— Tego nie mogę ci obiecać.

Poczuła, że traciła jego usta, które przed chwilą tak pieściły jej duszę i ciało.
Otworzyła swoje brązowe oczy. Jego już nie było, rozpłynął się w wielkim salonie Slytherinu. Bez słowa, bezmyślnie udała się do swojego dormitorium. Dochodziła piąta rano. Wszystko było takie inne. Świat stał się piękniejszy. Dlaczego?

(***)

Kolejny dzień przysporzył dziewczynie więcej trosk niż mogła podejrzewać. Gdy tylko wstała rano zobaczyła nad sobą dwie koleżanki z pokoju, które wyczekiwały na jej wyjaśnienia. Udała, że nie wie o co chodzi. Poszła do łazienki się myć, a gdy już wróciła, siedziały patrząc wyczekująco w jej stronę.

— Czegoś ode mnie chcecie? — zapytała.

Właściwie chciała zaprzeczyć wszystkim, nawet sobie. Tom nic dla niej nie znaczył i taką wersję warto utrzymać.

— Wszyscy was widzieli! Jeszcze się pytasz. Usnęłaś na Tomie! Riddlu! W pokoju wspólnym. Chodzicie razem, prawda? A dodatkowo byłaś z nim na balu! Myślałam, że przyjdzie sam i znowu będzie patrzył na wszystkich z góry, a tu taka niespodzianka. Jak to zrobiłaś?

Najwidoczniej kłamanie w tej kwestii było łatwiejsze niż myślała. Na wszystko mogła w sumie odpowiedzieć zgodnie z prawdą, szczególnie jeśli chodzi o ich związek, którego nie było.

— Nie chodzimy ze sobą, musieliśmy pójść razem. Dyrektor tego od nas wymagał. Nie widzę w tym nic ciekawego, ani tym bardziej interesującego — powiedziała.

Tak. Czysta prawda, nie musiała się zbytnio tłumaczyć a tym bardziej kłamać.

— Doprawdy? Wszyscy widzieli, że tango miało na was zbawienny wpływ, a następnie wyszliście jako pierwsi z balu. Nie uwierzę w to co mówisz, choćby była to prawda. Wiem co widziałam, wiem, że między wami coś jest — powiedziała Ashley.

Hermiona mruknęła coś pod nosem. Nie chciało jej się już kontynuować rozmowy. Najwyższy czas na późne śniadanie. Całe szczęście, że dzisiaj był sobota. Śniadanie z racji wczorajszej imprezy, wydawali do godziny dwunastej, co niezmiernie ucieszyło większość siódmoklasistów, którzy mogli wrócić do swoich dormitorium w stanie upojenia alkoholowego.

Szła powoli korytarzem w stronę wielkiej sali, gdy na własnym ramieniu poczuła czyjąś dłoń. Wzdrygnęła się. Była to wielka łapa, zapewne wysokiego osobnika. Odwróciła się ostrożnie. Przed nią stał chłopak z jej domu. Nie znała jego imienia i mogła na spokojnie stwierdzić, że był od niej młodszy. Czegoś chciał, widziała to w jego oczach.

— Czegoś ode mnie potrzebujesz? — zapytała.

Pokiwał od razu głową. Popatrzyła na niego pytająco. Widziała, że walczy ze sobą żeby się do niej odezwać. Spokojnie czekała.

— Czy Ty chodzisz z prefektem naczelnym?

Wydawał się bardzo speszony mimo tego, że z jego twarzy nie można było wyczytać żadnej emocji. Westchnęła, widziała, że dzisiejszego dnia ta sytuacja może powtarzać się wiele razy.

— Nie, spieszę się. Mam nadzieję, że rozumiesz.

Skocznym krokiem chciała uciec jak najdalej od chłopaka. Była już na zakręcie gdy usłyszała jak wołał za nią

— To dobrze, bo mi się podobasz.

Zdziwiona poszła zjeść posiłek. Wiedziała, że obserwuje ją wiele osób. Ta sytuacja zaczęła się w ciągu dnia coraz częściej powtarzać. Hermiona powoli traciła panowanie nad sobą. Podchodzili do niej Krukoni, Puchoni, a nawet Gryffoni. Oczywiście, nie zabrakło Ślizgonów, którzy jak na nich przystało, zbyt nachalnie prosili ją o chodzenie, a nawet zdarzył się jeden, który zaproponował jej małżeństwo. Niedorzeczność, doprawdy.

Zmienię czas, by z Tobą być | TomioneWhere stories live. Discover now