Rozdział 10

1.9K 106 12
                                    


- Nie bierz za dużo rzeczy, wszytko tam kupimy. - Powiedział  stojąc w kuchni i pakując jedzenie na podróż. 

- Nie mam pieniędzy na kupienie nowych. - Burknęłam wciskając kolejną porcje ciuchów do torby. Usłyszałam tupot stóp, a po sekundzie cień Nejiego padał na moją nogę. 

- Przecież będziesz ze mną.

- No to co, pieniędzy i tak nie mam. - Usłyszałam jak wzdycha i kuca obok mnie.

- Spójrz na mnie. - Wyszeptał  i delikatnie obrócił moją twarz w jego stronę. - Chce się tobą za opiekować, pod każdym względem. Gdy już tam będziemy, obiecuje ci, już nic nie będziesz musiała robić. Zrobię wszytko, żebyś była szczęśliwa, bo już nie mogę patrzeć na to co robi ci Sasuke. 

- Nie mów, że to Sasuke. - Wycedziłam i zdjęłam jego dłoń z mojej twarzy,  na co wyraźnie się spiął. 

- Sakura otwórz w końcu te oczy i zobacz co on ci robi! Ten pierdolony Sasuke niszczy ci życie! - Krzyczał i to prosto w moją twarz, aż przeszedł mnie dreszcz. Patrzyłam na niego wzrokiem pełnym zdziwienia? Przerażenia? Nie wiem. Ale Neji nigdy tak na mnie nie krzyczał. 

- N-nie krzycz na mnie. - Wyszeptałam. Chyba dotarło do  niego jak się zachował, bo wcześniej ściągnięte, jakby w gniewie, brwi powróciły na swoje pierwotne miejsce, a na twarzy pojawił się grymas skruchy. 

- Przepraszam Sakura, nie chciałem. - Odpowiedział szybko. - Po prostu wszystkie dowody wskazują na niego, a ty dalej tego  nie widzisz i go bronisz. Nie mogę zrozumień tego jak możesz tak bardzo być naiwna.

- Widzę to wszystko i nawet nie wiesz jak mnie to boli. Mogę być naiwna, ale ja go znam i właśnie dlatego go bronie. - Zrezygnowany opuścił ramiona i wstając cicho rzucił:

- Nawet nie wiesz jak się mylisz. - Ale to już przemilczałam biorąc głęboki oddech.


                                                                                ****

- Poprosiła żebym podał jej dokładną godzinę, ale kiedy Katsuyu chciała  jej to przekazać, zniknęła. - Patrzyłem uważnie na mojego przyjaciela, Kazekage i coraz bardziej marszczyłem brwi. 

- Wyglądała też inaczej. Tak... - Katsuyu zrobiła przerwę jakby szukała odpowiedniego słowa. - Źle. 

- Co masz na myśli? - Zapytałem.

- Jej oczy były takie zmęczone i puste, jakby zaraz miała dosłownie paść z wycieczenia. I szczerze po tej wizycie, martwię się o Sakura-sama.

- Mówiła coś jeszcze? - Zapytałem zaniepokojony.

- Nie, ale wyglądała tak jakby się czegoś bała. - Gdy to usłyszałem moja ręka odruchowo powędrowała do włosów i mocno się na nich zacisnęła. Co jeśli Sakura-chan ma kłopoty, a mnie przy niej nie ma?

- Chyba rozumiesz, że gdy tylko to usłyszałem, musiałem cię tu ściągnąć. Wysłałem też wiadomość do  Tsunade, ale ona twierdzi, że wszystko jest w porządku. - Poprawił się na fotelu i ułożył brodę na splecionych dłoniach. - Wysłałem wiadomość do kogoś jeszcze. - Nagle drzwi z hukiem odbiły się od ściany ukruszając jej kawałek, a w nich stanął on. Mój przyjaciel. Czas jakby się zatrzymał. Stałem odębiały i patrzyłem z niedowierzaniem. Czy to naprawdę on? 

- Co jej się stało?! - On jakby mnie nie widział, wszedł i od razu zapytał o Sakure. Mimowolnie na moich ustach pojawił się malutki uśmiech. Sasuke potrafi ukrywać wszystkie uczucia pod maską obojętności, ale na pewno nie to. 


     

          Zatrzymaliśmy się pod bramą Konohy. Była noc, a ogromny, pełny księżyc oświetlał praktycznie wszystko. Odwróciłem się do Sasuke i ściągnąłem kaptur. 

- Ja idę do jej domu, ty idź do szpitala. - Powiedział twardo, na co kiwnąłem głową.

- Tylko nie przestrasz jej, jest 3 w nocy. - Posłałem mu uśmiech na co ten odwrócił się i zniknął. 


Wbiegłem do szpitala i od razu ruszyłem na trzecie piętro, z tego co pamiętam to właśnie tam Sakura ma gabinet. Biegłem wzdłuż korytarza czytając nazwiska na tabliczkach, aż w końcu trafiłem na to jedno. Delikatnie zapukałem zaraz pod tabliczką z napisem DR.HARUNO. Jednak odpowiedziała mi cisza więc chwyciłem za klamkę i lekko popchnąłem drzwi. A więc jednak Sakura-chan ma dzisiaj dyżur. Drzwi cicho zaskrzypiały, a ja wszedłem do gabinetu, w którym było o dziwo ciemno. Zapaliłem światło i rozejrzałem się. Nie było tu Sakury, nie było jej nawet w szpitalu, bo jej kitel wisiał na wieszaku. Zmarszczyłem brwi. Dlaczego drzwi były otwarte, zapomniała zamknąć? Mój wzrok powędrował na biurko. Wszystkie rzeczy na nim były schludnie pokładane, czyste i białe. Oprócz jednej kartki. Podszedłem bliżej i wziąłem ją do ręki. Cała pognieciona z plamami rozmazanego tuszu. Przeczytałem pierwszy wers i pobladłem. 


We're A Moment, Remember About ThatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz