Rozdział 5

7.7K 370 54
                                    

Po wczorajszych wydarzeniach byłam roztrzęsiona i wykończona. Koc nadal okrywał moje nagie ciało, szczelniej się nim owinęłam i powoli wstałam.

- Witaj Scarlett. Jak minęła noc? - zapytał jak gdyby nigdy nic.

- Derek! I ty się jeszcze pytasz?! Nigdy w życiu się tak nie bałam!

- Rozumiem, że to doświadczenie było dla ciebie nowe i dość emocjonujące, ale musisz się uspokoić.

- Co to było? To co wczoraj widziałam?

- Opisz jak to coś wyglądało. - odpowiedział zaintrygowany.

- Miało czarne futro, ostre pazury i kły. Było ogromne! Oraz te czerwone oczy! - na te słowa Derek zerwał się na równe nogi.

Krążył wokół mnie intensywnie nad czymś myśląc.

- To był alfa. To on was ugryzł.

- Alfa? On tobą rządzi? Kim on jest, no wiesz, jako człowiek? Czemu mnie nie zaatakował? Cały czas uważnie mi się przyglądał.

- Ehhh nie jestem w jego stadzie, ale ty i Scott tak, dlatego ci nic nie zrobił. To on cię ugryzł tamtego wieczoru. Chciał cię zabić, ale widocznie zmienił zdanie. Muszę go odnaleźć i unieszkodliwić. - niestety chyba wiem co miał na myśli mówiąc "unieszkodliwić".

Po dłuższej analizie spytałam:

- A dlaczego ja zmieniam się w wilka, a Scott nie?

- Bo jesteś wyjątkowa. - zaskoczyły mnie jego słowa i sposób w jaki je wypowiedział.

Brzmiało to tak jakbym była jedyną taką osobą na świecie.

- Najczęściej wilkołaki po przemianie wyglądają podobnie jak Scott, niektóre jak ta bestia i tylko nieliczne przechodzą całościową przemianę w wilka.

Podszedł do mnie i podał mi jakieś ubrania. Zaraz, one były moje!

- Skąd to masz?!

- Pozwoliłem sobie zajrzeć do twojej szafy i przynieść ci coś. No chyba, że wolisz chodzić naga. Mnie to nie przeszkadza. - mówiąc to poruszył sugestywnie brwiami. Prychnęłam oburzona i wyszłam z pomieszczenia, ówcześnie biorąc ciuchy. Były to czarne getry, szary, opinający się top z kotkiem i błękitna bluza. Plus do tego wybrał mi bieliznę (nie będę jej opisywać). Po prostu super. Nałożyłam to na siebie i poszłam do mojego wybawcy. W końcu to on mnie uratował przed śmiercią z rąk jakiegoś wilkołaka.

- Dziękuję, że przyniosłeś mi coś do ubrania i za ratunek przed alfą.

- Nie ma za co.

Po dłuższym czasie wypełnionym krępującą ciszą...

- Ummmm, ta..... ta moja kotwica. To jak ja mam sobie z nią radzić bez twojej pomocy? - zdziwiony moim pytaniem, spojrzał na mnie i odpowiedział wzruszeniem ramionami. 

Widać było, że nie spodziewał się tego zagadnienia i ewidentnie schlebiałam mu tym. Poczułam coś dziwnego. W moim ciele zaczęło buzować. Miałam wielką ochotę biegać, skakać, wyć... byłam pełna energii. Raczej powinnam coś takiego odczuwać podczas pełni, ale nieeee! Bo moje wilcza natura woli wtapiać zęby w ludzi! Dobra, nieważne. Takie piekło jakie miałam wczoraj będzie tylko raz miesiącu. Przeżyje. Derek zauważył moją chęć wykonywania jakichkolwiek ćwiczeń fizycznych. Wybiegł z domu rzucając szybko:

- Znajdź mnie.

Nie musiał mnie prosić. Uczyniłam to samo co on. Szukałam go wzrokiem, lecz niestety bezskutecznie. Jasna cholera! Scarlett! Skup się! Nie słyszałam nic przydatnego. Nawet bicia serca mojego celu. Nie czułam jego zapachu. Nic, kompletnie nic. Postanowiłam skupić swoje wszystkie zmysły na moim otoczeniu. Czułam upojny zapach lasu. Konkretniej drzew liściastych. Słyszałam różne bicia małych serduszek, pojedynczych zwierzątek. Widziałam dużo wyraźniej niż zwykle. Zauważyłam ptaszka śpiącego w gnieździe na drzewie 28 metrów ode mnie, dokładną budowę liścia, który aktualnie spadał. To nie to! Poczułam jak moje serce bije szybciej. Zamknęłam oczy i skupiłam się na tym jednym bodźcu, który mnie wzbudził we mnie zdenerwowanie. Krew i Derek. O nie! A jak mu się coś stało?! Zaatakowali go łowcy?! Alfa?! Podążałam za tropem, (Kurwa, może jeszcze się w psa tropiącego zamienię co?!) aż wreszcie dotarłam do jeziorka. U brzegu siedział "ranny".

