.17

226 45 9
                                    

- Powinieneś wrócić do szpitala. - powiedział, kiedy w końcu wsiadłem do samochodu.

- Nie. - rzuciłem tylko i zapiąłem pasy.

- Tyler. - powiedział ostrzegawczym tonem. - To nie są już żarty.

- Nie, to nie są żarty. Niedługo umrę i musisz się z tym pogodzić, jednak chcę móc zdecydować jak i gdzie spędzę te ostatnie chwile. Chcę móc zadecydować z kim je spędzę. A chcę to zrobić z miłością mojego marnego życia. - powiedziałem, delikatnie podnosząc głos.

Spojrzałem się na Josha, po którego policzkach zaczęły spływać łzy.

Wyciągnąłem rękę i starłem jego łzy.

- To ja umrę, nie ty. - wyszeptałem.

- Nie zostawiaj mnie tutaj samego. - powiedział drżącym głosem.

- Tak będzie lepiej, zobaczysz. Zapamiętasz mnie jako przelotną, młodzieńczą miłość. Jeszcze kiedyś znajdziesz sobie jakiegoś miłego kolesia, albo dziewczynę i założysz rodzinę. A o naszej przygodzie będziesz opowiadał wnukom przy kominku. To twoja przyszłość, nie moja.

- Kocham cię. - powiedział, łapiąc mnie za dłoń.

- Wiem to. - uśmiechnąłem się delikatnie, rysując kciukiem małe kółeczka na jego policzku. - Jednak zbliża się koniec mojego, nie twojego świata. Wiem, że będzie ci trudno. Jednak tak miało być.

- Błagam cię, nie mów tak.. - z jego oczu na nowo wypłynęły łzy.

- Taka jest prawda. - powiedziałem, uśmiechając się.

Przysunąłem się do niego i scałowałem wypływające z jego oczu łzy.

- Kocham cię. - wyszeptałem.

***

- Dojechaliśmy. - powiedział, delikatnie ściskając mnie za ramię.

Otworzyłem oczy i ziewnąłem przeciągle.

- Nareszcie. - zaśmiałem się i wyszedłem z samochodu.

Rozejrzałem się po okolicy, w której się znaleźliśmy.

Opuszczone wesołe miasteczko.

- Zawsze chciałem takie odwiedzić. - westchnąłem z zachwytu.

- Nie boisz się duchów? - wyszeptał Josh prosto do mojego ucha.

Podskoczyłem przerażony, nie zauważyłem, kiedy znalazł się tak blisko mnie.

- A spadaj. - wybuchnąłem śmiechem i odwróciłem się twarzą do niego.

Przybliżyłem swoje usta do jego ust.

Czułem jego ciepły oddech na swoich wargach.

- Muszę ci coś powiedzieć. - stwierdziłem, patrząc mu się prosto w oczy.

- Dawaj. - powiedział, mrużąc oczy.

- Berek! - krzyknąłem i pacnąłem go w ramię, po czym odwróciłem się i jak najszybciej potrafiłem pobiegłem przed siebie.

Słyszałem za sobą jego zaskoczony śmiech, a także to, jak już po kilku sekundach zerwał się do biegu, by mnie dogonić.

Biegłem do momentu, aż zabrakło mi tchu.

W końcu stanąłem, zginając się w pół i mocno ściskając rękoma głowę, by opanować jej przeraźliwy ból.

- Wszystko w porządku? - usłyszałem, jak Josh zatrzymuje się obok mnie.

- T-tak.. - powiedziałem, podnosząc się i starając się uśmiechnąć. - Chodźmy na karuzelę.

Złapałem go za rękę i pociągnąłem ze sobą.

set me free |joshler|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz