2. Rozdział 7

865 70 42
                                    


   Ogrody przy posiadłości mojej rodziny były moim ulubionym miejscem, tylko tutaj mogłem w spokoju pomyśleć o mojej siostrze rozpaczającej po śmierci naszych rodziców. Zginęli miesiąc temu, obydwoje się powiesili, jednak w mojej głowie ciągle krążyły słowa ojca parę godzin przed ich śmiercią. Zawołam mnie do swojego gabinetu i kazał podpisać jakieś dziwne dokumenty. Śnieżnobiałe kartki ze złotymi literami promieniały cieplejszym blaskiem niż ogień z kominka w gabinecie. Kazał mi je podpisać. Nie zdążyłem nawet ich przeczytać ponieważ kiedy ostatni raz pociągnąłem piórem zabrał mi je wsadził do szafki, którą zamknął na klucz po czym wrzucił go do kominka. Nachylił się nade mną w jego oczach zobaczyłem zdenerwowanie.

- Aaronie, przyszłość naszego rodu leży w twoich rękach. Zajmij się tym krajem od dzisiaj należy do ciebie. Proszę cię zaopiekuj się siostrą i nie zapomnij, że mama i ja bardzo was kochamy.

Od tamtej pory czułem się jakoś inaczej, czułem się silniejszy, czułem jakbym mógł wszystko i każdego znaleźć w Hiszpanii. Jednak cały tamtejszy dzień był dla mnie zagadką, czymś czego mój siedmioletni umysł nie potrafił pojąć.

Wstałem z kamiennej ławki i ruszyłem do posiadłości, chciałem porozmawiać z siostrą zanim babcia każe nam spać.

- ... wiesz, że oferuję moją pomoc - usłyszałem głos mojej babki, schowałem się za drzewo i zacząłem podsłuchiwać.

- Oczywiście, że wiem Nadio, wszyscy to wiemy. Jednak pozwól nam się tym zająć do tej zbrodni doszło przez nas. Tristan od zawsze był zazdrosny jednak nic z tym nie zrobiliśmy. Zabił Lisę i Charlesa przez to, że to nie on został przywódcą rodu i władcą Hiszpanii.

- Nie wieże, że mój syn mógł to zrobić... na pewno Erlajnowie maczali w tym palce!

- Nie możesz ich oskarżać za całe zło tego świata. Może i są... tym, ale nie możemy ich osądzać.

- Przecież mogli go zahipnotyzować każda pijawka przecież to potrafi...

- Nadio! Przypominam ci, że Erlajnowie nadal należą do rodów i wiedzą jaka kara ich czeka za takie postępowanie.

Nic nie odpowiedziała.

- Może zainteresuje cię fakt, że nastąpiła zmiana przywódców w twoim rodzie.

- Tristan?

- Gdyby to był on już by się pojawił i przestać uciekać. Musi to być, któreś z dzieci Charlesa.

- Dziewczyna czy chłopak?

- Trudno to stwierdzić. Obydwoje mają silną psychikę, a fizycznie cóż chłopak jest od niej silniejszy, ale jest to logiczne bez scriptium niczego nie możemy stwierdzić.

- Rozumiem Michale, dziękuje, że zechciałeś się ze mną spotkać.

- Przyjemność po mojej stronie, pani Sanders.

Usłyszałem jej kroki na kamiennej ścieżce, jeszcze bardziej przycisnąłem się do drzewa. Dopiero kiedy zniknęła z pola mojego widzenia odkleiłem się od drzewa i spojrzałem w alejkę z której dobiegały głosy. Nigdzie nie było śladu mężczyzny, jedyne co widziałem to drzewa i kilka białych piór leżących na ścieżce.

Minęło dziesięć lat. Przez cały ten czas nasza babcia bez przerwy nas obserwowała, jakby na coś czekała. Dziesięć lat z jej palącym spojrzeniem na karku, nie wiem jak to wytrzymywałem.

Kim ona jest?Where stories live. Discover now