(7)

2.1K 184 24
                                    

        Obudził się czując jak promienie słońca kładą się pręgami na jego powiekach. Od dawna nie spał tak spokojnie, tej nocy nie miał koszmarów, jak to zazwyczaj bywało. Pomacał drugą połowę łóżka, ale ta była pusta i już zimna. Levi musiał wstać o wiele wcześniej. Przysiadł na łóżku w wymiętoszonej pościeli, dłonią przeczesując włosy. Brązowe kosmyki przesypywały się między jego palcami. Nagle zamarł, bo z całą mocą dotarły do niego przeżycia poprzedniej nocy. Zrobiło mu się niedobrze, ale mimo woli serce zabiło mu szybszym rytmem. Nie był pewien jak ma spojrzeć swojemu kapitanowi w oczy. Przecież nie chciał mieszać się z nim w żadne sprawy uczuciowe.

        Miał z tego powodu wyrzuty sumienia, ale w jego objęciach było mu tak dobrze. Zadrżał na wspomnienie jego dotyku, delikatnych ale pewnych dłoni na swoim ciele. W jego ramionach czuł się bezpiecznie, chociaż na chwilę mógł zapomnieć o problemach, nękającej go ponurej rzeczywistości. Westchnął do swoich wspomnień.

        Podniósł się na łóżku, rozglądając się za porzuconym wczorajszym ubraniem. Wciągnął je na siebie, mimo że było trochę wymięte. No trudno, może jeszcze zdąży się przebrać. Stwierdził, że lepiej byłoby zaścielić łóżko Leviego, tak równo jak było zanim się na nie rzucili. Podejrzewał, że rzadko panował tu nieporządek. Właśnie poprawiał poduszki, żeby leżały równo i nie miały zagnieceń, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich obiekt rozmyślań Erena.

        - Obudziłeś się już - rzucił na powitanie. - Masz się stawić na naradzie w sprawie wyprawy.

        - Wyprawa tak szybko?

        Levi przeszedł szybkim krokiem pod okno, spojrzał za nie opierając ręce na parapecie. Wyraźnie było widać jego napięte ze zdenerwowania barki.

        - Erwin nie chce dłużej czekać - wyjaśnił, a potem ledwie słyszalnie mruknął do siebie - A my musimy wykonywać jego rozkazy.

        Eren zastanawiał się przez chwilę, czy nie zahaczyć o temat wczorajszego wieczoru. W końcu zaczął niepewnie.

        - Um, co do wczoraj...

        Urwał pod wpływem lodowatego spojrzenia, w którym jednak pełgały ciepłe ogniki.

        - Idź już. Później porozmawiamy.

        Słysząc to wyszedł przepełniony nadzieją na owocną rozmowę z kapralem, ale z drugiej strony targany niepewnością i niecierpliwym oczekiwaniem co do spotkania z dowódcą. Przyspieszył kroku i tak był już spóźniony.

*

        Ostrożnie wszedł przez skrzypiące drzwi sali. Jak zwykle tylko jeden ze stojących tu stołów był zajęty. Popatrzył po zebranych. Byli tu weterani, ale też skład Leviego. Domknął drzwi, żeby nie zrobił się przeciąg i zajął jedyne wolne miejsce obok Hanji. Zazwyczaj nikt nie chciał siedzieć obok niej. Chyba on jako jedyny w pełni rozumiał dlaczego.

        - Dobrze, że jesteś - powitał go Erwin. - Teraz możemy zacząć...

        - Chwila, czemu nie ma z nami kaprala?

        Dowódca obrzucił go uważnym spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek. Powiało grozą. Erwin był zawsze taki poważny. A może wyglądał tak poważnie przez swoje brwi? Wycedził przez zęby:

         - Levi już się o wszystkim dowiedział. Zresztą zależało mi przede wszystkim na twojej obecności.

        Zastanawiał się skąd na nagła zmiana w głosie dowódcy. Czyżby Levi czymś mu podpadł? Trudno mu było to sobie wyobrazić, zważając na fakt, że był jednym z jego najbardziej lojalnych żołnierzy.

Dwa Rodzaje Skrzydeł || EreriWhere stories live. Discover now