We're moving out. Chapter 41

353 24 6
                                    

*Zdjęcie Mike'a w mediach*

Moje serce momentalnie zaczęło bić szybszy rytm a oddech słabł z każdą chwilą. Nie wierze, że właśnie Ann McKenzie wyznała mi tak jakby miłość. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Ale nadal jedna rzecz a w sumie dwie nie dawały mi spokoju. Po pierwsze nie jestem puszczalski, a po drugie wiedziałem, że już nie wróci. Jej słowa jeszcze bardziej utrzymały mnie w tym przekonaniu ,, Gdyby nie to, że jutro wyjeżdżam (...)" . Te sześć słów odbijało się echem po mojej głowie, zostawiając po sobie kompletną pustkę.
Nie mogłem przez nie zebrać się do racjonalnego przemyślenia sprawy zwłaszcza, że przed chwilą laska która właśnie przytula się do mnie w moim łożku, nazwała mnie puszczalskim.

Co za ironia pieprzonego losu.

Ann

Obudziłam się na czymś a raczej na kimś niezbyt wygodnym. Spojrzałam na jeszcze śpiącego blondyna. Jego włosy były w nieładzie a usta lekko uchylone.

Normalnie bóg seksu.

Puszczalski bóg seksu.

Otrząsnęłam się na samą myśl o całym dniu pakowania się, testach i wyjeździe do San Francisco. Zgarnęłam szybko z szafy krótkie spodenki Luke'a, bluzkę z logiem ,,All Time Low" i zwinnie nałożyłam na siebie. Wzięłam telefon i zbiegłam po schodach. Gdy zauważyłam w kuchni Michael'a postanowiłam pożegnać się z przyjacielem.

-Hej.-powiedziałam na co kolorowowłosy wzdrygnął się.

-Czemu nie spisz?-zapytał na co spojrzałam na zegarek.

3:26

Mogło być gorzej.

-Muszę wrócić do domu aby spakować rzeczy do przeprowadzki i przygotować się do dzisiejszych testów.-oznajmiłam na co w jego oczach mogłam dostrzec żal.

-Ann..-przeczesał nerwowo włosy.-To nie jest dobry pomysł abyś wyjeżdżała..

-Przerabialiśmy to już.-warknęłam przerywając chłopakowi.

-Tu nie chodzi o nas tylko o ciebie zrozum do cholery!-podniósł głos.-Sądzisz, że jak wyjedziesz to cię nie znajdą? Sean to dupek znam go praktycznie od urodzenia.-zaśmiał się.-Gdy czegoś chce dąży do celu choćby po trupach.

-Dam radę.

-Nie Ann. Nie rozumiesz.-chciałam już coś powiedzieć ale zasłonił mi twarz dłonią i posadził na blacie tak, że stał teraz pomiędzy moimi nogami.-Gdybyś tutaj została i nawet zamieszkała z nami, mogli byśmy cię w każdej chwili ochronić. Natomiast kiedy wyjedziesz nie będziemy mieli jakichkolwiek możliwości aby ci pomóc. My nie chcemy ci zaszkodzić wręcz przeciwnie, a ty nam to tylko utrudniasz.

-Nie uda im się. Nie znajdą mnie.-powiedziałam nie pewnie.

-Widzisz sama nie wierzysz w swoje słowa.-spuściłam wzrok na swoje kolana.-Czy jakiekolwiek słowa które kiedykolwiek wypowiedziałaś miały jakieś znaczenie?-zapytał przez co poczułam się jakbym dostała czymś ciężkim w głowę.

Tak trochę AUĆ.

Rzucam tylko słowa na wiatr. Nigdy dla nikogo nic nie znaczyły. Nie brali mnie nigdy na poważnie.

Different than the other's.||5SoS|| W TRAKCIE POPRAWYWhere stories live. Discover now