Rozdział 14

5.2K 302 7
                                    

Uchyliłam powieki. Czarne plamki skakały mi przed oczami, wszystko było zamazane. Trudno mi było określić gdzie jestem. Dotknęłam czegoś szeleszczącego. Po krztałcie rozpoznałam liście. Chwila, co?! Pośpiesznie wstałam starając się złapać równowagę. Oparłam się o najbliższe drzewo i wzięłam głęboki oddech. To tylko sen. Spokojnie, tylko sen. Ale czemu był taki realistyczny? Spojrzałam na swoje ręce, całe zakrwawione, podobnie jak ubranie. A może to jednak nie był sen?! Naprawdę ich zabiłam?! Po moim policzku spłynęła łza, szybko ją wytarłam. Poczułam jak telefon wibrował w mojej kieszeni. Dzwonił Stiles.

- H..halo? - wystraszyłam się własnego głosu. Był chrapliwy, brzmiał jak warczenie trzy metrowego wilka.

- W porządku? Gdzie ty wogóle jesteś? Całą noc nie było cię w domu! - uff jednak żyjesz...

- J..ja

- Dobrze, powiesz mi później. Tata prosił, o przekazanie ci informacji, iż pójdziesz do szkoły na pierwszą lekcje, a potem nas zwolni i pojedziemy na pogrzeb. Lepiej wracaj do domu. - i się rozłączył. Rozejrzałam się, byłam dwie ulice od domu. Zerknęłam na telefon godzina 6.38. Mimo zmęczenia i wycięczenia pobiegłam do domu. Wpadłam do kuchni i napiłam się wody. Wspięłam się resztkami sił po schodach i wzięłam prysznic. Nikt nie może mnie tak zobaczyć. Wysuszyłam włosy i ubrałam się w czarny
t-shirt z białym krzyżem, czarne rurki i biało-czarną bluzę. Zrobiłam codzienny makijaż i położyłam się na łóżku. Muszę w końcu odpocząć. Niestety nie było mi to dane, Stiles wszedł do mojego pokoju. Wyskoczyłam z łóżka i przytuliłam się do niego. Cieszyłam się, że żyje. To okropny widok widzieć śmierć osoby, na której ci zależy. Nic nie mówiąc wziął moją torbę i zniósł na dół. Wsiadłam do auta. Nogi mi się trzęsły, podobnie jak ręce. O 7.42 już byłam w szkole przywitała nas policja. Podeszłam bliżej i zauważyłam zakrwawiony autobus. O mój boże. Przeniósłam swój wzrok na trybuny tam było jeszcze gorzej. O ile to wogóle możliwe. Od ludzi dowiedziałam się, że zabito woźnego i dwóch chłopaków wracających z imprezy. Spotkaliśmy Scott'a, opowiedział nam o swoim śnie. Ja też to zrobiłam pomijając sceny z Derekiem. Po lekcji pojechaliśmy z bliźniakiem do domu, żeby przebrać się w coś bardziej formalnego. Wybrałam zwykłą, czarną sukienkę na grubych ramiączkach, bez dekoldu, a włosy splotłam w schludnego kłosa. Poprawiłam makijaż i zeszłam na dół. Mój brat już czekał. Nie przyglądając mu się zbytnio ubrałam czarny płaszcz dłuższy od mojej kreacji i czarne szpilki na platformie. Podczas podróży na cmentarz zerknęłam na telefon. Dostałam SMS'a od Scott'a.

Od: Scotty

Scarlett słuchaj, Derek Hale wie o naszych "snach". Ja już z nim porozmawiałem na ten temat. Teraz twoja kolej. Macie się spotkać zaraz po pogrzebie w lesie, przy rzece. Jakbyś miała z nim jakiś problem to dzwoń.

Do: Scotty

Dziękuję za informacje i troskę Scotty :)

W końcu dotarliśmy na miejsce. Niestety taty tam nie było, za to spotkałam się z paroma sąsiadkami i koleżankami babci. Wiele osób składało mi kondolencje. Miejscowy pastor opowiedział parę słów o mojej krewnej, mnie również o to poproszono.

- Amelia Crost nie tylko była moją babcią, nie raz zestępowała mi matkę. Wychowała mnie najlepiej jak umiała i jestem jej za to wdzięczna. Zawsze miała promienny uśmiech na twarzy i mimo podeszłego wieku, cieszyła się życiem, wykorzystując najlepiej jak umiała każdą jego chwilę. Wszyscy powinniśmy brać z niej przykład. I mimo, iż
już odeszła z tego świata, napewno pozostanie na zawsze w naszych sercach. - może nie była to wyćwiczona i profesjonalna wypowiedź, ale była z głębi mojego serca. Przez cały czas starałam się powstrzymać drżenie głosu. Czterej mężczyźni spuszczali drewnianą trumne w dół po linach. Jej ciało leżało już pare metrów pod ziemią. Uklęknęłam przy grobie i zatraciłam się w wspomnieniach.

