Komnata w korze drzewa. Delphi pochyla się nad Scorpiusem, odchylając jego głowę i otwierając mu oczy. Throffina wypchnęła Rose i Albusa z chaty, a za nią stoi matka Draco.
-Będą mnie kochać i nosić na rękach, gdy dowiedzą się, że to JA zabiłam Albusa Pottera -śmiała się i podskakiwała -Narcyzo, podaj mi swoją różdżkę.
-Po co ci ona? -kobieta położyła dłoń na biodrze, gdzie miała różdżkę.
-Zabiję Pottera z dwóch. Tak na znak jego niskości -machnęła dłonią w stronę staruszki -Daj mi ją kobieto!
-Nie widzisz, że ten cały plan mojej siostrzenicy, nie ma najmniejszego sensu, gdy zabije Scorpiusa? Jej zemsta wcale nie pomści swojego ojca, a tylko zrani Draco. Przecież on nic nie zmienia w jej przepowiedni. Więcej by zrobił martwy Potter, którykolwiek, niż Scorpius. To nie ma sensu, Throffino -kobieta stanęła obok Albusa -Przejrzyj na oczy!
-Odsuń się, chce zabić Pottera -zaczęła się denerwować.
-Ona ma racje, Scorpius to jakaś głupia wymówka, jeżeli chce się zemścić za smierć Voldemorta -wtrącił Albus -Zdobędzie ciało Scorpiusa i co dalej? Zabije ciebie i nas, zostaje władczynią w ciele dziecka?
Throffina zatrzymała się i zawołała Delphi.
-Czemu mi przerywasz? -rzuciła tak oschle, aż liście zaczęły się skręcać.
-Delphino, oni wszyscy mają racje. Po co ci Scorpius jeżeli chcesz zawładnąć światem. Ciało tego chłopca...
-Zabij mnie zamiast jego! -wtrącił Albus -Wypuść też Rose.
-Młody Potter błaga o uratowanie przyjaciół -zaśmiała się -Macie racje. Zabije ciebie Potter, bo twój ojciec odebrał mi wszytko. Draco, jest tylko głupim zdrajcą, więc nie wart jest tyle zachodu...a ta młoda dziewczynka, zostanie ze mną.
-Ale dalej nie rozumiem, dlaczego uciekanie z Azkabanu dla Scorpiusa Malfoya, chłopca, który nic nie zmienia w twoim życiu? -wyrzuciła Rose.
-Nic? -wyciągnęła różdżkę -Głupia dziewczyno, jego ojciec wycofał się. Gdyby nie stchórzył, mój ojciec by żył i moja matka też. Po odebraniu mu syna, zabiłabym ciebie. Więc tylko przyspieszyłeś przebieg zdarzeń, za co bardzo ci dziękuje -puściła do niego oczko -Throffino, zajmij się w końcu nimi! Rose przynieś mi na górę, Narcyzo, a Pottera zabij.
Delphi wróciła do chaty. Narcyza szarpnęła Rose za ramie i wprowadziła za nią. Albus stał na przeciw Throffiny.
-Byłeś takim przystojnym chłopcem -zaczęła krążyć wokół niego -Jakbym była nastolatką, to zakochałabym się w tobie. Te bujne włosy, śliczne oczy i to spojrzenie!
-Zabij mnie -uśmiechnął się do niej -W końcu nie na to czekasz?
-Nie pogrywaj ze mną, Potter -warknęła.
Zamachnęła się różdżką.
-Avada Kedavra!
Ciało osunęło się na ziemie. Z środka wydobył się szczęśliwy okrzyk Delphiny.
-Throffino, wróć do mnie! -krzyknęła Delphi.
-Accio!
Pierścień wypadła z dłoni Delphi.
-Co ty ... -odwróciła się od ciała -Albus?
-Zniszczę go -trzymał w pieści pierścień -Zniszczę go, a zaraz po nim ciebie.
-Użyłeś zaklęcia niewybaczalnego -podniosła się.
-Siadaj! -trzymał różdżkę przed sobą, a pot zlatywał mu z czoła.
-Kochany Albusie, zabiłeś człowieka -uśmiechnęła się wyciągając do niego ręce -Możemy być razem, jako najwięksi czarodzieje.
-Powiedziałem siadaj i zamknij się! -wykrzyczał.
Delphi usiadła na fotelu.
-Wiesz czyj to dom? -rozejrzała się Delphi -To rodzinny dom Draco Malfoya. Białowłosego chłopca, który nie potrafił się odnaleźć. Nie potrafiono go kochać, więc on nie kochał innych. To tutaj, każdego lata, omawiał z tatą swoje plany, jak upokorzyć Harry'ego Pottera -wzięła wdech -Ta starość i czasy dzieciństwa. Nawet byłam tu jako małe dziecko.
-Poddaj się -trzymał różdżkę na wysokość nosa. -Drętwota!
- Hahaha -uchyliła się -Przestań walczyć, bo i tak cię zabiję!
Z góry dobiegły okropne wrzaski.
CZYTASZ
Albus Potter i zaginiony klejnot
FanfictionRodzinne dziedzictwo od zawsze dawało Albusowi w kość. Jako syn Harry'ego Pottera, spostrzegany miał być jako najlepszy czarodziej Hogwartu. Kiedy przeszłość ojca wtrąca się w życie chłopaka, tylko on potrafi stawić temu czoło i uratować straconych...