(3)

2.2K 243 16
                                    

        Levi czuł nieprzyjemny ucisk w karku. Stres odbijał się nie tylko na jego zachowaniu, ale i na zdrowiu. Czasami myślał, że przydałoby mu się wolne. Ale z drugiej strony, zdawał sobie sprawę o odpowiedzialności spoczywającej na jego barkach. O stanie pełnym gotowości. Leżał na swoim idealnie zasłanym łóżku, wgapiając się bezmyślnie w sufit. Mógłby posprzątać, bo to zawsze go relaksowało, ale w jego komnacie na pewno nie było to potrzebne. Znudzony, przymknął oczy. Przyłapał się na tym, że pod powiekami ujrzał szmaragdowe, iskrzące gwałtownie spojrzenie Erena.

        Podniósł się na łóżku. Sfrustrowany założył sprzęt do trójwymiarowego manewru. Poprawił skórzane paski uprzęży i wyszedł z pokoju. Udał się w stronę pola treningowego. Musiał zająć czymś myśli. Jego zdecydowane, szybkie kroki odbijały się echem od kamiennych ścian korytarza. Zauważył, że coraz częściej jest rozkojarzony, jakby buja w obłokach. Prychnął, jeszcze bardziej zły na siebie. Co w niego wstąpiło? Przecież to on był zawsze najbardziej niewzruszony. Zawsze skrzętnie ukrywał emocje pod chłodną maską obojętności. W tej chwili nie dbał o to, że ktoś ze składu może go zaczepić i wypytywać się, dokąd idzie. Chciał tylko zapomnieć o tych zdeterminowanych oczach, wyrażających każdą emocję, tak bardzo różnych od jego własnych.

        Gdy znalazł się już bliżej pola treningowego, zwolnił. Stad widział, wyłaniające się zza drzew, atrapy tytanów. Wreszcie czuł, że jest zupełnie sam. Mógł w spokoju odetchnąć i zebrać myśli. Powinien był skupić się tylko na istotnych sprawach, a gówniarz na pewno do takich nie należał. Chociaż nie, to w końcu był tytan i do tego, jak się okazało, niebezpieczny. Skoro Levi wziął na siebie obowiązek pilnowania, nie tresowania, go powinien mieć na niego oko. Najchętniej to trzymałby Jaegera jak psa na łańcuchu. Cholera! Znowu myślał o tym dzieciaku, a przecież przyszedł tu po to, żeby wyrzucić go z głowy.

        Wziął głęboki oddech i spróbował skupić się na czymś innym. Obserwował liście wielkich, wiekowych drzew, które drgały poruszane wiatrem. Wyciągnął ostrza i jak miał w zwyczaju, zakręcił nimi w powietrzu. Blask słońca, odbity od nich, zatańczył na pniach. Wziął rozbieg. Czuł jak rozciągają się jego zesztywniałe mięśnie. Skoczył, by zaraz opaść na kartonową figurę tytana, przecinając imitację karku. Trysnęły drzazgi. Powtórzył tak z następną. I kolejną. Gińcie, wy małe kurwy! - myślał między jednym uderzeniem, a drugim, dając upust swojej frustracji.

        Wbił haki w gałąź wyższego drzewa, zmuszając się do zrobienia półobrotu. Skrzyżował miecze, tnąc na krzyż. Powoli wpadał w ten trans towarzyszący mu podczas każdej walki. Napięcie zaczęło ustępować. Wykonał ostatnie cięcie, wirując przy tym w powietrzu. Zakołysał się gwałtownie na linie, przez co ostrza nie trafiły w cel. Skoczył na gałąź wiszącą przed nim i z furią rzucił się do ataku. Następny tytan również nie okazał się łatwym celem, bo znów chybił. Co jest? - to nie zdarzało mu się wcześniej.

        Zdenerwowany wylądował na ziemi. Taki trening nie powinien go męczyć, ale teraz było inaczej. Intensywnie próbował uspokoić oddech, ale ten stan rzeczy jeszcze bardziej go irytował. Właśnie odgarniał czarną grzywkę z twarzy, już powinien ją przyciąć, gdy usłyszał szelest kroków. Nawet bez oglądania się wiedział kto to jest.

        - Co jest? Trening masz dopiero jutro. - próbował ukryć zdenerwowanie, sprawdzając czy ostrze przypadkiem nie jest uszkodzone. Eren podszedł bliżej, zrównując swój cień z jego własnym.

        - To znaczy, że nie mogę poćwiczyć? Muszę stać się lepszy jeżeli jestem w twoim składzie.

        Levi, mimowolnie znów był pod wrażeniem jego determinacji. W sumie jeżeli chłopak się tak poświęcał to była okazja do przetestowania go.

        - I tak nigdy nie osiągniesz naszego poziomu. - schował ostrza. - My walczymy od lat, zabijanie tytanów nie jest dla nas tylko formą przetrwania. Mamy to we krwi.

        - W mojej krwi też płynie żądza mordu - jego oczy zapałały zielonym ogniem. - Przez to co widziałem...

        Odwrócił głowę, nie chcąc pokazywać kapitanowi swoich zaszklonych oczu. Przywołane w jego głowie wspomnienia, wciąż były bolesne. Levi pomyślał, że Eren może zaraz się rozpłacze, dlatego szybko zmienił temat.

        - A tak w zasadzie to po co tu przyszedłeś? Przecież widzę, że nie trenować - wymownie zaznaczył brak jego sprzętu do trójwymiarowego manewru.

        Eren spłonął rumieńcem, jakby się czegoś wstydził. Bo tak naprawdę, nie interesowały go ćwiczenia. Przyszedł poobserwować kaprala z ukrycia. Podpatrzeć jego umiejętności walki. No, a że ten odkrył jego obecność, to nie miał już się z czym kryć.

        - Czasami tu przychodzę - zadarł głowę w górę, by spojrzeć na wysokie drzewa, które wyciągały gałęzie w stronę nieba. - Lubię słuchać szumu wiatru w koronach drzew. To jedyny blisko położony las w obrębie murów. Czasem po prostu tu siedzę i słucham tego osobliwego trzeszczenia konarów. Szeptu lasu.

        Uśmiechnął się lekko w stronę kapitana. Miał nadzieję, że tym kłamstewkiem udało mu sie ukryć jego prawdziwe zamiary.

        - Dobry żołnierz powinien trenować również duszę, nie tylko ciało - dodał.

        - Dziwny z ciebie dzieciak - skomentował Levi i mijając go, wrócił z powrotem do treningu. A Eren stał, patrząc zafascynowany, na wyczyny kapitana , jak ten mknie wśród gałęzi, zrzucając przy tym tumany liści.

Dwa Rodzaje Skrzydeł || EreriWhere stories live. Discover now