Rozdział 24

5.2K 258 15
                                    

- Zamknij drzwi! - ryknął Scott.

- Nie mam kluczy! - odkrzyknął Stiles.

- Zablokuj je czymś! - po słowach wilkołaka, brązowooki rozejrzał się po swoim otoczeniu i zauważył nożyce do przycinania krzaków. Problem polegał na tym, że leżały one za daleko by po nie sięgnąć, nie narażając przy tym swojego życia.

- Nie. - powiedziałam chórkiem z McCall'em. Różnica była taka, że mój głos był łamliwy, a mojego przyjaciela stanowczy.

- Tak. - rzekł bro i przekroczył próg drzwi. Powoli podszedł i sięgnął po narzędzie. Zauważyłam, jak zza auta wychyla się alfa. Wystraszona zaczęłam krzyczeć i walić w okna, dając bliźniakowi do zrozumienia, że jest w niebezpieczeństwie. Alfa ruszył. Chłopak wbiegł do szkoły i od razu zablokował drzwi sekatorem. 

- Gdzie on się podział? - spytał Scott rozglądając się po parkingu. Miałam wrażenie, że ten morderca dosłownie rozpłynął się w powietrzu.

- To go powstrzyma? - spytałam patrząc na naszą blokadę.

- Prawdopodobnie nie. - odpowiedział mój brat. Miałam wielką ochotę po prostu stąd wyjść i rozszarpać na kawałki tego cholernego Deaton'a, albo sama dać się zabić. Niestety wiem, że moi chłopcy by na to ni pozwolili. Usłyszeliśmy wycie. Jak poparzeni odskoczyliśmy od drzwi i pobiegliśmy do najbliższej klasy. 

- Biurko. - chłopcy złapali za mebel i zaczęli przesuwać w stronę wejścia, chcąc je zabarykadować.

- Czekaj. Rozwali drzwi. - zauważył syn szeryfa, zatrzymując przemieszczanie drewnianego przedmiotu.

- Wiem. - zajebisty pomysł. Rozpierdoli drzwi, dostanie się do środka i nawet porządna barykada nam nie pomoże.

- To twój szef, Deaton! Jest alfą! - wykrzyknęłam. Byłam zła na siebie. Gdyby nie ja, morderca zostałby zabity! Gdyby nie ja, Derek by żył! Od początku miał rację, a ja nie dość, że nie dałam mu go zabić, to jeszcze się z nim pokłóciłam!

- To szalony wilkołak! - dopowiedział mój brat.

- Niemożliwe! - odpowiedział pół wilk.

- Znika, a za chwilę pojawia się bestia i rzuca się na Dereka! Przypadek? - Stiles był ewidentnie przejęty całą tą sytuacją. Z resztą kto by nie był?!

- To nie on. 

- Zabił Dereka. - po tych słowach moje ciało zaczęło się trząść. Nerwowo pocierałam ręce w nadziei, że to tylko zły sen. Tak strasznie go kochałam. Nie jestem pewna, czy dam radę żyć bez niego. Gdyby nie ja prawdopodobnie teraz nie leżałby martwy.

- Derek żyje. - widząc moją reakcje jedynak, chciał mnie nie tyle co pocieszyć, co uspokoić.

- Leciała mu krew z ust! Umarł, a my będziemy następni! - krzyknął mój brat. Nie wytrzymałam. Pozwoliłam, by po moich policzkach spływały łzy. Nienawidzę siebie! Tyle osób prze ze mnie zginęło! 

- Co robimy?

- Dostaniemy się do auta i uciekniemy, a ty rzucisz pracę. - zwrócił się do przyjaciela i podeszliśmy do okna. Scott zaczął szarpać za klamkę.

- Zamknięte. Rozbijemy szybę. - zaproponował pracownik ośrodka weterynaryjnego.

- Usłyszy. - odpowiedział mój brat.

- Szybko pobiegniemy. - powiedział syn pielęgniarki, rozglądając się po drodze do jeep'a. - Bardzo szybko.

- Stiles, coś się stało z twoim autem. - zauważyłam, że jego maska była mocno zdeformowana. 

I'm fine...maybe |Teen Wolf|Where stories live. Discover now