Rozdział 6

5.9K 295 38
                                    

Gdy tylko przekroczyłam próg domu, usłyszałam dobrze zanany mi głos. Oczywiście pochodził od mojej kochanej matki, bo niby kogo innego miałabym się spodziewać o tej porze w ''naszym domu''. Klienci przychodzili tylko wieczorami, głównie po 22 cała sala była już wypełniona przez napalonych kolesi. Zdarzało się też, że czasami mijałam się z kilkoma facetami rano, kiedy to wybierałam się do budy. Widać było, że jedna z moich cioć miała udaną noc. Wtedy zawsze uświadamiałam sobie jaką to mam pojebaną sytuacje w domu.

- Margo! - zawołała mnie ponownie, osoba zwaną potocznie moją matką.

W głębi duszy wiedziałam, że nie jest ona moją biologiczną opiekunką, tylko na pewno podmieniono mnie w szpitalu.  Taki czysty przypadek.

''Nie wierzę w przypadki''

Przypomniałam sobie w myślach.

- Co? - odpowiedziałam niedbale, zdejmując buty w korytarzu. 

Dopiero po chwili, dotarło do mnie co powiedziałam. Na ogół tak się nie zachowuję w domu, ponieważ zgrywam ''tą najsłodszą'', lecz podwójne życie jest trudne. Czasami ( tak jak dzisiaj ) zapominam się.

- To znaczy : słucham ? - poprawiłam się. 

Z racji tego, że nie usłyszałam odpowiedzi powędrowałam do kuchni, gdzie obecnie przebywała mama i...

''No ja pierdole....''

I ten frajer Luke.

''Jak to się stało, że on jest tu pierwszy?! Zresztą gówno, mnie to obchodzi.''

- Oh kochanie... nawet nie zgadniesz co się stało! - powiedziała entuzjastycznie matka.

- Masz rację, nie zgadnę - powiedziałam, domyślając się co chce mi powiedzieć.

''Na żaden cholerny wyjazd nie jadę, niech to sobie kurwa zapamięta. Już nie pamięta ostatnio ja to było?''

PRZYPOMNIENIE:

Margo i jej mama jechały kiedyś do wesołego miasteczka na 7 urodziny M. Gdy jednak wracały z powrotem do domu, zepsuł im się samochód. Na pomoc biednym niewiastą ruszył rycerz na białym koniu zwanym NAJWIĘKSZYM IDIOTĄ NA ŚWIECIE . Mama była zachwycona gdy owy mężczyzna zaproponował im pomoc. Gdy samochód był już naprawiony, matka powiedziała M, że idzie podziękować panu za pomoc, wiadomo w jaki sposób. Mała Margo nie wiedząc co zrobić, żeby się przez ten czas nie nudzić, zaczęła przeglądać wszystkie schowki w samochodzie. Za którymś razem znalazła zapałki i tak się zaczęła jej zabawa z ogniem. Najpierw dla zabawy podpaliła siedzenie, później kierownice, aż w końcu musiała wysiąść z samochodu, ponieważ w środku było strasznie dużo dymu i dziewczynka nie miała czym oddychać. Chciała powiedzieć mamie, że samochód się pali. Już była kilka metrów od samochodu gdy usłyszała wybuch. Odwróciła się, a samochód stał cały w ogniu. Dźwięk wybuchy przypomniał matce o córce, więc gdy wyszła z samochodu w samej bieliźnie nie wiedziała co ma począć na palący się jej dorobek życia... Od tamtej chwili matka nie pozwala córce nawet zbliżyć się do ognia, bo cały czas ma przed oczami palący się samochód.

- Jedziemy do Mini Las Vegas !  - krzyknęła.

- A dokładnie gdzie? - powiedziałam, wiedząc, że matka nie mówi prawdy, zawsze lubiła wszystko wyolbrzymiać.

- Do takiej małej wioski obok..... - powiedziała. 

- Wioski? Haha nie... przepraszam Cię mamo, ale nigdzie nie jadę - skrzyżowałam ręce na piersi. 

Margo - Dziewczyna z Burdelu || L. H ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz