.21

232 43 4
                                    

Miarowe pikanie maszyny.

Dźwięk, który wypełniał całą moją głowę.

Dźwięk oznajmiający, że nadal żyję.

Zamknąłem oczy, by nie wydostały się z nich nagromadzone łzy.

Żyję.

A Josh nie.

Do sali wszedł lekarz, a za nim moja matka.

- Panie Joseph.. - zaczął. - Mówiąc szczerze, nie było najmniejszej szansy, by sie udało. Jednak z jakiś niewytłumaczalnych przyczyn po ostatniej operacji pański stan zdrowia się ustabilizował. Zostawimy pana na obserwacji jeszcze tylko przez jeden dzień, a później... Chyba może pan wracać do domu.

- Dziękuję. - powiedziałem cicho.

Doktor wyszedł z pokoju, a moja matka zbliżyła się do mojego łóżka.

- Wyobrażam sobie, że jest ci ciężko.. - powiedziała, łapiąc mnie za rękę.

Nie wytrzymałem, po moich policzkach popłynęły wstrzymywane od tamtego dnia łzy.

- To były najlepsze dni w moim życiu. - powiedziałem, szlochając. - Ale to-o moja wina, że Josh nie żyje.

- Nie mów tak. - powiedziała, gładząc mnie po włosach.

- Gdybyśmy wtedy nie uciekli, gdybym ja tak bardzo nie naciskał.. - powiedziałem.

- Wszystko się ułoży, zobaczysz. - powiedziała, głaszcząc mnie po głowie.

- Jak mam żyć bez niego? - zapytałem, po raz kolejny zalewając się łzami.

set me free |joshler|Where stories live. Discover now