,,Młode Wilki"

149 17 6
                                    

Witam Was bardzo serdecznie i zapraszam do przeczytania kolejnego opowiadania z tomu "Ogień Uczuć". Dziś zabiorę Was w rok 2005, kiedy to zespół Verba wydał album "8 Marca". Opowiadanie, które teraz przeczytacie jest moim wyobrażeniem jak historia opowiedziana w cyklu piosenek ''Młode Wilki" mogłaby wyglądać. Bez zbędnego gadania. Zapraszam do czytania pierwszej części "Młodych Wilków" ;)

''Ty także bądź takim Młodym Wilkiem,

Tylko pamiętaj, że życie jest cholernie śliskie.

Jeśli jednemu z Was coś złego się stanie,

Drugi da mu wsparcie, miłość, przyjaźń i oddanie."

Bartłomiej Kielar

- Zostaw ją, daj jej żyć. Jesteście za młodzi na takie wybryki! - krzyk ojca. Nasz związek nigdy mu się nie podobał. Ale czy to w ogóle można było nazwać związkiem? Owszem, spędzaliśmy wiele czasu razem, wiele...Praktycznie każdą wolną chwilę poświęcaliśmy sobie. A jak spędzaliśmy ten czas? Malowaliśmy grafitti na murach budynków, wyjeżdżaliśmy nad jezioro, nocowaliśmy wtedy w jednym namiocie, obserwowaliśmy spadające gwiazdy nad morzem w czasie wakacji. Jeździliśmy dosłownie po całej Polsce, aby tylko oderwać się od starych.

Tylko ja i ona...

- Nie jesteście sobie przeznaczeni, zrozum to - błaganie matki. - Zwolnij chłopcze...

„Chłopcze"? Nie jestem jakimś typowym chłoptasiem z tych ich seriali obyczajowych.

- Chłopaki są w burdelach! - odpowiedziałem podniesionym głosem. - A ja jestem Młodym Wilkiem! - dodałem, po czym wyszedłem z domu zatrzaskując drzwi.

Młode Wilki.

Tak nas nazywano. Żyliśmy po to, aby cieszyć się chwilą. Ja i Ona. Jedno serce w dwóch ciałach, złączone miłością do motocykli.

Wyjąłem komórkę z kieszeni i zadzwoniłem do mojej wilczycy. Deszcz, który spadał na moje ubrania idealnie oddawał to, jak się teraz czułem. Smutek. Żal. I tęsknota. Czekałem na jej powrót z Warszawy. Już tydzień siedziała w stolicy, razem swoimi rodzicami. Przypomniałem sobie, że dziś miała wrócić, więc schowałem telefon i od razu pobiegłem na peron, co sił w nogach, aby powitać moją kumpelę.

Spóźniłem się. Jak zawsze, psia krew, się spóźniłem. Pociąg przyjechał dobry kwadrans temu.Udałem się, więc do jej domu, gdy nagle delikatne ręce złapały mnie za szyję, a czyjeś zęby przygryzły ucho. Takie wilcze powitanie.

- Myślałam, że w końcu nie dotrę - wesoły głos szeptał mi do ucha. - Stęskniłam się.

- Ja też - odwróciłem się w stronę psiny i objąwszy ją w pasie ucałowałem w policzek. Pachniała, jak zawsze truskawką i maliną. Boże, jak ja tęskniłem za tym zapachem, całą wieczność mógłbym spędzić napawając się nim.

- Chodźmy, ludzie patrzą - odsunęła się i ruszyliśmy w miasto, szukając przy tym jakiegoś spokojnego, odludnego miejsca. Wilczyca już zaczęła mnie prowadzić ku naszej ciemnej uliczce, jednak ja miałem na dziś inne plany.

- Wyjeżdżamy. Dzisiaj. Teraz. - rzekłem szybko i pociągnąłem ją w stronę warsztatu mojego kumpla, Maćka. Zawsze miałem drugi klucz do jego garażu.

- Co ty...- zaczęła, ale uciszyłem ją, przyśpieszając przy tym kroku. Kilka minut później już otwierałem drzwi pomieszczenie i naszym oczom ukazała się cudna czarna Honda. Nie była ona nowa, co prawda, ale razem z Maćkiem postaraliśmy się o to, aby robiła wrażenie nie tylko wyglądem, ale i jazdą.

- Kiedy ty...

