Amber

Byłam szczęśliwa. Dobra to chyba nawet mało powiedziane. Kojarzycie to uczucie mięsożernych, żądnych krwi motyli w brzuchu, które wyżerają cię od środka tak, że ma się wrażenie, że zaraz się umrze, ale w jakiś chory sposób się to uwielbia? No właśnie. Te motyle nie chciały się odwalić. I za każdym razem jak ją widziałam, albo jak mnie dotykała, było jeszcze gorzej.

Tamtej nocy u Josha w mieszkaniu do niczego nie doszło. Nie chciałam jej z niczym pośpieszać. Mogłam się tylko domyślać jaki mętlik musiała mieć w głowie. Dlatego za każdym razem starałam się obchodzić z nią jak z jajkiem. Z jednej strony chciałam całą ją mieć dla siebie, ale z drugiej nie mogłam jej spłoszyć. 

A to naprawdę było trudne...

Z takich myśli oderwało mnie dopiero donośne beknięcie Marshalla, który siedział obok mnie na kanapie. Jak w wiele sobotnich popołudni, siedziałyśmy u Scotta, Aidena i Marshalla, oglądając kolejną część Bonda. A kochany Scottie zrobił nam w ramach przekąsek pizzę. Przyjaciela, którego pasją jest gotowanie mało kto przebije, niech ktoś mi zaprzeczy.... 

- Am, podaj kawałek - powiedział Aiden z buzią pełną jeszcze poprzedniego pepproni.

- Gdzie ci się to wszystko mieści? - spytała Rache przenosząc wzrok z ekranu telewizora na przyjaciela.

- Wiesz, jednak dwa metry ma na rozłożenie tego wszystkiego - wtrącił Scott obmywając w kuchni ręce. 

To naprawdę było niesamowite, jak wysoki był Aiden. Kiedy pierwszy raz go poznałam, przez długi czas nie mogłam się przyzwyczaić i zawsze spotkaniu z nim towarzyszył mi z początku mini szok. Żeby być dokładnym, Aiden mierzył dokładnie dwa metry i siedem centymetrów. 

- Ja się z tym męczę nie wiadomo ile, a wy wchłaniacie wszystko w parę minut. Trzeba było powiedzieć, że tak będzie to byśmy zamówili pizzę z pierwszego lepszego miejsca, a nie... Stoję w kuchni Bóg wie ile, ugniatam ciasto idealnie według włoskiej receptury a wy... - powiedział zdejmując z siebie fartuch w etniczne wzory. 

Fartuch. Facet z kolczykiem i widocznymi przez podciągnięte rękawy tatuażami, ściągający fartuch. Bezcenne.

- Sorry...

- Przepraszam Scott.

-Głodny, bardzo głodny.

- Oj no stary... 

Wymamrotaliśmy, wszyscy z pełnymi ustami. Scott pokręcił tylko głową i dołączył do nas. Miałam przez to na myśli, że po prostu walnął się na mnie, z powodu braku miejsca na kanapie.

- Ej! Nie wiem czy tego chcesz, ale cała pizza może zaraz wylądować na tobie mój drogi.

- Ojej, Amuś zawsze wiedziałem, że kochasz mnie najbardziej - powiedział podwyższając głos o jakieś trzy oktawy. 

Nie miałam pojęcia czym jest oktawa, ale i tak myślę, że to całkiem akuratne stwierdzenie. I w tamtym momencie rozległ się dzwonek telefonu Aidena. Wielkolud spojrzał na ekran i poderwał się jak oparzony.

- Halo?? - spytał się słuchawki - nie, nie. Tak. O tak. Ale okej? Nie. Co to za różnica, co mam na sobie? 

Wszyscy momentalnie obróciliśmy się w stronę Aidena i wpatrywaliśmy się jak chodzi kółko po malutkim salonie. Nagle chichot. Aidena, ku woli ścisłości.

- On umie tak chichotać? Co do kurwy? - spytał Marshall wszystkich pozostałych.

- ĆŚŚ! - syknął blondyn i wrócił do rozmowy. Zaczęliśmy buczeć i śmiać się, sami z swojej dorosłości. - przepraszam cię muszę wyjść na zewnątrz - powiedział w biegu zgarniając bluzę i wypadł z mieszkania.

Nic już nie ogarniamWhere stories live. Discover now