Rozdział 9 cz.1

1.5K 125 2
                                    

O co tu chodzi? Gdzie jest ten cudowny ogień, wypalający moje grzechy? Czy jeszcze kiedyś poczuje go na skórze? Może to pomyłka, może za chwilę słońce mnie zobaczy, spopieli i zniszczy? Błagam cię spal mnie, nie pozwól mi jej skrzywdzić. Błagam.

- Aaron, wracajmy do środka zanim coś się spieprzy- powiedział Theo dotykając mojego ramienia, jednak ja nie zrobiłem nic, dalej wpatrywałem się w poranne słońce z oskarżeniem wypisanym na twarzy- Aaron, Aaron!

Kiedy nie zareagowałem pociągnął mnie w stronę domu mimo tego, że za wszelką cenę próbowałem mu się wyrwać, jednak on pozostał nieugięty.

   - Mógłbyś mi teraz wyjaśnić co ci odbiło?!- warknął na mnie gdy byliśmy już w środku. Reszta, która zdążyła już wrócić do środka wpatrywała się we mnie pustym wzrokiem, wyglądało na to, że ich mózgi zazwyczaj pracujące na szybkich obrotach też nie mogły pojąć tego co się tu odwaliło- Skąd do cholery mogłeś wiedzieć, że nic się nie stanie? Cholera wybiegłeś na dwór jakbyś zobaczył tam nie wiadomo co!

- Po pierwsze: to nie twoja sprawa Theo. Po drugie: nic się nie stało. Po trzecie: możesz dać mi spokój!

- Po prostu mi powiedź dlaczego chciałeś się znowu zabić!

- To nie twoja sprawa T... gdzie jest Lena?

- Wczoraj wieczorem pojechała do Rady, znowu ją wezwali.

- To już drugi raz w tym miesiącu...

- Dla mnie też wydaje się to dziwne, ale... przestań zmieniać temat!

- Kena- gdy tylko wypowiedziałem imię mojej byłej żony mimika jego twarzy zaczęła się zmieniać aż w końcu pojawiło się na niej całkowite zrozumienie. Nikt z mojej rodziny nie ma pojęcia co tak naprawdę robiłem Kenie, myślą tylko, iż obwiniam się o to, że nie było mnie przy niej kiedy umierała lecz nie ma nic bardziej mylnego, praktycznie to ja ją zabiłem. Niszczyłem ją każdego dnia po kawałku, aż w końcu nie zostało nic oprócz skóry i kości zamkniętych w trumnie.

- Jej śmierć nie była twoją winą, przecież to wiesz.

- Tak jasne wiem.

Między nami zapadła niezręczna cisza, która ku mojemu szczęściu nie trwała długo, gdyż została przerwana przez radosny krzyk Rachel.

- Nie palimy się na słońcu. Nie palimy się na słońcu!

- Niesamowite Rachel powiedziałaś to co już wszyscy wiemy- odparła Scarlet, która też wybudziła się z transu myśli.

- Nie rozumiecie, słońce nie stanowi już przeszkody, możemy pojechać do Kalifornii- mówiąc ostatnie słowo w jej oczach pojawiło się coś co absolutnie nie nadawało się do tej sytuacji, a mówię tu o przerażeniu.

- Kochanie, czy wszystko w porządku?- zapytał zaniepokojony Theo.

- Nie, nic nie jest w porządku, nigdy nie kupowałam rzeczy, które przydadzą się na słońce, nie mam w co się ubrać!

- Kobiety... czy wy naprawdę nie macie większych zmartwień niż ubrania- rzekł Dominik, a dziewczyny spojrzały na niego jak na idiotę.

- Przepraszam was na chwilę, ale muszę gdzieś zadzwonić- powiedziała Rachel i oddaliła się od nas szybkim krokiem. Czułem, że coś kombinuje więc poszedłem za nią.

- Cześć Kat, mam gigantyczny problem i potrzebuje twojej pomocy... przepraszam ciągle jesteś w szkole prawda?- skąd Rachel miała numer Kat, nawet ja go nie mam!

- Cześć Rachel, nie jestem w szkole, siedzę na lotnisku czekając na moją siostrę, która zechciała wrócić wcześniej, co to za wielki problem?- mimo, że rozmawiały przez telefon perfekcyjnie słyszałem każde słowo, byłem wdzięczny Królowej za to, że mogłem usłyszeć jej głos.

- Chodzi o wyjazd do Kalifornii, nigdy nie potrzebowałam ubrań na słońce, nie mam żadnej pary krótkich spodenek, nic letniego. Błagam pomórz mi!

- Krótkie spodenki to na pewno dobry pomysł na Kaliforniskie słońce?

- Nie wiemy jak to się stało, ale dzisiaj rano Aaron wyszedł na dwór, stanął w pełnym słońcu i nic mu się nie stało, wyszliśmy za nim i ciągle żyjemy.

- Jak to w ogóle możliwe?!

- Stało się to z dnia na dzień, jeśli się postaram się to wyjaśnić, lecz trudno jest wyjaśnić coś czego sama nie pojmuję... o której wraca Talia?

- Ląduje za siedem minut. Dwunasta? Wyśle Ci adres galerii.

- Jasne do zobaczenia na miejscu.

- Rachel... weź ze sobą Aarona, warto popracować nad jego szafą- teraz to ja byłem przerażony.

- Już widzę Aarona na zakupach zakład, że nie zmusisz go do kupienia chociaż jednej rzeczy.

- Nie doceniasz mnie. Do zobaczenia

  Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, więc uciekłem stamtąd używając swojego wampirzego tempa i zaszyłem się w swoim pokoju. Po jakiś dziesięciu minutach wpatrywania się w sufit zobaczyłem albo raczej poczułem, że ktoś wchodzi do mojego pokoju.

- Ubieraj się, zaraz wyjeżdżamy.

- Gdzie?

- Nie udawaj trepa Aaronie wiem, że podsłuchałeś moją rozmowę z Kathrine więc weź się rusz albo ja cię ruszę!

- Spróbuj...

- Dobra w takim razie wbije kły w Kat jeśli nie pojedziesz!- spojrzałem na nią z chęcią mordu w oczach.

- Nie ośmieliłabyś się- warknąłem na nią

- Doprawdy przekonajmy się- po tych słowach wybiegła z mojego pokoju.

- RACHEL!- teraz nie miałem wyboru musiałem iść na te durne zakupy żeby nic nie zrobiła Kat. Nie wyobrażam sobie gorszych tortur na świecie niż to co niedługo będzie mi dane przeżyć. Nienawidzę zakupów! 

Kim ona jest?Where stories live. Discover now