Spotkanie

11.7K 800 69
                                    

Kolejny poprawiony rozdział

*********************

Nancy

Zbieram się do wyjścia. Jest już dawno po północy.

Jasmin późno wróciła do domu. Ale była cała i zdrowa. A to jest najważniejsze.

Spędziła wieczór w towarzystwie strażnika, który – jak zresztą później się dowiedziała – miał na imię Emiliano. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. To ja kazałam mu jej poszukać.

Odkąd znam Emiliano jest mi łatwiej kontrolować Jasmin. Nie chciałam tego robić, ale zmusiła mnie do ostatecznych czynów. Nie lubię jej nadzorować, ale gdybym tego nie robiła całe moje zadanie zeszłoby na psy, a obietnica, którą dałam jej rodzicom, przypominałaby mi o sobie codziennie w postaci wyrzutów sumienia. Gdyby Jasmin tylko wiedziała, dlaczego jestem tak bardzo nadopiekuńcza, może by zrozumiała moje działania... Jednak nigdy się nie dowie i ciągle będzie mnie za taką uważała. Będzie wściekła, że nie może wziąć swojego życia we własne ręce; że ciągle jej czegoś zabraniam. Potrzebuje wolności i ja to rozumiem. Też kiedyś byłam nastolatką... Ale nie taką jak ona. Nie taką wyjątkową.

Zamykam za sobą drzwi i przekręcam klucz, upewniając się dwukrotnie czy drzwi się nie otworzą. Otaczam się ciemnym płaszczem, gdyż noc jest chłodna. Rozglądam się po okolicy, zastanawiając się, czy przypadkiem nikt nie patrzy lub nie czai się w cieniu. Cicho schodzę ze schodów i skręcam w lewo.

Staram się obejmować wzrokiem całą okolicę z obawą, że ktoś mnie śledzi. Możliwe, że jest to tylko dziwne przeczucie, gdyż nikogo w pobliżu nie ma. Ostatnio często tak miewam; chodzę spięta i lekko poddenerwowana, obawiając się najgorszego. Zawsze miewałam czarne myśli, ale ostatnio nawiedzają coraz częściej.

Wiem, że z czasem wróg robi się coraz bardziej niecierpliwy i wykorzystuje wszystkich ludzi by odnaleźć moją podopieczną, która schowała się tuż pod jego nosem. Nigdy nie był zbyt spostrzegawczy, a ja nigdy nie zawodziłam w powierzonych mi zadaniach. Zawsze byłam rzetelna, tak jak w tym przypadku. Jednak nigdy nie działałam pod taką presją, która sprawiła, że szybciej się postarzałam. Aczkolwiek wiem, że ta misja jest najważniejszą w moim życiu. Nie mogę zawieść.

Droga, którą pokonuję zajmuje mi czterdzieści minut. W tym czasie docieram na obrzeża miasta. Domki są tu mniejsze, ogrody większe. W tej okolicy spotyka się prostych ludzi, rodziny z dziećmi i wdowy. Całe społeczeństwo tu mieszkające jest zazwyczaj związane z rzemieślnictwem, uprawą roli oraz pracą jako służący. Harują ciężko od rana do nocy, by mieć na chleb. Nie są tak zadufani w sobie jak bogate mieszczaństwo, które przelicza tylko krążki złota i wokół, którego muszę się obracać, rezydując w centrum miasta.

Lubię tu przychodzić. Wyrywam się z samego środka duchoty, rumoru i tłumów ludzi. W tej okolicy zawsze jest spokojnie, cicho, a ludzie są przyjaźni.

Podchodzę do drzwi jednego z gospodarstw. Pukam dwa razy w drewniane, solidne drzwi. Po kilku minutach słyszę jakiś ruch w środku, potem ktoś odryglowuje wrota. W progu staje kobieta w średnim wieku. Ma na sobie białą koszulę nocną, a jej włosy są w nieładzie. Rozgląda się po okolicy, potem wpuszcza mnie do przedpokoju.

– Jesteś pewna, że nikt cię nie śledził? – pyta z poważną miną.

– Już sama nie wiem, czy warto wierzyć własnym oczom – odpowiadam.

Kobieta kiwa głową ze zrozumieniem.

– Musimy się spieszyć. Nie możesz jej na tak długo zostawiać.

Tigre [W TRAKCIE POPRAWEK]Where stories live. Discover now