- Ale ja się boję.

- Nie ma się czego bać gwiazdeczko. Proszę, spróbuj. - powiedziała uśmiechając się do mnie dodając mi otuchy. Niepewnie wsiadłam na rower. Złapałam za czarną kierownicę.

- Odepchnij się od podłogi i zacznij pedałować. - zrobiłam to o co mnie poprosiła. Serce waliło mi jak młot rosłego kowala. Odepchnęłam się od gruntu i ruszyłam, mocniej zacisnęłam dłonie na kierownicy. Na początku pedałowałam powoli. Mimo wcześniejszego strachu poczułam ten pierwszy, niezwykły wiatr we włosach. Zrobiłam kółko wokół mojej wychowanki.

- Patrz! Jadę! - wykrzyknęłam zadowolona.

- Brawo gwiazdeczko! - przestałam zwracać uwagę na to co robię. Przednie koło gwałtownie skręciło, przez co straciłam panowanie nad jednośladowcem. Przewróciłam się ścierając skórę z lewego kolana. Po moim policzku spłynęła łza. Staruszka usiadła przy mnie i objęła. Wtuliłam się w nią i rozpłakałam.

- Cichutko skarbeńku, już dobrze. Nic się nie stało. - otarłam łzy i wstałam. Nie było mi nic poważnego. Wstałam na drżących nogach i wykrzyknęłam wściekła:

- Nigdy więcej nie wsiąde na to ustrojstwo!

- Jeżeli poddasz się przy pierwszym upadku, to nigdy nie uda ci się czegoś osiągnąć. Nie zrażaj się tak. Za niedługo wrócę pójdę po plaster i wodę utlenioną. - po odejściu babci jej słowa nadal grały mi w głowie. Wsiadłam na rower i ruszyłam. Tym razem bardziej skupiłam się na wykonywanej czynności. Jechałam co raz szybciej nie zwracajac uwagi na bolącą kończynę. Po paru kółkach zsiadłam z mojego błękitnego rumaka i usłyszałam klaskanie.

- Brawo skarbeńku! Udało ci się!

- Rzeczywiście! Udało mi się! - wykrzyknęłam uradowana.

To wspomnienie przypomniało mi ile razy pomagała mi w trudnych chwilach. Zawsze wspierała i dodawała otuchy. Poczułam dotyk na swoim ramieniu. Pośpiesznie wstałam i odwróciłam się.

- Przepraszam, że cię wystraszyłem, ale musimy już jechać. Siedziałaś tu bezruchu, przez dobre 15 minut. - nic nie mówiąc, weszłam do jeep'a brata. - Tata mówił, że nie musimy wracać do szkoły. Jakieś życzenia?

- Skoro już pytasz to chciałabym wrócić do domu. Mógłbyś mnie za chwilę podwieść do lasu?

- Emmmm, jasne. - po drodze powrotnej szybko przebrałam się w ciuchy, które miałam w szkole. Wróciłam do brata, założyłam glany i byle jaką kurtkę. Bliźniak zawiózł mnie na skraj terenu i odjechał. Pobiegłam w stronę rzeki. Zatrzymałam się i rozejrzałam w poszukiwaniu Hale'a. Oparłam się o obalony pień i cierpliwie czekałam.

- Dobrze, że przyszłaś.

- Proszę wytłumacz mi co oznaczał ten sen!

- Co dokładnie ci się śniło?

Opowiedziałam mu wszystko. Tym razem nie pomijałam scen z nim, co poskutkowało palącym rumieńcem na policzkach. Żeby go ukryć zwieszałam głowę.

- Alfa zrobił tobie i Scott'owi swego rodzaju rytuał przejścia. To ci się nie śniło. Wydawało ci się, że zabiłaś mnie i swojego bliźniaka, kiedy tak naprawdę dokonałaś morderstwa na dwóch nastolatkach.

Spojrzałam niepewnie w jego oczy. Było mi wstyd. Ja kogoś zabiłam! Zabiłam dwoje niewinnych ludzi!

- To znaczy, że po przemianie....

- Będziesz miała niebieskie tęczówki? - dokończył za mnie - Otóż nie, ponieważ nie zrobiłaś tego świadomie, nie mogłaś nic zrobić. - spojrzał głębiej w moje szare oczy i oparł dłonie o pień, blokując mój jakikolwiek ruch.

____________________________________
Wyjaśniło się :). Co sądzicie o nowym rozdziale? Piszcie komy, bo to bardzo motywuje ;). Dziękuję za to, że jesteście ze mną i brniecie przez moją chorą wyobraźnię ^_^ /Brokulowa

I'm fine...maybe |Teen Wolf|Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu