Rozdział 25

5.1K 242 14
                                    

Wyszliśmy z klasy i od razu rozejrzeliśmy się po otoczeniu. Kurczowo ściskałam za trzonek naczynia, w której znajdował się koktajl Mołotowa. Cicho szliśmy w miejsce gdzie teraz leży ciało woźnego. Kierowaliśmy się zapachem krwi. Dotarliśmy na boisko do kosza. Tutaj zapach był najsilniejszy. Tak to zabawne, bo czuje się jak pies tropiący. Rozejrzałam się, lecz nie zauważyłam nic szczególnego.

- Hey, chodź tu. - szepnął Scott. Mimo, iż byliśmy na dwóch końcach boiska to i tak go usłyszałam, zaleta zaleta wilkołakiem. Podeszłam do niego. Staliśmy przed zsuwanymi trybunami. Scott chciał ruszyć do ich wnętrza, ale go zatrzymałam.

- Ktoś musi stać na czatach. - szepnęłam.

- Okey, to ja tu zostanę.

Skierowałam się do wnętrza trybun. Zapewne, jakby Scott je teraz popchnął to zostałabym zgnieciona. Doszłam do mniej więcej połowy kiedy poczułam jak coś na mnie kapie. Była to krew. Wystraszona spojrzałam w gorę i ujrzałam wiszące, podrapane ciało woźnego. Zakryłam dłonią usta, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Zlustrowałam go i zauważyłam klucze. Były trochę wysoko, więc odstawiłam moją broń i wspięłam się po metalowych szczeblach podtrzymujących konstrukcje. Ledwo dotykałam je palcami kiedy usłyszałam dźwięk charakterystyczny dla składania takich konstrukcji.

- Pośpiesz się. - usłyszałam Scott'a.

- Próbuję. Zatrzymaj to.

- Właściwie to trzymam, ale błagam pośpiesz się. Aby móc to z powrotem rozłożyć najpierw musi się złożyć i nawet w wilkołaczą siłą trudno jest to utrzymać. - powiedział Scott. Sięgnęłam po kluczyki, zeskoczyłam z szczebli i szybko chwyciłam moją broń kierując się w stronę bliższego wyjścia. Biegłam, przeskakując metalowe odcinki z kołami. W ostatniej chwili wyskoczyłam z śmiercionośnej pułapki.

- Nawet nie wiesz jak mnie nastraszyłaś. - powiedział szeptem Scott podchodząc do mnie.

- Ktoś je musiał popchnąć. - zauważyłam. Usłyszałam bicie serca i warczenie. Odwróciliśmy się w stronę bestii.

- No chodź. Zbliż się. - warknął Scott. Bestia zaczęła biec w naszym kierunku. Mc rzucił koktajlem w potwora. Nie wywołało to żadnej reakcji. Alfa nie płonął, a my byliśmy w wielkim niebezpieczeństwie.

- Cholera. - powiedzieliśmy w tym samym czasie i rzuciliśmy się do ucieczki. Alfa chwycił mnie za kostkę, przewrócił, a następnie popchnął, przez co ślizgałam się po całej długości boiska. Złapał Scott'a za kark i podniósł, przez co nie mógł wykonać żadnego ruchu. Chciałam wstać, lecz nie zdążyłam i potwór przycisnął mnie do podłogi, wydając z siebie triumfalny ryk. Puścił McCall'a i zniknął, uciekł tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy. Zaczęłam krzyczeć, moje ciało przeszył ogromny ból. Wiłam się, krzycząc i płacząc. Ze Scott'em działo się dokładnie to samo co ze mną. Po chwili jednak nieprzyjemne uczucie ustało, a my zmieniliśmy swoją formę. Wreszcie dałam upust swoim wszystkim, dotychczas skrywanym emocjom. Moje człowieczeństwo ustąpiło miejsce wilczej naturze. Doszło do pierwszego etapu przemiany. Widocznie alfa nie wiedział o moich możliwościach, albo nie chciał ich używać. Tyle się domyśliłam z całej tej sytuacji, że to on kontrolował moją przemianę, nie ja. Oboje ruszyliśmy w jakimś kierunku. Moja wilcza natura pragnęła zemsty, ale niestety nie wiem na kim. Miałam świadomość tego co się dzieję, ale nie mogłam nad tym panować. Usłyszałam czyjeś bicie serca i rozmowy. Nie skupiałam się na ich treści, liczyła się tylko wiedza gdzie jest mój cel. Idąc w jego stronę warczałam i dyszałam ciężko. Dotarłam do drzwi wsunęłam klucz do zamka miałam zamiar je zamknąć, aby nasze ofiary nie miały gdzie uciec. Już prawie to zrobiłam, ale mój towarzysz pierwszy chciał zatopić pazury. Pozwoliłam mu na to. Już prawie uwięził cel, ale się powstrzymał. Jego przyśpieszone bicie serca zwalniało. Złamał klucz. Odsunął się od drzwi. Usłyszałam kogoś. Krzyczał i walił w drzwi. Chociaż w sumie to mogła być samica. Ktoś inny ją uciszył. Usłyszałam jakieś irytujące dźwięki.Były one co raz głośniejsze. Beta upadł i ciężko dyszał. Podniósł na mnie wzroki i mocno przytulił opowiadając o Dereku. Moje ciało drżało, mój oddech był bardzo głęboki. trzymał mnie tak w objęciu przez około 5 minut. Odzyskałam kontrolę nad swoim ciałem.

I'm fine...maybe |Teen Wolf|Where stories live. Discover now