17 kwietnia 2024 - tulipany

56 14 37
                                    

"Took me over to your house to meet your family
Introduce me to them, saying that you'd marry me
Then you'd look me in the eye and say, "It's just a joke"
Then you'd kiss me and I'd smile, did you even know?
When you'd say that kinda thing, I'd be excited
Got me hoping maybe one day you would mean it
Always thought I'd only make a fool of someone else
Now you've only gone and made me make one of myself"

[Flowers Lauren Spencer-Smith]

17 kwietnia 2024 (środa)

Uwagi ― brak

Stan rzeczy ― 12 stopni, wiatr.

Stan ciała ― Zajęte.

Stan ducha ― Nie mam czasu.

Miejsce na moje notatki:

Kochany pamiętniczku. Muszę przyznać, że złote myśli dorosłych ludzi wcale nie są interesujące, a ich życie jest nudą biegnącą w maratonie, a teraz mam po prostu odcinek skakania przez płotki. Sprzątanie, przewalanie rupieci z kąta w kąt, kilka rzuconych pod nogi kłód, pogoń za promocją na masło. W takim sensie, że moja egzystencja jest przewidywalna do sześcianu i tylko ja jestem odpowiedzialna za jej kształt. Przez ostatnie lata nie zrobiłam totalnie nic, żeby mieć odskocznię poza robotą i domem. Masakra jakaś.

Edzia, zamknięta na świat jak księżniczka w wieży, o horyzontach szerokich, jak widok przez okno, w międzyczasie spotyka mężczyznę, który jest zagadką, albo puszką Pandory, to zależy którym uchem podsłuchiwać. Ale jaja.

W okolicy nowego miejsca zamieszkania był tylko jeden dyskont spożywczy, więc nic dziwnego, że spotkali się przy regałach z warzywami. Bała się oceniającego spojrzenia, ale Krzemiński po prostu się uśmiechnął.

— No hej, co bierzemy na obiad? — spytał w przelocie. — U mnie szef kuchni poleca danie: „co ugotujesz, to będzie". Według tajemnej rodzinnej receptury. A co u ciebie?

Edyta wskazała gotową surówkę i smoothie na dnie koszyka.

— Auć. Śmierć głodowa. Mówiłem, że zapraszam do kuchni? To jest aktualne. Ale jeśli chcesz być sama, to wyjdę z domu. Możemy się nawet umówić i ustalić grafik korzystania — zaproponował. — Edyta, błagam, odpowiedz coś.

— Myślałam, że jesteś na mnie zły za te meble. Przepraszam. Chciałam ci kupić czekoladę w podziękowaniu za pożyczenie wkrętarki. Teraz już nie będzie niespodzianki.

— Sam sobie kupię — wysyczał. — Nie jestem zły — wzruszył ramionami. — Tylko niedoceniony. Chciałbym zrobić dla ciebie tyle rzeczy, a ty nie chcesz mnie wykorzystywać.

Po chwili uśmiechnął się krzywo do worka z marchwią, bo przypadkowo powiedział wstydliwą prawdę. Tak, chciał z nią przebywać. No i co z tego. Ich rozmowa i tak była zbyt prywatna, wręcz intymna, jak na pogawędkę znajomych w sklepie.

― Może wy faceci nie potraficie zrozumieć, że kobiety potrzebują czasami wsparcia, a czasami samodzielności. Trzeba nas przytulać, całować, robić kawę i kanapki do pracy. Czasami chcemy same zmienić koła w aucie, czy wnieść regał.

— Ja potrzebuję realizować się z moją nową wkrętarką. — Nadal czarował ją uśmiechem. — Było mi przykro, że mnie o nic nie poprosiłaś. Chcę ci po prostu pomagać.

Zrobiło mu się trochę głupio, bo przy lodówkach z nabiałem stały dwie starsze sąsiadki, znane z donosicielstwa i plotek.

— Nic nie musisz mi udowadniać — powiedziała już ciszej, widząc, jak przewraca oczami. — Znamy się od kilku dni. Niczego od ciebie nie oczekuję. Nie mam żadnych wymagań. Przepraszam.

WYMYŚLIŁAM CIĘWhere stories live. Discover now