zasklepiała się, a wręcz przeciwnie, otworzyła się i zaczęła z niej się sączyć ropa. Nie mógł pozwolić na to, żeby tutaj zginął w taki okrutny sposób - porzucony na pustkowiu. Nie było w tym nic honorowego, ani światłego, nie było w nim żadnych idei, do których tak zawzięcie dążył Eren.

        - Chyba musimy poczekać na odpowiedź - oznajmił Levi, wchodząc pochylony przez pokruszony łuk wieży. - Ale nie wiadomo, czy w tej mgle udało im się zobaczyć flarę.

        Eren siedział skulony pod jego peleryną, swoją gdzieś zgubił. Wpatrywał się pustym wzrokiem w przestrzeń przed sobą i był jeszcze bardziej milczący niż wcześniej. W porannym świetle, Levi mógł dokładnie mu się przyjrzeć. Jego twarz przybrała ziemisty kolor i było na niej widać wyraźnie zarysowane kości. Na policzkach widniały głębokie, fioletowe kręgi. Odnosił wrażenie, że gorzej mu się oddycha, że każdy wdech jest słaby i świszczący, jak u astmatyka.

        - Jak... - przestał, żeby zaczerpnąć powietrza. Potem przełknął, starając się zwilżyć wyschnięty, na popiół, przełyk. - Jak długo jeszcze?

        W głębi jego oczu przemknął lęk. Levi zastanawiał się jak długo jeszcze wytrzyma. Prawdopodobnie miał gorączkę, a nikt nie wytrzymuje zbyt długo w takim stanie.

        - Nie wiem - bolało go, że nie miał pewności. Nie był w stanie powiedzieć mu niczego konkretnego, zapewnić go, że będzie dobrze. - Wystrzeliłem flarę, ale nie mogę robić tego zbyt często, niedługo nam się skończą.

        Eren skinął głową, jakby nic do niego nie docierało. Przez jego myśli przetacza się stado obrazów. Widzi ostatnie wydarzenia. Odmieńca, z którym stoczył walkę, brzuch konia, kiedy zwisał z siodła i mknącą w jego stronę z zabójczą prędkością ziemię. Potem widział tylko czerwień, krew zalewającą mu oczy, a potem twarz - drobną twarz z dwoma węglami czarnych oczu. Levi musiał coś do niego krzyczeć, bo jego twarz zostaje przerwana pęknięciem otwartych ust.

        A potem nie pamięta już nic, znalazł się w pustce, zapada w miękką czerń, wyciągającą w jego stronę swoje długie palce i obejmującą go coraz ciaśniej, aż w końcu czuje, jakby zniknął całkowicie.

        Levi podniósł jego sprzęt do trójwymiarowego manewru. Odkręcił butlę z gazem i przyjrzał się uważnie zbitej szybce miernika.

        - Pożyczyłbym twój gaz, ale też jest na wyczerpaniu.

        Usiadł zrezygnowany obok niego i zaczął przeszukiwać torby w poszukiwaniu jakiegoś prowiantu. Udało mu się znaleźć tylko bukłak z wodą, której też było niewiele, a także paczkę pokruszonych sucharów. Otworzył ją i podsunął jej zawartość Erenowi.

        - Masz, jedz.

        Nie reagował. Levi westchnął ciężko. Nie pozostało mu nic innego jak wmuszenie w tego upartego bachora kilku sucharów na siłę. Przesunął się do niego, a potem wszedł mu na kolana. Objął nogami jego uda, żeby przypadkiem się nie wyrwał. Potem władczym gestem chwycił jego szczękę i obrócił opierającego się Erena w swoją stronę. Spojrzał mu twardo w oczy, tak że Erena przeszył dreszcz, a potem wysyczał:

        - Nie mogę pozwolić żebyś opadł z sił. Nie chcę żebyś zginął, jasne?

        Skinął głową wciąż trzymaną w jego żelaznym uścisku. Drżącą ręką sięgnął po paczkę sucharów i wsunął kawałek do ust. Levi obserwował go uważnie, wciąż nie zmieniając swojej pozycji. Wiedział, że jeżeli go nie przypilnuje i nic nie zrobi, to Eren na pewno nie przyjąłby nic do jedzenia.

        Patrzył jak porusza się jego szczęka, opięta skórą, jak starym pergaminem. Jak drżą jego zapadnięte policzki. Wyglądał tak źle, że Leviemu sprawiało ból samo patrzenie na niego. Niepewnie wyciągnął dłoń, żeby odgarnąć skołtunione i pozlepiane krwią kosmyki jego włosów, za ucho.

        Dopiero teraz uświadomił sobie, że jeżeli Eren odejdzie znowu zostanie sam. To byłby dla niego ten najgorszy rodzaj samotności, którego już kiedyś doświadczył. Nie była to samotność spowodowana siedzeniem samotnie w pokoju, czy niemożliwość otworzenia do kogoś ust. Jeżeli tak na to by spojrzał, to żył już tak praktycznie cały czas. Nawet był z tego zadowolony, taki rodzaj samotności sprawiał, że zawsze robił wszystko sam, więc nikt nieodpowiedni mu nie przeszkadzał.

        Ale przeczuwał, że strata Erena wpłynęłaby na niego i wyryła głęboką bruzdę w jego pamięci. Przywiązanie jakie do niego żywił nadal go niepokoiło i sprawiało, że czasem zamykał się w sobie, żeby odgrodzić się od swoich uczuć. Ale mimo to Eren lojalnie był przy nim i tego Levi też nie potrafił zrozumieć. Przecież nie miał mu nic do zaoferowania. Wiele razy chciał powiedzieć mu, żeby trzymał się od niego z daleka, żeby przypadkiem nie stał się taki jak on. Levi zdawał sobie sprawę, że przecież poza treningiem i umiejętnościami walki nie miał mu nic do zaoferowania.

       - Dziękuję - niespodziewanie odezwał się Eren.

        Levi zerknął na niego zmieszany. W jego oczach dostrzegł łzy, lśniące słabo w mdłym świetle poranka. Zdziwiło go to, że jest mu naprawdę wdzięczny, i nagle poczuł dziwny skurcz w piersi. Tak jakby jego serce podwoiło swoją objętość i nagle się skurczyło.

        - Dziękuję, za wszystko - kontynuował Eren prze ściśnięte gardło. Zacisnął powieki, żeby powstrzymać wzbierające potoki łez, nie chciał tracić energii na płacz. - Za to, że robisz to wszystko, że jesteś przy mnie.

        Levi czuł jakby całe powietrze uleciało z niego, nie dając szans na zaczerpnięcie oddechu, tak niezbędnego żeby coś powiedzieć. Nie powiedział, więc nic, tylko uniósł drżące kąciki ust, w uśmiechu tak szczerym i czułym, na jaki tylko mógł się zdobyć.

        Nie wierzył w to, że Eren mówi tak, ponieważ wie co zaraz nastąpi. Przecież on nie mógł go tak nagle zostawić. Levi nie wyobrażał sobie, że miałby jeszcze raz przechodzić przez to samo. Przez utratę najbliższej osoby jaką aktualnie miał. Przed laty nie sądził, że to mogłoby przytrafić mu się jeszcze raz.

        - Eren - powiedział poważnie. Ujął jego twarz w swoje dłonie i zmusił go to spojrzenia na siebie. - Obiecaj mi, że nie umrzesz.

        Zdawał sobie sprawę, że brzmi jak desperat, ale miał to gdzieś. Takie sytuacje, zazwyczaj zmuszały ludzi do najbardziej prymitywnych instynktów, do których w innym wypadku by się nie przyznali.

        - Obiecaj mi.

        Jego słowa ginęły w przestrzeni, pochłonięte przez zimne kamienie. Eren zamknął oczy, bo męczył się coraz bardziej. Nie docierało do niego to co powiedział Levi.

        Przez głowę przemknęła mu myśl, że umrze. Może teraz, może za chwilę, a może jutro, albo w zupełnie odległej przyszłości. Mimo, że był w zwiadowcach i widział ich śmierć, to jednak zawsze wydawała mu się ona czymś abstrakcyjnym, czymś co go nie dotyczy. Ale teraz, bardziej niż kiedykolwiek, poczuł, że jest czymś namacalnym i że jego też kiedyś dosięgnie. Pomyślał o tym, że nie może poddać się w chwili, gdy jest na drodze do osiągnięcia swojego celu.

        Ostatnim obrazem jaki zobaczył Eren zanim pochłonęła go ciemność, był piękny uśmiech Levia, który był dla niego czulszy niż jakikolwiek pocałunek.

Święto! Nowy rozdział! 🎉
Możecie mnie zabić za to, że tyle z tym zwlekałam, że wszyscy już się poważnie niecierpliwili 🙏 Wena jakimś magicznym sposobem wróciła i póki co mam nadzieję, że starczy jej na napisanie książki do końca, który zbliża się wielkimi krokami.
Do zobaczenia w następnym rozdziale.
@MrsRoseraie

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 22, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dwa Rodzaje Skrzydeł || EreriWhere stories live. Discover now