Przemiana

7.5K 644 12
                                    

Budzę się z potwornym bólem głowy. Z jękiem otwieram oczy.

Zdaję sobie sprawę, że jestem zakneblowana jakimś brudnym materiałem, a ręce mam związane w nadgarstkach i jestem przywiązana do dwóch drzew – jedno drzewo na prawą rękę, drugie na lewą.

Przerażona próbuje się uwolnić, ciągnąc za sznury.

– Nie trać sił niepotrzebnie – mówi jeden z mężczyzn przy ognisku. Jest już wieczór, a płomienie to jedyne światło w ponurym lesie.

Powiedziałabym coś, gdybym nie była związana.

– Będziemy długo szli. Odpocznij – oznajmia drugi.

– Gdzie mnie zabieracie? – pytam niewyraźnie.

– Przykro mi, dziewczynko. Nie rozumiemy co mówisz.

– Proszę, uwolnijcie mnie – staram się wypowiedzieć to zdanie wyraźnie.

– Nie ma takiej możliwości.

Zaczynam błagać przez łzy. Naprawdę nie wiem, co oni chcą ze mną zrobić. I nie chcę o tym wiedzieć. Chcę się tylko wydostać.

– Zamknij się!

Jeden z nich wstaje i podchodzi do mnie. Wymierza mi mocne uderzenie w policzek. Jestem tak oszołomiona, że na początku nie czuję bólu ani pieczenia.

– Co ty wyprawiasz? – Drugi mężczyzna wstaje z miejsca. – Ma być żywa.

– Do tego czasu się uleczy – odpowiada ten obok mnie.

– Nie rób nic – ostrzega – inaczej obaj za to odpowiemy. – Podnosi z ziemi nóż. – Zbierajmy się. Bezpieczniej będzie iść w nocy.

Oboje zaczynają mnie odplątywać od drzewa.

To moja jedyna szansa, myślę. Nie spieprz tego.

Wyrywam się, a sznurki z więzów na nadgarstkach wypadają im z rąk. Udaje mi się wyciągnąć materiał z ust.

– Proszę, puśćcie mnie – błagam ponownie.

Nie jestem pewna czy uda mi się ich pokonać w walce, więc jeszcze raz próbuję ich przekonać do uwolnienia mnie bez używania przemocy.

– Puśćcie mnie...

– Bierz ją z lewej strony, ja biorę z prawej.

Zbliżają się do mnie z dwóch stron. W dłoniach ściskają noże. Wycofuję się powoli.

Dwóm osobom nie dam rady, myślę. Emiliano nie uczył mnie tego. Kazał mi uciekać, gdy zaistnieje taka sytuacja.

Rozeznaję się w okolicy. Wszędzie rosną drzewa i krzaki. Kiedy już im ucieknę będę mogła się schować między liśćmi i może mnie nie znajdą.

Puszczam się biegiem w lewą stronę – tam gdzie las jest gęstszy.

Nie udaje mi się daleko uciec, bo mężczyźni ciągną za sznurki uwiązane do moich nadgarstków i upadam na plecy.

Próbuję się od nich odczołgać, ale unieruchamiają mi nogi siadając na nich.

– Nigdzie nie idziesz – mówi, wyciągając nóż w moją stronę. – A teraz na pewno nie pójdziesz.

Bierze zamach i rani mnie w udo. Nie za głęboko, ale wystarczająco by przeciąć skórę i sprawić mi okropny ból.

Krzyczę.

– Co ty wyprawiasz? Chcesz ją zabić?!

– Nie – mówi, ocierając pot z tworzy – tylko lekko okaleczyć.

Tigre [W TRAKCIE POPRAWEK]Место, где живут истории. Откройте их для себя