(2)

2.3K 254 14
                                    

        Okazja nadarzyła się dopiero w porze obiadowej. Wszyscy porządnie zmęczeni, wreszcie mogli odpocząć. Eren zgłosił się na ochotnika, do przygotowania posiłku, zastępując tym samym Gunthera, który miał pełnić dziś dyżur. Dyżur razem z Levim. Była to wprost idealna okazja do zwierzeń. Spokojny zakątek na uboczu, gdzie nikt nie będzie ich podsłuchiwać, a ich jedynymi świadkami będą rzepy, marchewki i ziemniaki. Cóż, może nie były to zbyt romantyczne okoliczności, ale chrzanić to. Przygotowywali obiad w zupełnej ciszy. Eren był spięty, bo nie miał pojęcia jak skłonić kapitana, do osobistych wynurzeń. Na dodatek, był zły na siebie, że zachowuje się tak jakby to co działo się dzisiaj, nigdy nie istniało. Wściekał się, że nie miał ochoty płakać, ani że jego przygnębienie zdaje się przemijać.

        - Eren...

        Podskoczył na dźwięk swojego imienia, wyrwany z ponurych myśli. Przy tym gwałtownym ruchu nóż ześliznął się z marchewki, którą właśnie kroił, i zranił go w kciuk. Krew spłynęła szkarłatną strugą po jego ręce, z całą mocą przypominając o krwi przelanej na polu bitwy. Levi z dezaprobatą pokręcił głową.

        - Oi, dzieciaku. Ale ty jesteś niezdarny.

        Eren zacisnął zranioną dłoń w pięść, nie podnosząc na niego wzroku. Jego ramiona zadrżały od długo tłumionego płaczu. Łzy zostawiały mokre ścieżki na policzkach. Levi bez słowa zbliżył się do niego i zamknął go w uścisku swoich ramion. Zastanawiał się ile razy pocieszał tak któregoś ze swoich żołnierzy. Szczególnie tych młodych, niedoświadczonych. Eren nie spodziewał się po nim tak czułego gestu, co sprawiło, że rozpłakał się jeszcze bardziej. Wtulił twarz w jego ramię, wdychając charakterystyczny zapach mydła, środków czyszczących i skóry. Po chwili był wstanie wziąć głęboki wdech, by się uspokoić. Odsunął się od Levia, wycierając łzy rękawem.

        - Dziękuję. - speszony odwrócił wzrok. Wstydził się swojego zachowania, nie chciał być uznany za dziecko. - I przepraszam, nie chciałem...

        - Nie przepraszaj - uciął. - To coś zupełnie normalnego. Jesteś jeszcze niedoświadczony. Ale powiem ci jedno - wycelował w niego łyżką, którą mieszał w garnku - będziesz musiał się przyzwyczaić. Choć nigdy nie zrobisz tego w stu procentach. - z powrotem zanurzył drewnianą łyżkę w zupie. - Bo nie da się przyzwyczaić do śmierci.

        Eren ze smutkiem skinął głową. Nie miał innego wyjścia. powinien zdawać sobie sprawę, że nigdy nie uda mu się ochronić wszystkich, choćby nie wiadomo jak bardzo się starał.

        - Opatrz sobie tę ranę i wracaj do roboty. Niedługo się zbieramy - rzucił Levi na odchodnym.

        Podczas posiłku atmosfera była taka jak zwykle. Nikt nie słuchał Hanji, która zasiadła do stołu jako ostatnia i teraz opowiadała niestworzone historie o eksperymentach na tytanach.

        Eren rozmyślał o tym co powiedział mu Levi. Że nie można przyzwyczaić się do śmierci. No i jeszcze plan Petry. Nie zrealizował go tak jak było przewidziana, ale zdawało się, że kapitan jest w trochę lepszym nastroju. Petra widocznie też to zauważyła, bo posłała Erenowi wdzięczny uśmiech. Jemu też ulżyło. Podejrzewał, że taka szczera rozmowa i odrobina czułości ze strony Levia, to coś czym nie każdy mógł się poszczycić. Wystawił twarz w stronę słońca, pozwalając by wiatr targał jego włosami.

        - Dobra, koniec tej sielanki. Zbieramy się.

        Wszyscy zaczęli szykować się do drogi. Sprzątali naczynia, pakowali sprzęt, siodłali konie. Chcieli jak najszybciej z powrotem znaleźć się za bezpiecznymi murami. Z powrotem w klatce - pomyślał z goryczą Eren.

Dwa Rodzaje Skrzydeł || EreriWhere stories live. Discover now