Ile razy już słyszałam, że wszystko zawsze spieprzam? Nie miałam nikogo, kto by zaprzeczył bredzeniu pijanego człowieka, więc naturalnie zaczęłam w to wierzyć. 

Dlaczego, gdy byłam głupią nastolatką, której powinno się pomagać, bo wiadomo że każdy dorastający człowiek ma sieczkę w głowie, musiałam radzić sobie sama? Kraść, by mieć co zjeść, kraść, by mieć co ubrać, walczyć, by mieć pieniądze na wycieczkę szkolną, żeby tak strasznie się nie wyróżniać. 

Zamiast móc być zbuntowaną i, powiedzmy uciekać z domu, co ja robiłam? Czekałam na mojego tatusia, obgryzając przez pół nocy paznokcie z nerwów i wpatrywałam się w drzwi. Nasłuchiwałam kroków na klatce, dosłownie wariowałam czekając na telefon z szpitala. A kiedy już się pojawiał, mogłam jedynie zdjąć mu buty, przykryć go kocem i czekać, aż wytrzeźwieje. Aż zmieni się z człowieka, który za śmierć mojej matki winił mnie i mojego brata oraz który wyrażał swoją frustrację i ból przez okładanie mnie pięściami, w tatę, którego kochałam. Kochanego tatę, który czcił mamę i nas. Kochał nas i okazywał to na każdym kroku. Nawet, gdy ponosił go temperament, wystarczył jeden dotyk mamy w ramię i już był spokojny. 

Po policzku spłynęła mi łza.

Kurwa jego jebana mać!

Poderwałam się i walnęłam w poduszkę.

Dlaczego nie mogłam zapomnieć i udawać, że tego nigdy nie było?

Znów walnęłam poduszkę.

Dlaczego nie mogłam go po prostu znienawidzić?

Kolejny cios w białą poszewkę.

Musiał wszystko zepsuć! Nienawidzenie go tak dobrze mi wychodziło! Zwyczajne udawanie, że nie istnieje, zero wyrzutów sumienia, bo to w końcu i tak nie był już mój tata, tylko jakieś monstrum.

Tym razem przez przypadek uderzyłam również swoje kolano. Zaczęłam krzyczeć i okładać pięściami poduszki, kołdrę, swoje nogi, wszystko co akurat było obok. Płakałam już na dobre.

Głupia słabość. Miałaś nie być słaba - mówiłam sobie. Nie chciałam już. Nie chciałam już tego wszystkiego... 

Otarłam twarz i wciągnęłam na siebie czarne spodnie. Narzuciłam kurtkę i wyszłam zamykając pośpiesznie pokój. Ruszyłam przed siebie ze złością ścierając resztki łez. Magazyn był niedaleko. Dam radę - myślałam sobie. Jeszcze tylko kawałek. Musiałam tylko się uspokoić... Chociaż troszkę.

Już po paru minutach mijałam w wejściu Brada. Zignorowałam jego powitanie. Wokół ringu nie było dużo ludzi, ale tu zawsze był ktoś. 

Walczyły dwie kobiety. Nie zatrzymując się, na szybko związałam pohaczone włosy w byle jakiego koka, po czym zrzuciłam z siebie kurtkę. Przedarłam się przez gapiów i wskoczyłam na ring. Dziewczyny przerwały zaskoczone. Podeszłam do tej bliżej mnie i walnęłam ją w twarz. Zdezorientowana upadła od ciosu i po chwili szybko zeszła na dół.

- No dalej - zwróciłam się do drugiej kobiety, przyjmując bokserską pozę. 

Nie miałam na dłoniach taśmy, ani nie wykonałam rozgrzewki, ale miałam to wszystko gdzieś. 

Tłum zaczął krzyczeć i buczeć. Domagali się walki, ciekawi dalszego rozwoju wydarzeń. Dziewczyna, którą znokautowałam pobiegła w stronę ludzi Jo. Spojrzałam na tą drugą i podniosłam pytająco brwi. Dziewczyna oblizała wargi i również przyjęła pozę.

Wszystko we mnie buzowało. Nie umiałam tego powstrzymać. Już od zawsze miałam z tym problem, tylko starałam się nad tym panować. Ale po co się męczyć? Zapomnij... Zapomnij... Zapomnij... Wywlecz tą wściekłość na zewnątrz, bo zwariujesz - mówiłam sobie. Zacisnęłam oczy, oddalając wszelkie myśli z dala od siebie i natarłam na nią. 

Byłam jak pijana. Wygłodzona, brudna, niewyspana, obolała. Moje oczy znów zrobiły się szkliste od łez. Waliłam pięściami, z krzykiem na ślepo, odruchowo wykonując ciosy, których się nauczyłam. Przed sobą widziałam już jedynie rozmazane kształty.



***

Rozdział pojawił się szybciej, powiedzmy z okazji świąt. Jeśli jest słabszy wybaczcie, ale byłam zmuszona pisać na nieswoim komputerze, dokładniej macu. I stwierdzam, że go nienawidzę. Głupi alt jest po drugiem stronie, a klawiatura jest cholernie mała! Tak więc nie moja wina.

Chciałam również podziękować Wam za komentarze, które mi zostawiliście i które uwielbiam. Ludzie mogą nie zdawać sobie z tego sprawy, ale to naprawdę daje kopa do pisania i sprawia, że czuję, że to co robię ma sens. 

Spóźnionych Wesołych Świąt,

Ola :))

Nic już nie ogarniamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz