Jedno słowo. Raptem trzy krótkie sylaby. Opływowe litery sklejone tak różnymi odczuciami - miłością, tęsknotą, ciepłem, żalem i bólem. Jedno słowo w którym mieszka tak wiele przeciwstawnych uczuć. Tak wiele wspomnień powodujących wielki uśmiech oraz cieni przeszłości budzących łzy pod powiekami.
Gdzieś między więzami krwi, między kodem genetycznym, a podobnymi rysami twarzy kryje się coś więcej niż jedynie podstawowy budulec społeczeństwa.
Coś więcej niż ludzie połączeni jedynie przez los. Przez przypadek. Przez kiepski żart.
Rodzina. To w niej wzrastamy. To w niej nawiązujemy pierwsze międzyludzkie kontakty. To w jej ramach wykształcają się pierwsze więzi społeczne. To w jej środowisku socjalizujemy się, to z niej wynosimy bagaż doświadczeń i uczuć. To ona uczy nas empatii i wiary w siebie.
Bo rodzina to przede wszystkim wspólnota. Zrozumienie i ciepło. Ogromne pokłady zaufania i miłości. To wsparcie w trudnych chwilach i bezinteresowność. Odpowiednia doza pocieszenia i oparcia.
Rodzina to ogromne pokłady bogactwa. Bogactwa, które oprósza naszą sylwetkę w najmniej spodziewanym momencie i sprawia, że jesteśmy warci o wiele więcej niż sądzimy.
Zaczerpnęła wielki haust zimnego powietrza i z lekkim wahaniem popchnęła masywne drzwi. Nieśmiało przestąpiła próg, przygładzając nieco rozwiane przez wiatr włosy. Błądziła wzrokiem po znajomych kątach, pozwalając nogom nieść się w głąb eleganckiego budynku. Delikatny uśmiech zamigotał na jej twarzy, gdy otoczyła ją ta specyficzna atmosfera, która wpływała na to, że lubiła tą pracę. Przystanęła na moment w holu, mijana przez wychodzących w pośpiechu mężczyzn w garniturach, trzymających nieodłączne, skórzane teczki, biegnących na służbowe spotkanie, oraz pary w wygodnych butach wybierające się na odkrywanie kolejnych zabytkowych miejsc w Londynie.
Stukając swoimi czarnymi butami skierowała się do recepcji, po czym przystanęła cierpliwie z boku, czekając aż Laura - blondynka z burzą kręconych włosów skończy niezbędne formalności towarzyszące meldowaniu gościa. Dziewczyna zerknęła w jej kierunku, nie przestając rozmawiać ze starszym mężczyzną, a jedynie lekki ognik który rozbłysnął w jej oczach, świadczył o tym, że ucieszyła się na widok Penelope. Utrzymując pełen profesjonalizm dokończyła rozmowę ze starszym mężczyzną, aby po chwili podać mu klucz i życzyć miłego pobytu.
I dopiero wtedy na jej twarzy rozciągnął się wielki uśmiech. Z impulsywnym piskiem okrążyła czarny, lśniący blat i podbiegła do Penelope, bezwzględnie przyciągając ją do siebie. Uściskała ją z taką siłą, że oniemiałej pannie Philo aż zabrakło tchu w płucach. Nie spodziewała się takiego powitania. Lekkiego uśmiechu owszem. Ale nie szaleńczego uścisku. W tym krótkim okresie, gdy tutaj pracowała, nie zaprzyjaźniła się z żadnym współpracownikiem. Była miła, służyła małymi przysługami, takimi jak wymienianie się zmianami, wiedziała więc, że inni ją lubią. Ale nigdy nie sądziła, że spotka ją aż tak miłe przywitanie.
-Jak się czujesz? Wszystko już w porządku? Wyglądasz trochę blado, na pewno jest już lepiej?- Zasypała ją pytaniami, jak tylko przestała ją szaleńczo ściskać. -Poczekaj.- Uniosła ostrzegawczo dłoń, gdy tylko Penelope otworzyła usta. Chwyciła ją za dłoń ciągnąc do pomieszczenia pracowniczego. Z impetem otworzyła drzwi, już od progu prosząc dziewczynę, która ewidentnie miała zasłużoną przerwę, aby ją zastąpiła na recepcji. Czarnowłosa, zgrabna niczym modelka piękność zmierzyła ją zimnym spojrzeniem, a następnie nie kryjąc swojego niezadowolenia wyszła, nie szczędząc sobie trzaśnięcia drzwiami.
CZYTASZ
bumper cars || Zayn Malik
FanfictionOna została osamotniona. Pozorna bańka bezpieczeństwa, która dotąd ją otaczała pękła bezpowrotnie. Ludzie, których kochała odeszli. Obiecała sobie, że już nigdy nie dopuści do siebie ludzi tak blisko. Nie przywiąże się do nich. Nie pokocha...