[17] Pies

577 19 3
                                    

[EDIT: 10.04.2018]

Narratorem w tej miniaturce jest tytułowy Pies (a właściwie suczka), więc starałam się jako-tako przedstawić sytuację z jego perspektywy (stąd ten cały "Zięć" i "Młode"). Nie wiem, czy mi się to udało :') Jeśli będziecie mieli jakieś sugestie, to proszę, podzielcie się nimi.

[Zamawiający/a: ✖]

[Uniwersum:✖]

[Typ:✖]

Leżałam w klatce w obco pachnącym budynku i co jakiś czas popijałam wodę z postawionej obok mnie miski. Wszystko mnie bolało. Od czterech dni nic nie jadłam. Tak właściwie to nie rozumiałam, co się działo. Moja Pani i ten drugi człowiek – czasem mówiła do niego „Zięć" – dwa dni temu zostawili mnie z tymi... Obcymi. Nie lubiłam ich. Ciągle mnie czymś nakłuwali, poza tym założyli mi ten wstrętny kołnierz, przez który nie mogłam się podrapać za uchem. Pamiętałam, że wczoraj próbowali mnie dotknąć, więc ich ugryzłam. Naprawdę ich nie lubiłam, chciałam do domu.

W pewnym momencie usłyszałam kroki i głosy, a inny, leżący na kocu naprzeciwko mnie pies zaczął merdać ogonem. Poderwałam głowę, gdy poczułam moją Panią, tego Zięcia i Jego młode. Pisnęłam, siadając. Pani wyciągnęła do mnie dłoń, przekładając palce między kratami. Podparła się na kuli, poprawiając beret.

Razem z nimi była jedna z tych niemiłych osób. Rozmawiała z Panią o uśpieniu mnie... Jeszcze bardziej nie rozumiałam. Przecież nie chce mi się spać.

Powoli wstałam, gdy drzwiczki klatki otworzyły się z wysokim, nieprzyjemnym piskiem. Czułam się słaba, naprawdę słaba, ale mimo to podreptałam do znanych mi osób, z radością w oczach przyjmując ich ciepłe ręce, gładzące mnie po głowie i grzbiecie. Zięć zawołał mnie, wychodząc z pokoju pełnego klatek. W przypływie szczęścia wyprzedziłam go, ale chwilę później zatoczyłam się i wpadłam na stojące w korytarzu wiadro z wodą. Przewróciłam się na bok. Zięć pomógł mi wstać, a później wziął mnie na ręce i postawił na niebieskim stole. Niewygodnie się po nim chodziło, bo uginał się pod moimi łapami.

Młode Zięcia głaskało mnie, co jakiś czas dając mi polizać swoją dłoń. Nie słuchałam tego, co mówił niemiły Człowiek, skupiłam się na próbach dotarcia do Pani, ale Zięć mnie trzymał, mówiąc coś o spadaniu. To kolejna rzecz, której nie rozumiem. Ja przecież nie chcę spaść, chcę przytulić się do Pani!

Szarpnęłam się lekko, gdy rozcinano bandaż, przytrzymujący na mojej łapie igłę, do której jeszcze przed chwilą podłączony był ten dziwny przezroczysty kabelek. Człowiek z uśmiechem sięgnął do mojego kołnierza, a ja kłapnęłam zębami. Dostałam za to burę od Zięcia. Później pozwoliłam sobie zdjąć ten durny kawałek drapiącego czegoś.

Młode wzięło od Człowieka jakieś papiery, a Pani metalowe opakowanie. Było w nim coś, co nazywa się tabletki. Nie były zbyt smaczne, a oni cały ten czas kazali mi to połykać.

Wyszliśmy na dwór. Poszłam na trawnik i opróżniłam pęcherz. Później wsiadłam do ryczącego, dymiącego metalowego pudełka razem ze wszystkimi. Bałam się, nigdy nie lubiłam tej kupy metalu, robiła za dużo hałasu.

Przez całą drogę Pani trącała stopą rankę po igle – tej, którą wyciągnęli mi spod bandaża. Trochę piekło, ale nie wydałam z siebie najmniejszego dźwięku. Słyszałam, jak dookoła mnie przejeżdża więcej dymiących puszek i jak Pani, Zięć oraz Młode rozmawiają. Gdy tylko któreś z nich wspomniało słowo „dom", postawiłam uszy. Wracałam do domu!

Gdy tylko Pani otworzyła drzwi, wyskoczyłam z puszki, człapiąc powoli w stronę drzwi wejściowych. Czułam, jak moja sierść jeży się z bólu. Zięć włożył do niewielkiej dziury w drzwiach kawałek metalu i przekręcił go, otwierając je. Resztkami sił weszłam do środka. Podeszłam do stojącej przy butach Ludzi miski z wodą. Łapczywie wychłeptałam wszystko, a gdy Młode przyniosło mi więcej, opróżniłam kolejną miseczkę. I kolejną. Zmęczona położyłam się na swoim legowisku, które wychłodziło się podczas mojej nieobecności, i zamknęłam oczy. Wreszcie mogłam odpocząć

* * *

Zwijałam się z bólu na kocu, piszcząc cicho. Miałam wrażenie, że mój brzuch zaraz eksploduje. Jak przez mgłę słyszałam, jak Pani i Jej Córka kłócą się o uśpienie mnie. Znowu to samo. Uśpienie. Ile ja bym dała, żeby w tym momencie zasnąć i po prostu spać. Może przyśniłby się mój Pan? Dawno go nie widziałam. Pewnego dnia wyszedł i już nie wrócił, a Pani strasznie wtedy płakała. Ciekawe, czy uśmierzyłby mój ból? Chcę do Pana! Chcę do Pana. Chcę do Pana...

Oszołomiona czułam, jak Zięć znów wpakował mnie do metalowej puszki. Podświadomie wiedziałam, gdzie jechaliśmy – do tego obco pachnącego miejsca. Gdy już dotarliśmy do celu, znów wylądowałam na tym niebieskim stole. Pamiętam tylko, że po jakimś czasie poczułam ukłucie, a później nie widziałam już nic.

* * *

Otworzyłam oczy i powoli wstałam, oślepiona jasnym światłem. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że nic mnie już nie boli i szczeknęłam z radości. Wtedy zobaczyłam sięgającą w moją stronę rękę, od której bił zapach Pana. Pobiegłam w jej kierunku i już po chwili czułam ciepłą dłoń, gładzącą mój grzbiet. Lizałam Pana po twarzy, merdając moim króciutkim ogonkiem. Szczekałam, jakby próbując mu powiedzieć, że cieszę się, że go widzę. Co z tego, że mnie nie zrozumiał?

On po prostu uśmiechnął się, pociągnął lekko za obrożę, odwrócił się i odszedł, a ja podreptałam za nim.

✔ Miniaturki [KSIĘGA PIERWSZA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz