Rozdział 5

3.7K 313 30
                                    

Co teraz? Co teraz? Myśl Elain. Myśl.

- Niepowinieneś tak zachodzić mnie od tyłu. - Odparłam, próbując zrzucić na niego winę. - Mogłabym się przestraszyć i zemdleć.

- Zawsze tak samo zadziorna. A mówi się, że jesteś aniołem w ludzkim ciele. Moim zdaniem masz w sobie więcej diabła. - Powiedział, zdejmując swe rece z mych oczu i obracając mnie do siebie przodem.

O mój Boże Jeśli to jest mój wybranek z poprzedniego wcielenia, to chyba nie ze wzgledu na urodę. Mężczyzna był trochę karłowaty, miał łysine na głowie i wyglądał. jakby miał z pięćdziesiąt lat!

-Gdzie się wybierasz, moja gołąbko? -Zapytał, dotykając mojego policzka.

Jak najdalej od ciebie, ty tłusta świnio. Chciałam odpowiedzieć.

-Na przejażdżkę. - Wyznałam. - Jest taki piekny dzień szkoda go marnować.

-W istocie, masz racje. - Powiedział, po czym się odwrócił. Nareszcie. - Grinbek, osiodłaj mi wieszchowca. Pojade na przejażdżkę razem z panienka Elainer.

- Co? -Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawe, z tego, co powiedziałam, wiec dodałam. - Nie jesteś aby zajęty? Jadę na dość długo.

-Ależ skąd! Dla ciebie zawsze mam czas. - Mówiąc to, już wsiadał na karego konia. - Jedziemy?

-Oczywiście. Odparłam, po czym wsiadłam na gniadą klacz.

&&&
Przejażdżka była cudowna. Samo to miejsce było cudowne. Nigdzie nie było zapachu oparów samochodowych, pisku opon czy wrzeszczących ludzi. No, może jeden, ten, który właśnie odjeżdzał odemnie, krzycząc, że nie umie zatrzymać konia. A oprócz  tego sama natura, śpiewające ptaki...

Chwila, że co? Spojrzałam jeszcze raz. Rzeczywiście, mój towarzysz był już dobre pięćset metrów dalej i nie mogł zatrzymać konia. Wcisnełam ostrogi w boki zwierzęcia i ruszyłam jego śladem. Chciałam go złapać, ale bałam się, że nie zdążę, bo był już przy lini drzew.

Błądziłam po lesie dobre dziesięć minut. Nigdzie nie widziałam jeźdźca ani konia, a co gorsza - zgubiłam się. Nie wiedziałam, w którą stronę mam iść. W pewnym momencie coś przykuło moją uwagę. Zauwarzyłam karego wierzchowca mego znajomego oraz jego samego idącego za nim. Już miałam krzyknąć, aby dowiedział się, gdzie jestem, ale nagle za nim zobaczyłam jeszcze trzech mężczyzn. Nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Jeden z nich w pewnej chwili położył miecz na ramieniu starego i jednym, precyzyjnym cięciem odcioł mu głowę.

Chciałam krzyczeć, lecz nie mogłam. Poczułam, jak ktoś jedną ręka zatyka mi usta, a drugą chwyta mnie w pasie i zaczyna ciągnąć do tyłu. Zaczełam się wyrywać i szarpać. Nie dam się zabić! W pewnym momencie poczułam, że uścisk został lekko poluzowany. Wykorzystałam moment i kopnęłam napastnika miedzy nogi, w tym samym czasie, gdy moje zeby zaglebily sie w jego ręce. Puścił mnie od razu, a ja zaczełam uciekać.
W pewnej chwili zdałam sobie sprawę, że biegnę w stronę tych ludzi co obcieli głowę mojemu znajomemu i skreciłam w lewo. Po przebiegnięciu kilku metrów zauważyłam coś na wzór jaskini. Bez większego namysłu wbiegłam do niej. Jestem bezpieczna, pomyślałam. Lecz w tym samym momencie z jaskini doszły mnie odgłosy powolnego teatralnego klaskania.

- Brawo, Elain. - Nie widziałam kto to mówi. Wiedziałam tylko, że jest to mężczyzna, a od tych dwóch słów całe moje ciało przeszedł dreszcz strachu. Nie miałam już siły. Bycie świadkiem zabójstwa, ucieczka, poszukiwania siostry, których nawet jeszcze nie zaczełam bo nie wiedziałam gdzie. Moje powieki stały się ciężkie. Poczułam, jak moje kości stają się watą i zaczełam tracić przytomność. Najprawdopodobniej miałabym też bliskie spotkanie z ziemią, gdyby nie para rąk, która złapała mnie w ostatniej chwili.

✒Jak daleko trzeba uciec?✒Where stories live. Discover now