- Opowiem ci w drodze - znów nie dałem jej dokończyć i gestem poprosiłem ją, aby wsiadła na motor. Od razu ruszyliśmy z rozmachem, dziś miasto było nasze. Pewnie niejeden fotoradar nas złapie w swój obiektyw, ale kogo to obchodzi? Dziś noc należy do nas.

Opowiedziałem Wilczycy o tym, jak okazyjnie udało mi się tę Hondę kupić, i o pomocy Maćka przy jej odrestaurowaniu, w które włożył naprawdę całe swoje serce. I już miałem plan jakby mu zrekompensować chociaż część wydatków.

Lecz teraz noc jest nasza. Moja i Jej. Wilki muszą być wolne, zwłaszcza, gdy są młode!

Nie mogłam spać, minęło tyle godzin od naszego rozstania w parku, a on się do tej pory nie odezwał... Co jest? Obiecałeś, że się odezwiesz?! Wilku...

Leżałam wtulona w poduszkę, słuchając muzyki cały czas czekałam na telefon od niego...

- Gotowy?! - usłyszałem, gdy odpalałem motor. Nałożyłem kask i skupiłem całą swoją uwagę na trasie, suma do wygrania jest niemała. Ten wyścig i oddam całą kasę Maćkowi za odrestaurowanie Hondy. Skinąłem głową.

Ruszyliśmy. Szybko wyprzedziłem rywala. Nie znałem tego gościa. Wiedziałem tylko, że na imię mu Adrian i siedzi w wyścigach od ponad dwóch lat. Lecz czymże jest doświadczenie w porównaniu z intuicją, która pozwala ujarzmić najcięższą maszynę.

Obejrzałem się, zaczynał mnie dogadać.

Przyśpieszenie.

Światło.

Ciemność...

Zadzwonił, w końcu zadzwonił! Odebrałam telefon z nieopisaną radością i odezwałam się pierwsza.

- Nareszcie! Co tak długo? Zobaczysz, ja cię kiedyś przejadę tym twoim motorem, jeśli jeszcze raz mi tak zrobisz! - roześmiałam się. Boże, jaka ja byłam szczęśliwa.

- Hej, tu Adrian - odezwał się obcy głos - Ścigałem się z Twoim chłopakiem...On... - cisza. - On jest ciężko ranny. Bardzo ciężko. Karetka już go wiezie do szpitala...

Wyrzuciłam komórkę z dłoni, a ta upadła na łóżko.

Co?

Nie. To nie możliwe, to nie może być prawdą! Nie może!

Utonęłam we łzach. Krople obficie płynęły z moich oczu, nie rozumiałam, nie chciałam zrozumieć tego, czego się dowiedziałam. To musiał być żart. Jakiś idiota zabrał mu telefon i zrobił sobie ze mnie jaja. Tak, to na pewno to, nie ma innej opcji!

Usłyszałam ryk silnika. Tak! To na pewno Wilk! Przyjechał do mnie, aby przeprosić za ten wybryk i powiedzieć, że odzyskał komórkę!

Ubrałam się w kurtkę i szybko otworzyłam drzwi.

W wejściu stał chłopak o trójkątnej twarzy z ostrymi rysami i brązowymi bystrymi oczami. Na czoło opadała mu grzywka w kolorze ciemny blond.

- Ja dzwoniłem - powiedział, zamiast powitania. - Nagle ucichłaś, myślałem, że co ci się stało, coś sobie zrobiłaś - ton jego głosu był smutny, przygnębiający. Czyli to wszystko prawda...

Nie. Tym razem nie dałam się złamać rozpaczy. Zamknęłam dom i bez słowa wsiadłam na motor Adriana, a ten w milczeniu również go dosiadł. Zrozumiał, co miałam mu do przekazania, a czego nie zdołałam powiedzieć. Jechaliśmy do szpitala.

Po ostrej dyskusji z ordynatorem oddziału udało mi się wejść do sali, w której leżał Wilk. Kroplówka dostarczała krew do jego ciała, na ekranie komputera widziałam, że żyje, że jeszcze żyje.

Usiadłam obok niego i chwyciłam jego dłoń, moje łzy zaczęły kapać na twarz chłopaka.

- Nie zostawię, Cię - wyrzekam tylko.

Ja i On. Nierozłączni. Ja i On. Jedna zasada: Młode Wilki zawsze razem będą iść wbrew przeznaczeniu.

Ogień UczućWhere stories live. Discover now