#19

462 32 16
                                    

~PP Dezy~

Siedzimy tu kolejny dzień, było tam strasznie nudno, aż przypomniał mi się mój piereszy raz kiedy trafiłem do schroniska

~Wspomnienie~

Lato, pogoda była piękna - słońce grzało, niebo niemal bezchmurne, w domu raczej nic do roboty nie miałem, odcinek zmontowany, mieszkanie wysprzątane, w telewizji nic ciekawego, a w internecie nic nowego. Postanowiłem pójść na spacer w postaci wilka. Założyłem więc obrożę, która miała znaczek z adresem mojego brata, umówiliśmy się, że będzie tylko w razie potrzeby, ale mam go zakładać zawsze kiedy idę w tej postaci, tak też zrobiłem i tym razem. Szedłem ulicami stolicy, promienie słoneczne delikatnie oświtlały moją sierść, a lekki wiatr zmniejszał uczucie gorąca w tak upalny dzień. Zmierzałem w stronę parku, jak zwykle nie byłem zbyt uważny, gdyż do tej pory nic złego nie wydarzyło się podczas takiego spaceru, po około 10 minutach truchtu miałem dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, lecz zignowałem to, tuż po tym, jak po obejrzeniu okolicy nie zauważyłem nic podejrzanego. Przez kolejne pół godziny biegałem sprintem robiąc krótkie przerwy i zwalniałem do chodu, byłem już cholernie zmęczony, więc polożyłem się w cieniu drzewa i pozwoliłem otulić się Morfeuszowi. Po jakimś czasie, nie wiem pięć może 10 minut, usłyszałem ciche kroki, pewnie jakieś dzieciaki albo inny przypadkowy przechodzień - pomyślałem i zignorowałem to, niestety to był mój błąd, gdyż 'przypadkowym przechodniem' okazał się być hycel, na szczęście w schronisku nie byłem długo, bo niecałą godzinę, dzięki znaczkowi, Florian został szybko poinformowany, ale musiał coś załatwić przez co nie przyjechał od razu.

~Koniec wspomnienia~

Teraz jakoś nie przywiązuje szczególnej uwagi do tego, że się tu znajduję, bardziej martwię się o Ksenię. Jest dla mnie jak młodsza siostra, mimo że jest starsza, ona raczej nigdy nie trafiła do takiego miejsca, dziewczyny zdecydowanie częściej i bardziej są uważne lub nie podejmują ryzyka w ogóle. Mam nadzieję że nie będzie mi miała za złe, w końcu - to był mój pomysł, głupi pomysł, mojego brata nie będzie jeszcze dwa dni. Super Dezy, po prostu zajebiście - skarciłem się w myślach

~PP Ksenia~

Jestem wściekła, mogłam się nie godzić na ten plan, a jak już to mogłam być bardziej ostrożna, jestem zła bardziej na siebie niż Dezego, chłopaki tak mają - najpierw 'świetny' pomysł, a potem pakują się w kłopoty... Ygh, miało być śmiesznie a jest jak jest... Jestem ciekawa jak bawią się chłopaki, mam nadzieję, że chociaż u nich zabawa jest przednia. Chociaż w sumie to niemożliwym jest żeby nie była, ciekawe co teraz robi Florian...

~Kilka godzin później~

Egh... Ale tu nudy... Jedyne co 'ciekawego' się wydarzyło to przynieśli jedzenie, oczywiście, standartowo - karmę. Nie cierpię jej, a teraz przyjdzie kilkoro opiekunów i idziemy na spacer, na szczęście wiem już które psy idą, bo było tu dwóch rosłych chłopaków i wybierało czworonogów, padło też i na mnie, więc to by mogła być sznasa na ucieczkę. Niestety nie wiem czy Dezy też idzie, ale mam plan na każdy możliwy przypadek, chyba że coś pominęłam to będę polemizować, ale wydaje mi się, że mam wszystko dopracowane. Kiedy przyszli opiekunowie okazało się być ich czterech - trzech chłopaków, w tym tych dwóch poprzednich, i jedna dziewczyna, każdy z nich miał po cztery smycze, ale najpierw poszli po psy od końca, jak się okazało - Dezy też tam był, co pozwoliło mi zrealizować plan A, D lub H w zależności gdzie pójdzimy. Mnie prowadziła ta dziewczyna, natomiast Skowrona - młodzienie wątłej budowy, co dawało nam dużą przewagę. Podeszłam do przyjaciela i się 'przytuliliśmy'
- Hej, Dezy - zaczęłam
- Hej, jak się czujesz? - zapytał
- Dobrze, słuchaj mam plan -powiedziałam kiedy wychodziliśmy z terenu schroniska
- Plan ucieczki rozumiem? - przytaknęłam skinieniem głowy - to dobrze bo ja też
- Czyji realizujemy?
- Może najpierw je przedstawmy i wybierzemy, ty pierwsza
- Okay, więc tak ja mam plan na każdą możliwą sytuację, a do tej teraz pasują mi trzy z nich, ale to zależy czy pójdzimy do lasu, miasta lub jakieś jezioro lub rzekę
- Z tego co wiem idzuemy do lasu - spojrzał przed siebie postrzymując się od śmiechu, też odwróciłam wzrok w tę stronę, faktycznie był tam las
- Głupek - zaśmiałam się - okay, czyli robimy tak: kiedy będziemy trochę bardziej w głębi lasu i tech czterech skupi się już zupełnie na rozmowie zaczynamy sprint i to tak na 100% jak tylko się da
- Miałem mniej więcej taki sam plan
- No widzisz - uśmiechnęłam się zwycięsko i uniosłam dumnie głowę, przez co Dezy się zaśmiał - dam ci znak kiedy, okay?
- Dobra, ty tu rządzisz - posłał mi oczko

