Rozdział 35.

2.9K 191 29
                                    

- Tu macie pieluchy i inne higieniczne rzeczy, a tutaj kaszkę, deserek i jej ulubionego pluszaka - trener podał Kimberly dwie, typowe torby na dziecięce rzeczy - Nie powinna być teraz głodna, to kaszę i tą papkę w słoiku możecie dać jej po 19:00 - spojrzał na żonę, która kiwnęła głową na potwierdzenie jego słów.

- A oto i księżniczka Missy! - uśmiechnęłam się gdy mężczyzna podał mi na ręce małą brunetkę o włosach układających się w piękne, luźne loki.

- Na pewno rodzice nie będą mieli nic przeciwko? - spytała pani Gold zerkając przez ramię męża.

- Oczywiście, że nie! Rodzice i ciocia z wujkiem też jadą na ten mecz więc.. Los Angeles po zwycięstwo! - powiedziałam nieco głośniej unosząc jedną rękę do góry.

- No i tak trzymać! - trener przybił nam po piątce i razem z żoną wyszli na zewnątrz.

- No to co, mała? Co robimy? - kiwnęłam głową i spojrzałam na panienkę Gold, która własnie bawiła się kosmykiem moich włosów, który wypadł z koczka.

- Ai! - krzyknęła radośnie i wskazała palcem na podłogę, aby ją tam postawić.

Spełniłam prośbę Melissy, a ona nie czekając długo pobiegła do salonu i stanęła przed sofą. Obejrzała wszystkie poduszki, które na niej leżały i łapiąc każdą po kolei zrzucała je na podłogę. Następnym krokiem było zebranie tych wszystkich miękkich przedmiotów w jedno miejsce i ułożenie ich w stosik, jak budowlę z klocków. Ostatecznym posunięciem był kopniak z dużego rozmachu i rozsypanie wszystkich poduszek. Jaka niesamowita radość towarzyszyła Melissie przy tej jakże twórczej, a za razem destrukcyjnej zabawie. Nie wiem co tak wspaniałego było w tym co robiła, ale spokojnie obserwowałam drugi, trzeci i czwarty raz kiedy od nowa zbierała poduszki, by po chwili znów kopnąć w nie swoją małą stópką. Zaśmiałam się i poszłam do Kimberly, która w kuchni parzyła wodę na herbatę i kroiła marchewki w plastry.

- Postanowiłam zrobić sobie zdrowe chipsy. - poinformowała mnie, gdy tylko przekroczyłam próg.

- W porządku... - poklepałam dziewczynę po plecach i siadłam przy stole obserwując przez otwarte drzwi panienkę Gold, czy nie robi nic niebezpiecznego.

- Zadzwoniłam po Hazzę, będzie tu niedługo.

- W porządku. - powtórzyłam poprzednie słowa.

- Hej, hej! Opanuj emocje! - zaśmiała się Scott i siadła naprzeciwko mnie, stawiając na stole dwa kubki z herbatą i miseczkę marchewki.

Zaczęłyśmy rozmawiać o przeróżnych rzeczach i pewnie ta rozmowa nie miała by końca, gdyby nie mały łobuziak, który przybiegł z płaczem z salonu.

- O nie - mruknęła Kim - pewnie się wywróciła i teraz będzie przerąbane!

- Melisska, co się stało? - klęknęłam na podłodze i spojrzałam na brunetkę.

- A-am! - krzyknęła i położyła dłoń na brzuszku.

- Ooo... jesteś głodna? - spojrzałam na zegarek - To dopiero pół godziny od kiedy trener cię tu przywiózł...

- Nie mamy tyle kaszy. - wtrąciła Kim i zrezygnowana oparła czoło o blat stołu.

- Aaaam! - krzyknęła zrozpaczona Missy i znów wybuchła płaczem.

- To nie był dobry pomysł by się nią zająć we dwie. Wymiękamy przy temacie jedzenia. - Kim nie podniosła nawet głowy.

- Spokojnie, dam jej jabłko.

Podniosłam dziewczynkę, posadziłam ją na stole i dałam jakąś starą gazetę, aby miała się czym zająć. Miałam rację, płacz od razu ustał, a kolejne strony przechodząc przez ręce panienki Gold zamieniały się w cienkie, papierowe paseczki.

• believe me • [niall horan fanfiction]Where stories live. Discover now