— Musisz wyrazić zgodę na to, żeby twój profesor był świadkiem a jednocześnie powiernikiem, tego co Ci zamierzamy właśnie powiedzieć. Wiem, że może być to ciężkie, dlatego rada szkolna zdecydowała, że będzie się on tobą opiekował aż do momentu, gdy twoje zdrowie nie będzie zagrożone. Resztę ustalicie wspólnie, jednakże teraz czas goni, chciałbym mieć to za sobą.

Mówił tak szybko, że musiała uważnie słuchać, aby się przypadkiem nie pogubić. Kiwała tylko głową ze zrozumieniem. Musiała podpisać dokument ale czy na pewno chciała, żeby Dumbledore wiedział o tym? A jeśli umierała? Będzie nosił to brzemię na swoich barkach, jak spotka ją w przyszłości, będzie musiał udawać, że wszystko było dobrze, gdy właściwie ona za miała umrzeć. Nie chciała być ciężarem dla nikogo, nie ważne z której pokolenia.

— Nie umrę, prawda?

Musiała za wszelką cenę dowiedzieć się, że nie była dla niego utrapieniem. Raptem przed oczami stanęło jej całe życie, była całkowicie za młoda na umieranie. To nie był ten czas, ten szczególny czas, gdzie wszystko miało iść ku lepszemu.

— Mogę pani zagwarantować, że od tego jesteśmy daleko.

Medyk był bardzo przekonujący, opadła na fotel z ulgą na twarzy. W takim razie coś innego było na rzeczy, a kto wiedział czy przypadkiem nie było to straszniejsze od tego o czym myślała? Śmierć to tak naprawdę pójście dalej, gdziekolwiek ono było, zawsze szło się do przodu, a co będzie dalej to już same szczęście, wieczne szczęście z tymi, których los już zabrał, ale także z tymi, którzy pojawią się później. Zawsze razem.

 —Oczywiście, że podpiszę.

Tuż pod nos dostała formularz. Powoli uzupełniała go, krok po kroku, czasem półszeptem dopowiadał coś jej mężczyzna siedzący obok. Wreszcie skończyła i oddała go. Od razu wylądował w szufladzie biurka, którą niepostrzeżenie wcześniej otworzył człowiek siedzący na przeciwko niej.

— Proszę mnie słuchać uważnie, nie chciałabym się powtarzać.

Od razu zamieniła się w słuch. Przecież chodziło o nią, ciekawe co takiego mogło się wydarzyć, że teraz znajdowała się w Mungu, a dodatkowo zastanawiał ją fakt, że było jej pisane spędzić tutaj kilka miesięcy. Jest styczeń, powinna przygotowywać się do owutemów, a nie ślęczeć tutaj, to nierealne.

— Oczywiście — odpowiedział za nią nauczyciel transmutacji.

Nie spodziewała się, że będzie taki poważny w tej sytuacji, zachowała więc milczenie, to będzie jedyna skuteczna metoda w tym wszystkim. I tak się kiedyś dowie o swoim stanie i tak. Im szybciej tym lepiej, przynajmniej takie miała wrażenie, patrząc kilka lat wstecz.

— Zacznijmy więc od początku, żeby łatwiej było pani zrozumieć swój stan. Z tego co wiem, przynajmniej tyle ustaliliśmy, trafiła pani dwa razy do skrzydła szpitalnego. Raz spadła pani ze schodów, jednako większość stwierdziła, że została pani zepchnięta, następnym razem zemdlała pani na lekcji. Zna pani powód drugiego trafienia w tam to miejsce?

Przyjrzał się jej badawczo. Zupełnie zapomniała języka w gębie. Po prostu najzwyczajniej w świecie zacięła się. Co właściwie się tutaj działo. Nigdy nie była jednocześnie tak radosna jak i przygnębiona swoim zachowaniem.

— Nie było to spowodowane moim upadkiem? — spróbowała.

Przynajmniej to było to, co pierwsze wpadło jej na myśl. Przecież inaczej nie dało się tego wytłumaczyć, prawda? Ordynator kiwał tylko głową i zapisywał coś na kartce. Nie spodobało się to młodej czarownicy.

— Niestety nie, już wtedy pielęgniarka rozpoznała co pani dolega, właściwie nie było to takie trudne, tutaj wykonaliśmy tylko testy potwierdzające tą przypadłość.

Zmienię czas, by z Tobą być | TomioneWhere stories live. Discover now