Rozdział 6

14.3K 813 215
                                    

Dawno Hermiona nie obudziła się z tak wielkim bólem głowy jak dzisiaj. Najdziwniejsze jednak było to, że leżała dość miękko, zważywszy na to, że usnęła na kanapie, co udało się jej jeszcze zarejestrować. Chwila. Na tym meblu nie było przecież pościeli, a tutaj czuła, że jej ciało okalał pierz. Miękki i lekki. Delikatny w stosunku do jej skóry. Cudowne uczucie mimo tego, że jej czerep mógł zaraz odpaść.

Przewróciła się powoli na drugi bok. Napotkała jednak swoim ciałem drugie. Zdziwiła się. Przerażona otworzyła swoje oczy. Poraził ją blask. Momentalnie zamknęła je znowu. Światło źle działało na jej źrenice, szczególnie po tym wczorajszym wieczorze.

Co się wczoraj stało i co gorsze, kto koło niej leżał? Nie pamiętała ani nikogo, ani niczego. Tym razem ostrożniej przywróciła swym oczom kolorowy obraz. Spojrzała w sufit. Był piękny. Obraz, który prezentował, przyprawiał młodą kobietę o dreszcz podniecenia. Cudowny. Przypomniała sobie o ważnej sprawie, która przylegała do jej zmęczonego ciała.

Obróciła się ostrożnie i zastygła w przerażeniu. Koło niej spoczywał i słodko spał Tom. Obiekt misji, ktoś kto dla świata czarodziejów był najgorszym omenem - omenem śmierci. Niósł ze sobą tylko zło i cierpienie. Brutalna siła, którą posiadał przerażała ją. Szybko odsunęła się od niego, obudziła go przy tym.

Poruszył się lekko, a jego powieki poleciały do góry. Spojrzał na dziewczynę, która pełna obaw przyglądała się jemu. Nie potrafił z siebie wydobyć ani słowa. Przypomniał sobie wczorajszy dzień. Trafił tutaj i zobaczył ją w opłakanym stanie.

Dlaczego więc śpi koło niej? W nocy usłyszał, że krzyczała. Spała, ale przerażenie jakie okazywała jej dusza popchnęło go do tego kroku. Zwlókł się z kanapy i podążył do łóżka. Stał chwilę nad nią, a jej usta ułożyły się w wyrazie przerażenia. Wypowiedziała tylko trzy słowa.

— Zostaw mnie, Ron.

Zdziwiła go jego reakcja. Jakiś impuls, jakaś chęć pomocy sprowokowała go do położenia się obok niej, a następnie przytulenia. Krzyki ucichły, a ona powróciła do spokojnej krainy snów. Sam usnął, gładząc jej długie, kręcone włosy.

A teraz? Żałował, że tak się stało. Widział, że się go wstydziła, a tym bardziej on powinien być zawstydzony. Zlustrował kobietę wzrokiem. Była prawie naga, tylko cienka koszulka chroniła ją przed odkryciem swoim miejsc intymnych. Drżała z zimna.

— Co ty tu, do cholery, robisz? — zapytała.

Długo zastanawiał się nad odpowiedzią.

— Sam nie wiem.

Spojrzał wymownie na ścianę. Skrzywiła się. Tego nie powinno być, ona tak skąpo ubrana, czy oni przypadkiem, nie, to niemożliwe. Nigdy nie oddałaby swojego cennego daru temu przestępcy, jednak z drugiej strony, nie pamięta nic z nocy. Spała, albo była gwałcona przez tego bydlaka.

— Czy my... — zaczęła, ale jakoś słowa, które chciała wypowiedzieć, nie chciały wyjść z jej ust.

Na jego twarzy pojawiło się zniecierpliwienie. Czego ona może, do cholery, chcieć? Przecież nic jej nie zrobił, zachował się jak mężczyzna, poza tym po co miał ją ruszać? Nie ciągnęło go do kobiety, a wczorajszy pocałunek, którego ona i tak, i tak nie pamięta, przeszedł do przeszłości. Mimo tego cudownego mrowienia w okolicach ust, napięcia całego ciała i poczucia uniesienia, to był tylko jeden gest, który nigdy więcej nie powinien się powtórzyć.

— Możesz się wreszcie wysłowić? Bo chciałbym się iść umyć, leżenie przy takim alkoholiku jak ty, wzmaga u mnie tylko obrzydzenie.

Czy naprawdę? Możliwe. W każdym bądź razie powiedział to na głos, coraz bardziej przerażał kobietę. Chciała tylko być pewna, że nic a nic pomiędzy nimi nie zaszło. To byłoby cudowne wiedzieć, że dalej może trzymać do ślubu swoje dziewictwo tak jak to planowała.

Zmienię czas, by z Tobą być | TomioneWhere stories live. Discover now