Rozdział 23

81 3 0
                                    

*Mayla's pov*

Dochodziła godzina 13, a my nadal siedzieliśmy w kawiarni. Przez ten czas zdołaliśmy się ośmieszyć na maxa. Miałam opowiedzieć następny suchar, ale nagle sobie coś przypomniałam.

-Fuck!- krzyknęłam zwracając na siebie uwagę paru osób w tym Michaela.

-Co się stało?- spytał chłopak, zaalarmowany moją reakcją.

-O 13:30 muszę być w szpitalu- odpowiedziałam jakby nigdy nic. Czerwonowłosy spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Wywróciłam na to oczami. - Martin został dźgnięty i jest w szpitalu.- odparłam i zauważyłam, że na imię chłopaka Mikey się spina.

-Po co tam idziesz?- spytał lekko zdenerwowany. - Ja jestem twoim chłopa...

-Michaelu Gordonie Clifford!- krzyknęłam- On jest moim przyjacielem, więc to mój obowiązek, aby go odwiedzić.- odparłam lustrując go wściekłym wzrokiem. Chłopak westchnął zrezygnowany i spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.

-Dobra idź.- Odparł. Chciałam już dziękować lecz mi przerwał- Ale ja idę z tobą. Nie ufam mu.- dodał poważnie. Pokręciłam głową z rozbawieniem.

-Dobrze zazdrośniku.- zaśmiałam się, z miny mojego chłopaka. - No to wstawaj.- ponagliłam go, stojąc obok krzesła. - Musimy zdarzyć przed 15.- pokręciłam głową widząc, jak chłopak się ociąga. Po chwili wyszliśmy z kawiarni.

-Jak masz zamiar tam pojechać?- usłyszałam pytanie.  Podniosłam rękę i zaczęłam odliczać. Trzy...dwa... Jeden... Zero... Kiedy skończyłam liczyć przede mną stała limuzyna.

-Wowowo... Jak ty t...?

- Ma się tę zdolności- rzuciłam mu szczery uśmiech i wsiadłam do auta. Chłopak jeszcze chwilę stał z szeroko otwartymi ustami. - Wsiadasz czy nie?- spytałam trochę zdenerwowana.  Posłałam mu wzrok mordercy, co pomogło mu wsiąść. Pokiwałam kierowcy, że może już jechać i ruszyliśmy. Po około trzystu minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się do wejścia szpitala. Już mieliśmy wchodzić, kiedy nagle zatrzymali nas paparazzi. ''Znów jesteście parą?'' , ''Dlaczego się rozstaliście?'' , '' Co z resztą zespołu?''. Tego typu pytania padały w naszą stronę.

-Aktualnie nie mamy czasu na wywiady tak więc proszę sobie iść i tak nie odpowiemy. Do widzenia.- oznajmiłam, starając się utrzymać emocje na wodzy. Nawet nie zauważyłam, że zgięłam palce w pięść. Kiedy weszliśmy do szpitala, od razu podeszłam do recepcji.

-Przepraszam.- zawołałam zwracając na siebie uwagę.

-Tak? W czym mogę pomóc?- spytał uprzejmie recepcjonista.

-Niedawno mój przyjaciel został tutaj przewieziony.- Uśmiechnęłam się do bruneta za ladą, co chłopak odwzajemnił.

-Imię i nazwisko proszę.- odparł nadal się uśmiechając. Zanim odpowiadziałam poczułam czyjeś ręce na talii.

-Martin Collins- usłyszałam zdenerwowanie w głosie Michaela. Zaśmiałam się z niego. Recepcjonista zażenowany zaczął szukać gdzie jest Martin.

-Obecnie Martin Collins znajduje się w sali 165- poinformował mnie.

Pokiwałam głową, a Mike wziął mnie za rękę i poszliśmy w stronę wind.

Budynek szpitalny był naprawdę wielki, dlatego też iście schodami na ostatnie piętro byłoby trochę męczące.

Kiedy wsiedliśmy do windy, drzwi się zamknęły i domyślacie się co zrobił Michael...

Przyszpilił mnie do ściany i zaczął zachłannie całować.

Nie trwało to nawet minuty kiedy winda nagle stanęła, a my polecieliśmy na siebie na podłogę.

Tommorow vs 5sosTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang