Rozdział 22

8.1K 497 50
                                    


Wyjść bez słowa wyjaśnienia ze szpitala, to najbardziej pasowało do Toma Riddle'a. Sam chyba nie spodziewał się takiej reakcji, ale co zrobić. Wyszedł, zaczerpnął świeżo powietrza, a następnie wrócił do zamku. To jakby poszedł odwiedzić starego, dobrego znajomego, a potem wyszedł, po prostu. Nic wielkiego. Tym razem jednak, sytuacja była znacznie poważniejsza. Opuścić swoją dziewczynę, która spodziewała się dziecko, jego dziecka. Następnego prawowitego dziedzica Slytherina. Nie ważne czy będzie nim chłopiec czy dziewczynka, jego krew pójdzie dalej, jego ród o tym plugawym nazwisku będzie istniał dalej. Niedorzeczne i obrzydliwe. Przekraczając teren Hogwartu, czuł, że pierwszy raz nie chce się tutaj pokazywać. Wiedział, że zaraz zaczną się pytania, to od Walpurgii, to od Oriona. Nie miał na nie ani siły, ani chęci. Odechciało mu się normalnego egzystencji w tym świecie. Problem, którzy stworzyli przez swoje nieumyślne zachowanie, był i będzie z nimi przez resztę ich życia. Dziecko, coś czego nie planował nawet w dalekiej przyszłości, pokrzyżowało plany, tak ambitne i tak wielkie. Miał studiować czarną magię, wziąłby nawet ze sobą dziewczynę jednak... To niemożliwe. Wszystko jest kompletnie niemożliwe.

-Co u Hermiony?- pytanie, którego nie chciał usłyszeć wreszcie padło. Ledwo przekroczył próg pokoju wspólnego. Zignorował przyjaciele i wszedł na górę po schodach. Otworzył drzwi dormitorium, a następnie zamknął je z trzaskiem. Niech nikt mu nie przeszkadza. Musi pomyśleć, bardzo intensywnie, co dalej.

-Obawiam się, że to też mój pokój- powiedział przechodząc przez próg Orion, którego twarz przedstawiał jawny grymas. Usiadł na swoim łożu, spojrzał wyczekująco na Toma, którzy przewrócił oczami.

-Wszystko jest dobrze, nie masz się czym martwić- odparł niechętnie, a potem zamknął oczy. Nie spodziewał się, że Black posunie się do radykalnych rozwiązań. Piekł go policzek zaraz po spotkaniu z dłonią chłopaka. Zerwał się na równe nogi.

-Oszalałeś do cholery?- warknął. Na twarzy młodszego z nich pojawił się kpiący uśmiech. On wiedział, zarówno jak i Riddle, że kłamstwo tutaj nie przyjedzie. Obaj byli sprytnymi i ambitnymi Ślizgonami, którzy domyślą się, gdy ktoś mówi im nieprawdę.

-Wcale nie jest dobrze. Widzę to w twoim oczach. Coś mocno musiało zaboleć inaczej nie zostałby zignorowany. Nie martwię się o dziewczynę, to twoja sprawa, jednakże wiem, że moja luba będzie Cię dręczyć do końca swoich dni- to akurat mogła być prawda. Ta kobieta nie należała do cierpliwych, ani do spokojnych osób. Wystarczyło tylko spojrzeć na tą dwójkę. Idealnie się dopełniali, a razem tworzyli bombę, która niedługo zapewne wybuchnie.

-Możliwe, nie mam ochoty na rozmowę- odciąć się od ludzi, nawet tych bliskich, których przywykł nazywać przyjaciółmi. Nikt nie może się dowiedzieć o tym jak zhańbił tą młodą niewiastę. Nawet nie byli małżeństwem, nie byli zaręczeni, a on położył na niej swoje brudne łapy. Jego samego napawało to obrzydzeniem.

-Jak sobie chcesz, ale jak będziesz chciał się wypłakać, wiesz gdzie mnie szukać- mrugnął do niego porozumiewawczo, a następnie opuścił pokój. Zszedł na dół, nie mógł przecież zostawić swojej narzeczonej bez informacji. Martwiła się bardzo o swoją rówieśniczkę. Nie często ktoś trafia do świętego Munga z powodu obrażeń. Rzadko kiedy coś takiego zdarza się w szkole.

-I jak?- zapytała gdy ujrzała ciemne włosy swojego partnera. Uśmiechnął się lekko w jej stronę. Leżała na kanapie czytając jakieś nudne romansidło. Miał szczęście, że sam nie musiał zatapiać się w tak nudnej lekturze. Usiadł w nogach, westchnął.

-Nic nie chce powiedzieć- w sumie oboje spodziewali się, że nie będzie skory do rozmowy, a nadzieja umiera ostatnia, liczyli jednym słowem na jakiś cud. Niestety, nic z tego.

Zmienię czas, by z Tobą być | TomioneWhere stories live. Discover now