14 kwietnia 2024 - gołąbeczki

55 17 13
                                    


Edyta klapnęła ciężko na kanapę i jej oczy zaszkliły się ze smutku. Jak można było zapomnieć o czymś tak ważnym. Ważnym i ciężkim. Wymagającym kilku godzin pakowania. O tych kolorowych okładkach, dzięki którym żyła w swoim pięknym i idealnym świecie marzeń.

―  Moje książki ―  jęknęła. ― Na śmierć zapomniałam.

― Chcesz po nie pojechać, czy wyślemy tam ekipę ratunkową? ― zażartował Krzemiński, siadając obok niej i zasłonił się poduszką.

― Na razie nie chcę. Muszę się pozbierać. Igor może po mnie nie widać, ale ja chyba długo trawię rozstania. Staram się o tym nie myśleć. Może kiedyś je zabiorę albo napiszę, żeby oddali je do biblioteki. ― Dziewczyna robiła się coraz bardziej zrezygnowana, ale przecież to wcale nie chodziło o książki, a przynajmniej nie tylko.

Kiedy  smuciła się, jej nos lekko czerwieniał, rumieńce rozlewały po policzkach, schodząc aż na szyję. Dopiero potem kąciki ust wyginały się lekko w dół, a dolna warga wędrowała do przodu. Miał ochotę ją przytulić, ale właśnie dlatego ściskał poduszkę. Musiał zapewnić sobie naturalną przestrzeń do komfortowego życia.

― Porozmawiasz z nim? Wcześniej niż to mityczne kiedyś? ― spytał w końcu. ― Edyta, ja mam tylko jedno pytanie, a właściwie prośbę. Wyjaśnijcie sobie nieporozumienia. Nie wracaj do Wojtka, jeśli nie chcesz, ale jemu należy się kilka słów.

Wiedział, że dziewczyna go rozumie i słyszy, a jednak nie zdradziła się żadnym gestem, czy słowem, więc mówił dalej.

― Musisz mu wytłumaczyć swój punkt widzenia. Jeśli nie chcesz mówić, napisz mu to, inaczej on nie wyciągnie z tego lekcji. A ty będziesz się lepiej czuła z czystym sumieniem. W każdym razie chciałbym... ― łamał mu się głos ― ja chciałbym dostać taką informację, co zrobiłem nie tak. Może wszystko potoczyłoby się inaczej.

Edyta myślała o nowym regale albo kilku takich niższych do ustawienia pod skosem, ale półki na zamówienie kosztowałyby miliony monet. Jednym uchem słuchała siedzącego obok mężczyzny. Nie ignorowała go, po prostu korzystała z podzielnej uwagi.

― On myśli, że go zdradzałam. Czytał mój pamiętnik i notatki, a ja nie miałam nikogo. Cóż, może oprócz chłopaka, którego wymyśliłam sobie do książki.

― No, prawdę mówiąc, to trochę go zdradzałaś ― powiedział, choć wiedział, że ryzykuje, wypowiadając taką opinię na głos.

― Ja? ―odwróciła się zaciekawiona.

― Pamiętasz definicję grzechu? Świadomie i dobrowolnie. Myślą, słowem, uczynkiem, zaniedbaniem. Znam podstawy katechizmu z lekcji religii w szkole.

Edyta parsknęła śmiechem. Faceci przecież też mieli fantazje od czasu do czasu.

― No i wielu z nas jest naprawdę zafiksowanych na swojej pracy, ten twój Wojtek wcale nie jest wyjątkiem. Uwierz mi na słowo, jestem totalnym pracoholikiem. Pogadaj z nim, OK?

Kiwnęła głową na potwierdzenie.

― No już niech ci będzie, potem do niego zadzwonię.

Kanapa miała magiczną zdolność natychmiastowej relaksacji, bo obydwoje rozparli się wygodnie, kończąc zimną herbatę. Nie spoglądali już na siebie ukradkiem, tylko otwarcie i bez skrępowania patrzyli w oczy, nadal kalkulując przebieg niewidzialnej granicy, którą powinni zacząć budować.

