Rozdział 4

14.1K 860 102
                                    

   Minęło kilka dni za nim przyzwyczaiła się, że jej pokój wspólny był w lochach. Było to dość denerwujące. Już znowu chciała iść do wieży Gryffindoru, a w połowie musiała zawracać.

Mimo wszystko była teraz Ślizgonką i wszystko musiało wyjść po jej myśli. Miała przecież doskonały plan. Świetny? Dobra, to był po prostu plan, taki sobie zwykły. Wszystko zależało od niej i w jej rękach spoczywał los świata. Trzeba się wziąć w garść.

Zielarstwo. Lekcja, na której nie musiała się za bardzo wytężać, a i tak wychodziło jej świetnie. Na każdych zajęciach wiedziała wściekłość swojego celu. Patrzył na nią niby spokojnie, ale i tak w jego oczach pojawiały się żarzące się płomienie. I wiedziała to tylko ona. Nikt inny.

Dlaczego? Po prostu nikt go nie znał, nikt nie próbował poznać.

Wróciła do dormitorium od razu po lekcjach. Czemu? Musiała wreszcie przeszukać, co ciekawego znajdowało się w jej plecaku, ponieważ gdy tylko zaczęła się szkoła, nie miała na to po prostu czasu.

Teraz wreszcie nadeszła ta chwila, kiedy ciekawość została w końcu zaspokojona. Ostatnią lekcją jak zwykle były eliksiry. Patrzyła znowu z podniesioną głową na Toma, którego oczy zrobiły się niebezpiecznie ciemne.

— Gratuluję, panno Granger, kolejne punkty dla naszego domu. Powinniście brać z niej przykład.

Zaklaskał w dłonie Slughorn. Faktycznie. Na tych lekcjach miała sporę wzięcie u nauczyciela, nic dziwnego, przecież był opiekunem jej domu, w sumie to zastępczego domu. I tak w głębi duszy dalej była Gryffonką.

— Dziękuję, profesorze — odpowiedziała Hermiona i odrzuciła swoje bujne włosy do tyłu.

Ten gest najbardziej wkurzał Riddle'a, która zacisnął swoje dłonie tak mocno, że tym samym zwrócił uwagę swojego kolegi, który siedział obok.

— Tom, co jest? — zapytał go.

Ten tylko potrząsnął głową i rozluźnił swoje dłonie. Naprawdę go wkurzała. Ba, może to nawet nie było określenia na to, jak bardzo go denerwowała. A szczególnie w takich momentach, gdy siedziała tyłem do niego i bezwiednie odgarniała włosy do tyłu. Podejrzewał, że na jej ustach w tym momencie był drwiący uśmiech, który był skierowany w jego stronę. Dla niego była tylko zwykła ladacznicą.

— Nic, zupełnie nic — odpowiedział.

Swoje oczy znowu zatopił w książce, która leżała tuż przed nim. Nie zauważył nawet, że lekcja dobiegła końca. Siedział dalej z nosem w lekturze. Tak sobie po prostu, bez stresu.

Zobaczył, że ktoś się przy nim nachyla. Poznał tą znienawidzoną dłoń z bransoletką z serduszkiem. Zamknął szybko swoją uciechę i podniósł głowę do góry. Natrafił na czekoladowe oczy młodej kobiety. Zaklął w myślach. Były całkiem przyjemne, jak gorąca czekolada w zimowe dni.

— Zajęcia skończone — powiedziała powoli do niego.

Przekręcił głowę w bok. Ziewnął.

— Mogę prosić o autograf? Nie wpadłbym na to. Dziękuję pani za wyzwolenie z tych sideł nauki.

Uśmiechnął się i gwałtownie wstał, sprawił że dziewczyna odskoczyła do tyłu.
Udał się w kierunku drzwi, śmiał się pod nosem.

— Znowu się rumienisz, Granger, na mój widok. To przykre.

Drzwi trzasnęły, a ona została sama z myślami. A były one dziwne. Bardzo dziwne, szczególnie, że teraz młody Voldemort przypominał jej Malfoya. Różnili się tylko tym, że Draco nie był w stanie wymyślić czegoś takiego, jak bycie Lordem Voldemortem. Zła, bo po prostu bał się. A on? To, co widziała, to skorupa, a w środku był ten człowiek, którego trzeba złamać, a ona postara się to zrobić i to jak najlepiej. Co do tego nie było żadnych wątpliwości.

Zmienię czas, by z Tobą być | TomioneWhere stories live. Discover now