Po godzinie chłopaki i dziwczyna byli tak pochłonięci swoją rozmową, że w ogóle nie zwracali uwagi na nas i resztę czworonogów, poczekam jeszcze chwilę i dam znak Czułkowi. W momencie, w którym miałam dać sygnał zobaczyłam czarną postać w gęstych krzakach, już nie myślałam o ucieczce, kreatura z zarośli zajęła całkowicie moje myśli, zaczęłam bieg, słyszałam, że mój przyjaciel biegnie za mną i woła coś jakby "brawo udało nam się", a za nami nawoływania opiekunów, ale miałam to wszystko w głębokim poważaniu. Wbiegłam w las i po kilu minutach zatrzymałam się oriętując, że nikogo nie ma, ani Dezego, ani opiekunów, ani nawet tej postaci, szczeknęłam raz - echo, drugi - nadal tylko powielanie się dźwięku. Zaczęłam iść w nieznaną mi drogę, ścieżkę leśnych zwierząt zastanawiając się "gdzie ja, do cholery, jestem?".

Chodziłam tak przez jakiś czas, nie wiem ile czasu minęło, nie mniej jednak wiem, że nie było to 5 czy 10 minut a kilka godzin, wiem, bo słońce jest już bliskie zetknięcia się z choryzontem, ledwo je widzę jednak udaje się mu przebić swoim blaskiem między drzewami. Opadam z sił, jest coraz chłodniej, a ja nie wiem gdzie jestem, co zrobić, zostałam zupełnie sama, zdana tylko na siebie. Usłuszałam kroki za sobą, jednak po odwróceniu się nikogo nie widzę "chyba mi już totalnie odwaliło" karcę się w myślach, a po kilku sekundach znów je słyszę, mimo to ignoruję je, co okazuje się błędem, czuję jakby ktoś nadepnął mi na ogon, ale nikogo nie ma, zaczynam znów bieg. Po kilkuset metrach zatrzymuję się i odwracam, widzę tą samą postać co wtedy w krzakach, jaednak teraz jest ona bardziej wyraźna, teraz widzę jej potęgę, jest ogromna - na oko ponad 2 metry wysokości, a jej postura jest potężna, jej oczy ogromne i szereg białych zębów, a ziemia po której stąpała zamienia się w lód. Strach paraliżuje wszystkie moje mięśnie, nie mogę się ruszyć, a stwór jest coraz bliżej, dopiero jak dzieli nas kilka metrów paraliż poszcza, a ja zaczynam ucieczkę, nie zważam na nic, byle by być od niej jak najdalej, co nie wychodzi najlepiej, gdyż już po około 70 metrach smycz, która dalej jest przypięta do mojej obroży zachacza o coś. To nagłe zatrzymanie powoduje omdlenie mojej osoby, na tyle długo żeby potwór był ode mnie jakieś 15 metrów, wstaję i próbuję się uwolnić, nie mam odwagi podejść i odchaczyć smyczy więc ją szarpię, co nie daje porządanego efektu, a postać jest już tuż przy mnie, w tym momencie zamknęłam oczy a moje ciało ogarnął potworny chłód, a już po chwili nie czułam nic, była tylko ciemność, nicość.

=^~^=

1153 słowa łohoho

No heeejjj :3
Wiem dawno nie było rozdziału i trochę bardzo was zaniedbuję, za co strasznie przepraszam :c a z okazji Halloweenu rozdział ze szczyptą dramaturki xD rozpoznajecie opis przedstawionego potwora? Xaddd kto zgadnie dla tego dedyk kolejnego rozdziału 😂😂😂 chyba że zgadnie nimal każdy to dedyk dla każdego czytelnika :3
Do poczytania bajuuu ;3
Papatki

WilczaWhere stories live. Discover now