― Ty chyba nie jesteś zbyt rozmowna? ― wymsknęło mu się.

― Wiesz, co... jest kilka tematów, na które umiem rozmawiać do utraty przytomności ― westchnęła, kryjąc w zaciśniętej piąstce ziewnięcie. ― Na przykład książki. Stare biblioteczki...

― Doskonale ― podchwycił temat ― moi rodzice mają dużo książek. Odgrzeję obiad, bo z tego, co wiem, nie masz nic w lodówce, a ty się rozejrzysz.

― Mogłabym coś sobie zamówić, nie chcę być takim pasożytem, na pewno masz swoje sprawy. ― Edyta marzyła o kawie do tych książek, ale nie była do końca pewna czy wypada.

― Mam kilka spraw i one poczekają. Założę, że gołąbki cię przekonają ― powiedział, wymownie poruszając brwiami.

Edycie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Gołąbki przecież mogły odfrunąć. Zerwała się z kanapy, gotowa lecieć za nim na spragnionych gołąbków skrzydłach, bo plasowały się na jednym z wyższych miejsc w hierarchii jej zainteresowań, może nie kulinarnych, ale na pewno konsumpcyjnych.

― Czuj się jak u siebie w domu. Tutaj panuje tylko jedna zasada: samoobsługa ― wspomniał. ― Mam na myśli, żebyś brała, na co masz ochotę i zostawiała wstyd i skrępowanie za drzwiami.

W miejscu, które ostatnio nazywała domem, nie było mowy o swobodzie. Kornelia zwracała im uwagę, kiedy za często jedli na mieście. Jeśli gotowali czy piekli w domu, narzekała na zapachy. Umysł Edyty zaczął generować nieprzyjemne wspomnienia, więc korzystając z zaproszenia, zrobiła sobie aromatyczną kawę.

Krzemiński był chyba jedyną osobą na świecie, która odsmażała mięso z kapustą na patelni z dodatkiem śmietany. Edyta przetarła oczy ze zdziwienia, ale poprosił ją o wyjęcie keczupu i przypraw, gdyby miała ochotę na wersję bardziej klasyczną. Obydwoje mieli przy tym dobrą zabawę. A on naprawdę chciał, żeby poczuła się u nich w domu jak ktoś ważny, otoczony troską i czułością.


Wieczorem Edyta ściskała w ręku telefon, ale nie była w stanie zadzwonić do Wojtka. Właściwie nie czuła potrzeby. Jeszcze nie. Choć poczuła się w obowiązku dotrzymać słowa. O czym miała rozmawiać? Na bieżąco mówiła narzeczonemu o wszystkim. Nie narzucała się, poruszała tematy błahe i te ważniejsze, chodzili do kina i teatru, raz na jakiś czas. Oglądali wspólnie seriale, latem jeździli rowerami, jeśli znalazła fajną trasę. Opowiadała mu o książkach i o tym, co właśnie pisała. Dopóki nie zauważyła, że to kompletnie nie daje żadnych efektów. Ale jakich rezultatów oczekiwała?

Wojtek nie zauważyłby różnicy, gdyby nie fakt, że Edyta zabrała suszarkę do włosów. Oprócz tego, że rodzice nie dawali mu żyć, weekend przeleciałby tradycyjnym torem. Sobotnie zakupy, film, spacer, leniwa niedziela, którą mógł spędzić na odrabianiu zaległości z tygodnia. Wieczny informatyczny niedoczas. A związek? W czwartek pokłócili się, w piątek nie wróciła do domu, w sobotę zabrała swoje rzeczy, a w niedzielę... co miał czuć? Skąd miał wiedzieć, co powinno się dziać w jego sercu, skoro nigdy się tym nie interesował? Edyta nie zabrała swoich książek, więc była szansa, że wróci. Sięgnął po pierwszą z brzegu różową okładkę. Tęsknił, czy jeszcze nie? I kto to w ogóle ta Jane Austen? Zadrukowany papier pachniał zupełnie tak, jak Edyta, tajemnicą, której nigdy nie musiał rozwikłać.


WYMYŚLIŁAM CIĘWhere stories live. Discover now