rozdział 29.

2.3K 198 31
                                    

Nie mamy władzy nad naszym umysłem. Nie mamy władzy nad kłębiącymi się w naszej głowie myślami. Nad negatywnymi rozważaniami, które zaburzają nasz spokój ducha. Nie jesteśmy w stanie zablokować napływających wątpliwości. Nie potrafimy powstrzymać zbliżających się stadnie obaw.

A mimo, to, gdy do naszych uszu dociera pytanie - „o czym myślisz?", stosujemy krótką, dosadną odpowiedź – „o niczym". To chyba najczęstsze kłamstwo ludzi. Ale i najtrudniejsze. Bo ciężko jest oszukiwać samego siebie, ciężko jest oszukiwać otoczenie. Osłaniać grymas na twarzy sztucznym uśmiechem i chować się za maską beztroski. Nakładać płaszcz przesycony spokojem ducha, podczas gdy okryte nim ciało drży z niepokoju.

Umysł to złożony twór. Stale przetwarza te same kwestie, ciągle od nowa roztrząsa te same problemy. Męczy nas stadnie galopującymi myślami, napływającymi gromadnie wspomnieniami. Zalewa naszą głowę plejadą emocji, nie szczędząc nam całej feerii obaw.

Nie daje nam ani chwili wytchnienia. Ani sekundy zbawiennego spokoju. Nie zasypia, nie wchodzi w fazę uśpienia. Nieustannie działa, nie przestając nas zadręczać. Jak w błędnym kole wywołuje wszelkie nasze obawy, a gdy w końcu usilnie je stłumimy, przekonując samego siebie, że będzie dobrze, budzi je od nowa. Sprawiając, że są coraz głośniejsze. Coraz bardziej dosadne. Sprawiając, że łatwiej nam w nie uwierzyć. Sprawiający, że coraz trudniej zapewnić samego siebie, że wszystko będzie dobrze.

Bo boimy się, że żyjemy złudzeniami. Obawiamy się, że tak naprawdę „dobrze" nie jest nam pisane.


Ona, wczesny poranek.

Siedziała na szerokim okiennym parapecie w salonie w zamyśleniu zagryzając dolną wargę. Słuchała jak otoczenie powoli budziło się do życia. Jak coraz więcej przechodniów przemierzało chodniki, a samochody przejeżdżały jeden za drugim szeroką ulicą. Okoliczny zegar zabił siedem razy, a ona wzdrygnęła, uświadamiając sobie, że przesiedziała w całkowitym bezruchu kilka godzin. Przeciągnęła się, chcąc rozluźnić spięte, zdrętwiałe mięśnie. Przybliżyła kolana do klatki piersiowej, obejmując je szczelnie ramionami. Oparła o nie podbródek, przełykając głośno ślinę. Powiedzenie, że się bała, było wielkim niedomówieniem. Większość nocy wierciła się na wielkim łóżku, nie mogąc uciszyć galopujących przez jej umysł obaw. W końcu poddała się, próbując sobie znaleźć jakiekolwiek zajęcie, aby tylko skupić na czymś swoje myśli. Jednak nie było to takie proste, bowiem wszelkie przedmioty wypadały z jej rozedrganych dłoni. Tak więc finalnie usadowiła się na szerokim parapecie, czekając aż nastanie ranek, a raczej oczekując aż przyjedzie po nią Zayn i oboje pojadą do szpitala. Była rozdarta. Z jednej strony chciała być już w drodze na salę operacyjną, lecz z drugiej strony chciała odwlec ten moment w czasie. Bo najzwyczajniej na świecie się bała.

On, wczesny poranek.

Czarny samochód po raz kolejny okrążył przecznicę. Ciemne opony w miarowym tempie obracały się na gładkim asfalcie. Krajobraz widziany zza bocznych szyb rozmazywały się w szaro-zielone przeciągłe pasy. Ponure kamienice i drzewa o soczystej barwy zlewały się w jedność. Ale on nie zwracał uwagi na widoki. Skupiony na drodze, w podenerwowaniu bębnił palcami w kierownice pojazdu. Gdy wskazówka wielkiego, ozdobnego zegara ulokowanego wysoko na budynku poczty, wskazała godzinę siódmą rano, potarł pokryte lekkim zarostem policzki, uświadamiając sobie, że krąży po okolicy już kilka godzin. Nie mógł zasnąć, przez większość nocy wiercił się na wielkim łóżku, nie mogąc uciszyć galopujących przez jego umysł obaw. W końcu poddał się, chwycił leżące na komodzie kluczyki i podążył do garażu, mając nadzieję, że samotna przejażdżka nieco ukoi jego rozedrgane myśli. Ponownie skręcił w uliczkę, którą przemierzył już kilkakrotnie. Przeciął skrzyżowanie, zjeżdżając płynnie na zewnętrzny pas i ustawiając się za ogonkiem samochodów do warunkowego skrętu w lewo. Ulice coraz bardziej zapełniały się różnorakimi pojazdami, tworzyły się już pierwsze poranne korki, co uświadamiało go, że za niedługo będzie musiał podjechać do mieszkania Penelope i zawieźć ją do szpitala. Był rozdarty. Z jednej strony chciał, aby brunetka była już na sali operacyjnej, lecz z drugiej strony chciał odwlec ten moment w czasie. Bo najzwyczajniej na świecie się bał.

bumper cars || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz