Rozdział 24

7.4K 462 82
                                    


Tom Riddle podjął decyzję, która może mieć trwałe skutki w jego życiu. Dziecko i Hermiona. To coś, co zobowiązywało do odpowiedzialności. Wreszcie, musiał wziąć się w garść. Nie odwiedzał jej, przestraszył się. Po prostu, w wieku siedemnastu lat nie myśli się o tym wszystkim. Powinno się być starszym, bynajmniej tak uważał sam dziedzic Slytherina.

- Wreszcie się zdecydowałeś - powiedział Orion, który aktualnie wstawał z łóżka. Nadszedł dzień prawdy. Sam Albus Dumbledore zapowiedział mu, że jutro pojawi się u dziewczyny. Wszystko przewalało mu się w brzuchu powodując niemiłe uczucie. To coś przeciwnego do motyli w jamie brzusznej, a na dodatek bardzo nieprzyjemne. Guła w gardle rosła z minuty na minutę. Już wiedział, że nic nie przełknie na śniadanie. Nie będzie w stanie ugryź nawet kawałka tosta, a przecież tak je lubił. Marmolada wypływająca ze środka. Normalnie, pałaszowałby tak, że uszy by mu się trzęsły.

- Yhm - mruknął w odpowiedzi. Nie miał ochoty na rozmowę, sam musiał zmagać się ze swoim wstrętnym sercem i rozumem, które nie chciały za nic w świecie ze sobą współpracować.

- To dobry znak, powiesz mi o wszystkim jak wrócisz - uśmiechnął się do niego Black na co Tom skrzywił się niemiłosiernie. Obrzydliwa jest ta cudowna reakcja jego przyjaciela, który myśli, że znalezienie się w takiej sytuacji, jest komfortowe, a wcale nie jest. Jest okropnie uciążliwe jednakże aby pozbyć się tego uczucia, trzeba działać, a działanie będzie trudniejsze niż trzymacie wszystkiego w sobie.

- Oczywiście - mruknął w odpowiedzi. Wstał ze swojego łóżka i skierował się na drzwi. Nacisnął klamkę i skierował się do schodów. Powoli, stopień po stopniu schodził na dół do pokoju wspólnego. Dzisiaj chyba nie miał szczęścia bo zobaczył swoją nocną zmorę tuż przed wyjściem z pokoju wspólnego.

- Orion mówi, że się zdecydowałeś - uśmiechała się. Kolejny raz miał ochotę zwymiotować wczorajszą kolacje. Dlaczego wszyscy oprócz niego są tak bardzo szczęśliwi? Przecież tu nie ma powodu żeby się cieszyć. To jest straszne i przerażające.

- Tak, najwidoczniej tak jest - odpowiedział niedbale. Wyprzedził swoją koleżankę i z gracją wyszedł na zewnątrz. Jego ciało poruszało się jak robot gdy wchodził do wielkiej sali. Całe śniadanie stało już na stołach przy których siedzieli niezwykle rozmowni dzisiaj uczniowie. Możliwe, że nigdy nie zauważał tego, jednak dzisiaj bardzo mu to przeszkadzało. Usadowił się na swoim stałym miejscu na początku stołu i patrzył na swój pusty talerz. Napił się tylko kompoty z truskawek. Trochę poprawiło to jego samopoczucie jednakże nieznacznie. Dołączyli do niego po krótkiej chwili, państwo Black. Wyglądali jakby byli w siódmym niebie.

- Jestem taka szczęśliwa - powiedziała Walpurgia zasiadając do stołu. Tom wziął kolejny łyk napoju ignorując tą uwagę, która zapewne była skierowana w jego kierunku.

- Sądzę, że wszystko się ułoży - kontynuował rozmowę ze swoją ukochaną, która jak w skowronkach siedziała i pałaszowała owsiankę.

- Tak dam sobie radę i bez waszego gadania - mruknął ponuro Riddle, którego nastrój zmieniał się z minuty na minutę. Teraz był już wściekły, nie zamierzał jednak wykłócać się z narzeczeństwem. Miał inne problemy na głowie.

- Idę na lekcję - dodał jeszcze po namyśle i wstaw. Nie zjadł nic, jak podejrzewał, to wcale nie poprawiłoby jego samopoczucia. Skierował się na transmutację, która była pierwszą jego lekcją dzisiejszego dnia. Dochodziła prawie dziewiąta jak stanął przed salą. Nikogo oprócz niego jednak tutaj nie było.

- Tom, cieszę się, że jesteś wcześniej, wejdź - zachęcić go nauczyciel, który wyrósł chyba z podłogi. Dzisiejszego dnia nic go nie zaskoczy. Pokiwał tylko głową i wszedł do pomieszczenia. Drzwi zamknęły się za nim. Spojrzał na profesora oczekująco.

Zmienię czas, by z Tobą być | TomioneWhere stories live. Discover now