— Słyszała, jestem tego pewien. Siedzisz tutaj zamiast lecieć za nią, to trochę idiotyczne, nie sądzisz?

Tak, trudno było mu przyznać rację. Podszedł do lustra, przejrzał się w nim. Odznaka prefekta błyszczała, ale jego twarz nie pasowała zupełnie do takich zaszczytów. Była zmęczona, a włosy roztrzepane. Zupełnie jak nie on, a to właśnie była jej wina.

Ta Hermiony Granger, która na każdym kroku starała się, lub nie, do tego doprowadzić. Udawało jej się, mimo, że nieświadomie, obudziły się w nim uczucia, które wcześniej uważał za niepotrzebne.

— Możliwe, że masz rację. Wracam za trochę.

Puścił w jego kierunku oczko. Natomiast młody mężczyzna był pewny jednego. Orion uśmiechnął się pod nosem. Mógł na spokojnie pójść do swojej narzeczonej i spędzić z nią upojną noc.

— Walburgio, nadchodzę — szepnął.

Nareszcie sami, im też przydała się chwila spokoju. Niestety ostatnimi czasy żyli tylko i wyłącznie uczuciami swoich przyjaciół, o ile można ich było tak nazwać.

(***)

Schodził ostrożnie po schodach. Chciał znowu ją zobaczyć, zakochał się w tym mlecznym spojrzeniu. Co poradzić. Nic nie można zrobić, gdy do ciebie pukało takie dziwne uczucie, które powoli zatapiało się w twoim wnętrzu.

Gdy znalazł się już na samym dole, przeklął na samego swojego przodka. Nikogo nie było, nigdzie. Widocznie rozeszli się, trudno się dziwić.

Dochodziła godzina dziewiąta, a jutro miał być normalny dzień nauki jednak nie spodziewał się, że jej tutaj nie zastał, wzruszył ramionami. Patrol razem mieli wczoraj, mimo tego nie odzywała się do niego. Musiał poczekać do jutra, a teraz miał czas na przemyślenia, przecież trzeba wiedzieć, co powiedzieć prawda?

— Przeklęta Granger — rzucił tylko pod nosem.

Nie wiedział jednak, że Hermiona siedziała ukryta za jedną z kanap. Pragnęła w tej chwili tylko jednego, aby nie zauważył jej. Nie mogła sobie pozwolić na konfrontację z nim. Za dużo się wydarzyło, za dużo, szczególnie jak się brało pod uwagę sam aspekt poznawszy. Powoli zakochiwała się z nim.

Na jej twarz wypełzł nieśmiały uśmiech. Uczucie, które dało o sobie znać, poprawiało jej każdą część dnia, mimo, że teraz po tej sytuacji z Ashley, nie rozmawiali, sam jego widok cieszył jej oczy. To wszystko było za bardzo skomplikowane dla dziewiętnastoletniego serca, a tym bardziej dla kogoś kto nigdy nie czuł się kochany. A Tom właśnie należał do takich osób, takich niewinnych w miłości. Lubiła tą jego cechę, te jego nieśmiałe pocałunki, pieszczoty. Był zupełnie inny niż wszyscy jednak gdy przyszło co do czego, gdy zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, pokazał, że jest prawdziwym mężczyzną. Przystojny, delikatny ale i czuły, marzyła o tym od kiedy pamięta.

Mieć chłopaka zmieniło się na mieć faceta, który miał stać u jej boku całe życie. To piękne uczucie, którego doświadczyło się raz w życiu, a ona musiała to porzucić. Pojedyncza łza spadła na jej kolana. Jeszcze kilka miesięcy i musiała odejść, a ona nie  istniała. Mogła wrócić do swoich czasów, a czas był dla niej zbawienny. Kiedyś mogła zapomnieć o Tomie, przecież on nigdy nie mógł być Lordem Voldemortem.

(***)

Obudziła się następnego dnia na kanapie przykryta kocem. Zarumieniła się lekko. Miała nadzieję, że to nie on przysłużył się do tego, aby dzisiaj nie narzekała na swój kręgosłup. Zwlokła się ostrożnie z niego, gdy poczuła, że ktoś kładł jej rękę na ramieniu. Najeżyła się jak kotka i szybko strąciła dłoń.

Zmienię czas, by z Tobą być | TomioneWhere stories live. Discover now