Rozdział 13

72 4 0
                                    

*Daya's pov*

Tydzień po randce Caluma i Sanyi było nawet spoko. W dzień chłopaka dałyśmy chłopakom to, co kupiłyśmy w tym ''sexshopie''. Byli zachwyceni. Wszyscy. Każdy z osobna nam dziękował. Było zabawnie. Mike powiedział, że na pewno użyje. Mówiąc to puścił oczko Mayli, którą zarumieniła się na te słowa.
Reszta widząc to śmiała się z nich. Siedzieliśmy w salonie u nas w domciu. Potem graliśmy w butelkę. Na początku było normalnie. Jednak z liczbą wybitnych butelek wyzwania robiły sie coraz odważniejsze. Były typu ściągnij bluzkę czy też pocałuj najładniejszą dziewczynę w tym pokoju. To wyznanie dostał Ashton. Był nieźle zażenowany, ale podszedł do Sanyi i dał jej szybkiego buziaka. Calum zrobił zazdrosną mine, ale Ashton uratował sytuację. Kazał Sanyi, bo na nią zakręcił butelką, pocałować Caluma. Ale nie szybkiego buziaka. O nie... Tylko pamiętny francuski pocałunek. Boże oni się pożerali. Ale cóż poradzić. Ja ani razu nie wybrałam wyzwania. Nie chciałam tego. Gdy gra się nam znudziła właczyliśmy film. A właściwie to horror. Wszystko było by super. Ale ja nie miala się do kogo przytulić przy strasznych scenach, więc poszłam do swojego pokoju. Tam do trzeciej nad ranem oglądałam różne strony internetowe. Weszłam na Youtube, żeby zobaczyć ile wyświetleń ma nasz nowy klip. To co zobaczyła, przeszło wszelkie moje oczekiwania. Mieliśmy pięć milionów wyświetleń. Dużo jak na jeden dzień. Parę minut przed trzecią wyłączyłam laptopa. Postanowiłam sprawdzić, co robi reszta na dole. Kiedy zeszłam na dół i zobaczyłam co oni robią, ledwo powstrzymałam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Każdy leżał w innej pozycji. Sanyi z Calumem spali przytulni do siebie na fotelu. Mayla i Michael leżeli na całej kanapie. Ale najbardziej rozbawili mnie Jesuz, Ashton i Luke. Leżeli na krzyż. Ashton obok stóp Jesuza, a Luke na nich. Ale nie było by to śmieszne gdyby nie fakt ze Luke miał twarz na jajkach Ashtona, a jego stopy były ba twarzy Jezusa. Nie mogąc na to już dłużej patrzeć poszłam spać.

~~~~

-Zbierajcie się.- obudził mnie krzyk Sanyi. Po chwili weszła do mojego pokoju.
-Wstawaj. Raz, dwa!
-Mmmm...-mruknęłam- po co? Fajnie mi się śpi.-obróciłam się tak, że leżałam twarzą w poduszkę.
-Daya...menager nas wzywa.-odparła zrezygnowana. Słysząc, że menager nas wzywa, stanęłam na równe nogi.
-O f*ck! Szybko! - Krzyknęłam. Usłyszałam chichot Sanyi.
-Ej. Spokojnie. Mamy jeszcze pół godziny. -Pognałam szybko do łazienki, wcześniej zabierając ubrania.
Chwilę mi zajęło i już byłam gotowa.
Wszyscy czekali na mnie już w Ranger Roverze Sanyi. Wdyszana wsiedłam do samochodu.
-Gotowi?-spytała Sanyi. Miała w oku taki dziwny błysk.
-Tak. -odparliśmy wspólnie.
-A ile mamy czasu?- zapytała Mayla
-Dziesięć minut- odparła Sanyi i ruszyła z piskiem opon. Nienawidzę tego jak oba prowadzi.
-Kto jej dał prawko?- krzyknął Jesuz. Też mnie to zastanawia.
-Wiesz ma 17 lat. Nie koniecznie to jest prawdziwe prawko.-odpowiedziała mu Mayla. Kątem oka widziałam jak blondynka wywraca oczami.
-Już jesteśmy.- poinformowała nas gwałtownie hamując.
-Auu!- krzyknęłam odbijając się id deski rozdzielczej. -To bolało.
-Przepraszam.- mruknęła-Przeżyjesz.

Wysiadłyśmy z samochodu. Jeden samochód rzucił mi się w oczy. Było to czarne Audi.
-Ej ludki! -Zawołałam resztę. -Czy to nie Audi Ashtona?
-Ty! Faktycznie.- zauważyła Mayla.- Ciekawe co tu robią.
-Przekonamy się.
Weszliśmy do środka budynku. Od razu skierowaliśmy się do gabinetu Daniela. Chcąc zaszpanować, Sanyi z impentem otworzyła drzwi. W środku siedzieli chłopaki oraz nasi menagerowie. Zdziwienie jakie było na naszych twarzach mówiło wszystko.
-What's the fuck?!?-krzyknął Jesuz.
-Japierdole.-dodała Mayla.
Ja stałam z tyłu, żeby nie zawadzać. Wszyscy zebrani spojrzeli na Sanyi, która miała wszystko w dupie.
-Kochanie co ty robisz?-spytał powoli Calum.
-Nie widać?-spytała sarkastycznie- Robię sobie kawę. Daniś masz cukier?-spytała się menagera. Ten strzelił facepalma.
-Tak.-otworzył szufladę w biurku- trzymaj twój ulubiony.
Rzucił paczuszką cukru w stronę Sanyi.
-Aww...dziękuję.-uśmiechnęła. Daniel podkręcić głową z politowaniem.
-Ona tak zawsze?- Spytał Luke.
-Zawsze!-odparliśmy chórem. Ja, Mayla, Jesuz i Daniel.
-Dobra koniec wygłup...-przerwał.- Sanyi usiądź normalnie. Proszę.
-Ńie. Ńie jieśteś mioim tiatusiem. Ńie biędźieś mi miówił cio miam jobić.
-Cza ją wysłać do psychologa.-odparł zrezygnowany Ian.
-Nie krzywdź tych biednych ludzu.- odparła Mayla.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
-Ey!!-oburzyła się blondynka.
Dobra. Żarty żartami, ale teraz musimy pogadać.-odparł poważnie Ian.
-Ten powiew grozy.- szepnęłam. Daniel spojrzał na mnie wymownie. -No dobra, dobra. To co to za ''sprawa''.-spytałam robiąc cudzysłów w powietrzu.
-Cóż wiemy, że wam się to nie spodoba.-zaczął Ian. -Ale...nie możemy sobie pozwolić na takie sytuacje.
-Jakie sytuacje?- Spytał Michael.
-Spytajcie się swoich przyjaciół Caluma i Sanyi.-odparł spokojnie. Oboje spuścili głowy w dół.- Ohh... Skoro wy nie chcecie powiedzieć, to ja to zrobię. Wasi kochani...-jego wypowiedź została przerwana.
-Nie!-krzyknęła Sanyi.- Nie będziesz tego mówił. -Spojrzała na niego gniewnie.- Jesteś ich pieprzonym menagerem...
-Sanyu słowa-pouczył ją Daniel.
-Nie przerywaj! Im możesz sobie rozkazywać, ale ode mnie się odpierdol. Jasne?- skończyła swoją wypowiedź. Ian już miał odpowiedzieć, kiedy Sanyu wybiegła krzycząc, że zaraz wróci. Podbiegłam za nią. Ona wbiegła do toalety, nawet jej nie zamykając.
-Sanyi mogę wejść?- w odpowiedzi usłyszałam odgłos wymiotowania.- Sans wszystko w porządku?
-Tak, tak. Już wychodzę.- jak powiedziała tak zrobiła.
-Co jest?- Spytał zdyszany głos za nami. Obróciłam się i zobaczyłam resztę.
-Nic.- odparła beznamiętnie Dziewczyna obok mnie.- Idziemy dowiedzieć się o co chodzi menagerom czy będziemy tu tak stać? - powiedziała i poszła w kierunku gabinetu Daniela.
Wszyscy posłali mi pytające spojrzenia, a ja wzruszyła ramionami. Poszliśmy do gabinetu, żeby się dowiedzieć o co chodzi.
-O jesteście. -Rzucił sarkastycznie Ian. -Ja mam to powiedzieć czy ty im powiesz.- zwrócił się do Sanyi.
-Ja im to powiem.-odparła smutno. - Nie wiem jak mam to powiedzieć.-zaczęła.
-Sanyi...-przerwał jej Calum.- O co chodzi?
Dziewczyna spojrzała na Caluma, potem na Ian'a.
-No mów.- ponaglił ją Daniel.
-Ty też?- spytała zrezygnowana.
-Sanyi.. -Odparł spokojnie- Albo ty to powiesz, albo ja lub Ian. Ale lepiej by był gdybyś ty to zrobiła.- posłał jej pokrzepiający uśmiech. Myśmy stali zdezorientowani.
-O co chodzi?!?- krzyknął Calum. Sanyi spojrzała na niego. Wzięła w dech i powiedziała.
-Ludzie bo...-przerwało jej pukanie do drzwi. Fuknęła wkurwiona.
-Proszę wejść.-rzekł ze stoisku spokojem Daniel. Do pokoju weszła sekretarka. Skuliła się w sobie, gdy zobaczyła, jak Sanyi ma nią patrzy.
-Papiery, o które pan prosił.- powiedziała nieśmiało.
-Dziękuję Amando. Możesz już iść.- ta skinęła głową i wyszła. Wszyscy skierowali swój wzrok na Sanyi.
-Bo widzicie... Ja...

Tommorow vs 5sosWhere stories live. Discover now