- Krwawisz?!

- Można tak powiedzieć.

- Co to do jasnej cholery ma znaczyć?!

- Długo ci zajmowało odnalezienie mnie, więc się zaciąłem o kamień, aby było ci łatwiej. Starałaś się, ale jeszcze poćwicz. Kompletnie nie potrafiłaś się skupić na "celu".

- To ja się o ciebie martwię, a ty się zraniłeś o kamień?!

- Tak.... martwiłaś się o mnie? - to ja to powiedziałam na głos?!

- No tak.... - odpowiedziałam zakłopotana.

- Panowanie nad zmysłami poćwiczymy kiedy indziej. Teraz zajmiemy się twoją sprawnością fizyczną. Twoim zadaniem będzie złapanie mnie. - po tych słowach ruszył.

Nie zastanawiając się pobiegłam za nim. Zręcznie wymijałam drzewa. Przeskakiwałam obalone pnie. Obserwując go przy tym cały czas. Powoli go doganiałam. Cały czas skręcał, przedzierał się przez krzaki, przeskakiwał różne przeszkody. Nadarzyła się świetna okazja. Prawie go dogoniłam. Wbiegłam na konar obalonego drzewa i z niego zeskoczyłam na mężczyznę. Przewróciłam go i triumfalnie się uśmiechnęłam, przyciskając go do ziemi.

- Ładnie. - przyznał. 

Moje zwycięstwo nie trwało długo. Derek chwycił mnie za ramiona, podciął mi nogi i uniemożliwił mi jakikolwiek ruch. Tym razem on nade mną dominował. Uśmiechnął się łobuzersko i posłał mi wzrok w stylu I kto tu jest samcem alfa? Również się do niego uśmiechnęłam. Nasze twarze dzieliły dosłownie parę centymetrów. Utonęłam w jego oczach, nasze nosy prawie się stykały, a usta kusiły mnie do pocałunku. Aby się powstrzymać przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok. Kątem oka zauważyłam zdezorientowanie i pożądanie wymalowane na jego twarzy. Wykorzystałam ten moment nieuwagi, odepchnęłam go od siebie i wstałam.

- To jak mi poszło? - spytałam. 

Starałam się, aby mój głos był jak bardziej zaciekawiony niż pełen rozczarowania moim własnym zachowaniem.

- Dobrze - odpowiedział BadBoy jak najbardziej bezbarwnym głosem.

Nigdy nie rozumiałam swoich uczuć, ale tym razem przeszedłam samą siebie. Jednocześnie go pragnęłam i odpychałam. Próbuję to sobie tłumaczyć tym, że w ogóle go nie znam... To może go poznaj? odezwała się moja podświadomość. W sumie to nie jest zły pomysł...

- Chcę cię lepiej poznać.- wypaliłam.

- Słucham? Dlaczego?

- No wiesz, chciałabym poznać lepiej osobę, z którą będę spędzała czas.

- No dobrze. Masz może ochotę coś zjeść? - zapytał opiekuńczo

- Tak, jestem głodna. - jak wilk dodałam w myślach.

- Chodź zabiorę cię do miejsca, w którym coś zjemy, a potem odwiozę do domu.

- Hmmm no dobrze, ale ja nie mam pieniędzy...

- Nie martw się. Ja zapłacę. - zdziwiło mnie to.

W końcu nie sądzę, żeby gdzieś pracował, a na żula nie wyglądał. Kiedyś się go o to zapytam. Pojechaliśmy jego sexy autem do pobliskiej kawiarni. Kelnerki dosłownie śliniły się na jego widok. Zabawne było oglądanie ich nieudolnych prób podrywu mojego nauczyciela. Derek za każdym razem je zbywał w dość wyrafinowany sposób. Zamówiłam sobie to samo co czarnowłosy, czyli jajka na bekonie i do tego herbata. Podczas konsumpcji moje myśli zaczęły krążyć wokół babci. Tęskniłam za nią i bardzo się o nią martwiłam. Do głowy wpadł mi dość ciekawy pomysł.

- Zawieziesz mnie do szpitala?

- Po co? Coś ci jest? Źle się czujesz? - pytał zatroskany. Zauważyłam, że w takich chwilach zrzuca tą maskę obojętnego BadBoy'a.

- Nie. Do mojej babci. Jest ciężko ranna.

- No dobrze.

Po ukończonym śniadaniu, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę mojej ukochanej staruszki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak ta wizyta wpłynie na moje życie...

____________________________________________________________________________________
I oto jest kolejny rozdział! Piszcie co o nim sądzicie. Miłego dzionka w szkole mordki ;)
/Brokulowa

I'm fine...maybe |Teen Wolf|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz