18 kwietnia 2024 - serniczek

48 12 15
                                    

"People are strange
When you're a stranger
Faces look ugly
When you're alone
Women seem wicked
When you're unwanted
Streets are uneven
When you're down"

[The Doors - People Are Strange]

18 kwietnia 2024 (czwartek)

Uwagi ― Brak. A nie. Chciałabym mieć kota. Zawsze chciałam. W okolicy jest masa ogródkowych, przydomowych burasów.

Stan rzeczy ― Rzeczy ubywa, bo sprzedaję je i wysyłam. Temperatura plus dziesięć, słońce, wiatr. Ach no i wiosna oczywiście. Czerwone tulipany od Igora wyglądają niesamowicie w szklanym wazonie.

Stan ciała ― Chyba mnie coś bierze. Napisałam pierwszy rozdział, książki brawo ja. Zajęło mi to zdecydowanie więcej czasu, niż podejrzewałam, ale czy ja mam się gdzieś spieszyć, goni mnie ktoś, czy co?

Stan ducha ― Zimny trup. Tak sobie żartuję.

Miejsce na moje notatki: rozterki

Kochany pamiętniczku. Ten Krzemiński jest dziwny. Co to za facet? Chodzący poradnik, czy co? Czuję się przy nim jak jakaś niedorobiona, zżerana przez wyrzuty sumienia. A jednak mam ogromną chęć poprawy swojego karygodnego zachowania. Ogarnięcia się. Nawet jeśli zwraca mi uwagę, jest miękki i miły, jest mi jakoś tak ciepło na sercu.

Z drugiej strony, mój wymyślony Igor zawsze trzyma moją stronę, a ten niegodziwiec Krzemiński jedzie po mnie jak szmatą po podłodze, a ja jeszcze się cieszę jak głupia. Faktycznie, coś w tym jest. Facet musi tylko znaleźć taką frajerkę, która będzie śmiała się z jego dowcipów, już do końca życia. Brzmi w sumie jak horror i jestem niezmiernie ciekawa, co kryje się za tą maską uprzejmego i sympatycznego faceta. Podświadomie czuję, że to kłamca i psychopata. Ale by było.


We czwartek Bożenka i Edyta spotkały się na zapleczu podczas przerwy obiadowej.

— Słyszałam, że Igor jest natrętny — powiedziała bardziej doświadczona z pań. — Wiesz, to mój syn więc ja go jakby kocham. Nie zawsze lubię, ale i tak muszę go tolerować. Gdyby jednak za bardzo ci dokuczał, daj znać.

To samo mówił poprzedniego dnia młody Krzemiński. Że ucieka z domu, bo ma dosyć swoich starych i nie może z nimi wytrzymać. Błagał, żeby go przenocować. Żarty w wydaniu prawie trzydziestoletniego faceta, trochę komiczne, trochę tragiczne, nadające się na występ w formie stand-up'u. Publiczność by ryczała, Edyta rozumiała go aż za dobrze.

— Nie przeszkadza mi, Igor jest w porządku. Dziwię się, że dopiero teraz go poznałam.

Mogłaby powiedzieć przyjaciółce, ale byłoby to nietaktem wobec matki. Igor był upierdliwy jak nikt inny. Jak Troskliwe Misie wzięte wszystkie razem do kupy. Ale to było miłe, przyjemnie łaskoczące próżność. Cecha, którą można bezwzględnie wykorzystać do niecnych celów.

— Dzisiaj dostałam wiadro sałatki do pracy —  powiedziała Bożenka i pokazała litrowy pojemnik. — Igor zrobił ją rano  i rozkazał, cytuję: „podzielić się z koleżankami, bo wpieprzają suchą zieleninę".

Edycie zrobiło się ciepło na sercu. Na szczęście należała do nielicznego grona, które starało się odwdzięczyć za każdą uprzejmość i przy okazji się zrewanżować. Wieczorem zapukała więc do drzwi wejściowych państwa Zalewskich, ściskając w dłoniach niedużą tortownicę. Otworzył jej Wiktor i zaprosił do środka, wpadła niestety w wir kolejnej rodzinnej pyskówki. Wyrwane z kontekstu emocje nie pasowały do opanowanej Bożenki, a w głosie jej syna słyszała nuty, których nie wyłapała czujnym uchem podczas wspólnych pogaduszek.

― Wszystkie jesteście takie same. Żony, matki i teściowe. Wieczne spełnianie waszych zachcianek. A co dostajemy w zamian? Kolejne miliony poleceń. Zrób to, zrób tamto ― pieklił się młody mężczyzna.

― Skoro sami nie wiecie, co należy zrobić, to się nie dziwcie. Tyle lat cię uczę i totalnie nic nie dociera ― Bożena załamywała ręce. ― Edyta, może jest wyjątkiem i ona przemówi ci do rozsądku!

― Może jestem jedynym na całym świecie facetem, który akurat to wszystko wie sam. Uwierz mi, w prawdziwym życiu wcale nie jest tak, jak sobie wymyśliliście z ojcem.

— A jak ja sobie wymyśliłam? Iguś, skoro jesteś taki mądry i wspaniałomyślny, to dlaczego żadna o ciebie nie walczyła? Rzucają cię jedna za drugą, czy to ty nie potrafisz się dogadać?

― Żadna też nie chciała mnie wysłuchać! Edyta nie jest wyjątkiem, jak widać!

Wyszedł z kuchni, ze ścierką przewieszoną przez ramię i podciągniętymi rękawami. Sapnął i wzniósł oczy do nieba, spoglądając na zdezorientowaną dziewczynę.

― Przyniosłam sernik na zimno, tylko to udało mi się zrobić bez piekarnika. Liczyłam na kawę ― wymamrotała. Nie wycofała się na klatkę schodową, choć miała ochotę.

Igor odstawił sernik na komodę i chwycił ją za rękę, po czym zaciągnął do swojego pokoju i zamknął drzwi.

― Nic nie słyszałaś. Proszę cię, nie oceniaj. Rozmowy są czasem zbyt emocjonujące, jeśli obydwu stronom tak bardzo na sobie zależy.

― Niech ci będzie Krzemiński ― odparła hardo Edyta. ― Żadna kłótnia nie będzie powodem, dla którego ominie nas ten pyszny serniczek z torebki. Także ty zrobisz kawę, a ja go pokroję, a potem zjemy i pójdziemy na spacerek.

Dla pewności stanęła bardzo blisko i zarzuciła sobie jego ręce na szyję, po czym objęła w pasie i położyła głowę na jego piersi, a konkretnie na czerwonej, kraciastej koszuli. Był wyższy od Edyty, ale chyba nie dużo, bo chwilowo się garbił. Przygnębiony sytuacją, którą tylko on znał w całości.

― A teraz powtarzaj za mną ― rozkazała ― Dziękuję Edytko za serniczek, na pewno jest pyszny.

Parsknął śmiechem. ― Na stówkę, zaraz spróbuję i dziękuję, Edytko. Jesteś przeurocza.

Powiedział to tak łagodnie i delikatnie, aż przeszły jej po plecach ciarki. Odwzajemnił uścisk, przytulając ją zdecydowanie i mocno. Pocałował w czoło i przez chwilę kołysał się, nie odpuszczając. Próbowała pogłaskać go po plecach, ale poczuła się niekomfortowo. Jakoś niezbyt na miejscu, nienawykła do pocieszania kogoś, kto może wcale nie miał racji. W pokoju było ciemno, a z jego brązowych oczu nie umiała odczytać kompletnie nic.

Podczas krótkiego spaceru wzdłuż ulicy trzymali ręce w kieszeniach i chowali zziębnięte brody i szyje w postawionych kołnierzach kurtek. Igor opowiadał o sąsiadach, znajomych, kolegach ze szkoły, którzy mieszkali w okolicy wiele lat temu. Na siedzenie w ogrodzie było za chłodno, więc pożegnali się i rozeszli.

Przez chwilę zastanawiała się, co miał na myśli, mówiąc: „Edyta nie jest wyjątkiem". Może to, że jej odejście od Wojtka było nieuzasadnione, albo zbyt dziecinne. Dziwne, że zaczęły ogarniać ją wątpliwości, może nie do słuszności własnej decyzji, ale sposobu jej realizacji. W końcu złapała za telefon i wykonała pierwszy krok. Znowu.

― Cześć Wojtek. Myślę, że powinniśmy porozmawiać. Dziękuję za SMS, proponujesz niedzielę?

― Cześć. Tak, mam spotkanie rano, więc od jedenastej będę dostępny ―odpowiedział bezbarwnym głosem.

― Umówmy się zatem kwadrans po jedenastej pod LOT'em. To może być ostatnia taka okazja, póki go jeszcze nie zburzyli.

― Dobrze. Będę, ale zarezerwuj sobie całe popołudnie, bo mamy sporo rzeczy do omówienia.

― Jasne, to do zobaczenia.

Rozłączyła się, może zbyt szybko. Jej serce nadal nie podpowiadało żadnego sensownego rozwiązania, na szczęście nie kołatało niebezpiecznie i nie wyrywało się podwyższonym tętnem.

WYMYŚLIŁAM CIĘTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang