- Powinieneś wrócić do szpitala. - powiedział, kiedy w końcu wsiadłem do samochodu.
- Nie. - rzuciłem tylko i zapiąłem pasy.
- Tyler. - powiedział ostrzegawczym tonem. - To nie są już żarty.
- Nie, to nie są żarty. Niedługo umrę i musisz się z tym pogodzić, jednak chcę móc zdecydować jak i gdzie spędzę te ostatnie chwile. Chcę móc zadecydować z kim je spędzę. A chcę to zrobić z miłością mojego marnego życia. - powiedziałem, delikatnie podnosząc głos.
Spojrzałem się na Josha, po którego policzkach zaczęły spływać łzy.
Wyciągnąłem rękę i starłem jego łzy.
- To ja umrę, nie ty. - wyszeptałem.
- Nie zostawiaj mnie tutaj samego. - powiedział drżącym głosem.
- Tak będzie lepiej, zobaczysz. Zapamiętasz mnie jako przelotną, młodzieńczą miłość. Jeszcze kiedyś znajdziesz sobie jakiegoś miłego kolesia, albo dziewczynę i założysz rodzinę. A o naszej przygodzie będziesz opowiadał wnukom przy kominku. To twoja przyszłość, nie moja.
- Kocham cię. - powiedział, łapiąc mnie za dłoń.
- Wiem to. - uśmiechnąłem się delikatnie, rysując kciukiem małe kółeczka na jego policzku. - Jednak zbliża się koniec mojego, nie twojego świata. Wiem, że będzie ci trudno. Jednak tak miało być.
- Błagam cię, nie mów tak.. - z jego oczu na nowo wypłynęły łzy.
- Taka jest prawda. - powiedziałem, uśmiechając się.
Przysunąłem się do niego i scałowałem wypływające z jego oczu łzy.
- Kocham cię. - wyszeptałem.
***
- Dojechaliśmy. - powiedział, delikatnie ściskając mnie za ramię.
Otworzyłem oczy i ziewnąłem przeciągle.
- Nareszcie. - zaśmiałem się i wyszedłem z samochodu.
Rozejrzałem się po okolicy, w której się znaleźliśmy.
Opuszczone wesołe miasteczko.
- Zawsze chciałem takie odwiedzić. - westchnąłem z zachwytu.
- Nie boisz się duchów? - wyszeptał Josh prosto do mojego ucha.
Podskoczyłem przerażony, nie zauważyłem, kiedy znalazł się tak blisko mnie.
- A spadaj. - wybuchnąłem śmiechem i odwróciłem się twarzą do niego.
Przybliżyłem swoje usta do jego ust.
Czułem jego ciepły oddech na swoich wargach.
- Muszę ci coś powiedzieć. - stwierdziłem, patrząc mu się prosto w oczy.
- Dawaj. - powiedział, mrużąc oczy.
- Berek! - krzyknąłem i pacnąłem go w ramię, po czym odwróciłem się i jak najszybciej potrafiłem pobiegłem przed siebie.
Słyszałem za sobą jego zaskoczony śmiech, a także to, jak już po kilku sekundach zerwał się do biegu, by mnie dogonić.
Biegłem do momentu, aż zabrakło mi tchu.
W końcu stanąłem, zginając się w pół i mocno ściskając rękoma głowę, by opanować jej przeraźliwy ból.
- Wszystko w porządku? - usłyszałem, jak Josh zatrzymuje się obok mnie.
- T-tak.. - powiedziałem, podnosząc się i starając się uśmiechnąć. - Chodźmy na karuzelę.
Złapałem go za rękę i pociągnąłem ze sobą.
CZYTASZ
set me free |joshler|
Fanfiction"- Przepraszam. - powiedziałem przez łzy, chwytając jego rękę. - Przepraszam. - powtórzyłem, jeszcze mocniej ściskając jego martwą dłoń." inspirowane teledyskiem bemy 'oxygen'