24 marca 2024 - niedziela

70 27 36
                                    

24 marca 2024 (niedziela)

Uwagi ― Trzeba będzie iść na  brunch do Wójta Gminy. Brrr.

Stan rzeczy ― temperatura: sześć stopni na plusie, zachmurzenie całkowite, szaro, buro, ponuro, wieje, przelotne opady.

Stan ciała ― No comments. Nadal mam okres, ale... hej! Wiele kobiet ma i żyją, więc ja też powinnam.

Stan ducha ― Nie jest jakoś wybitnie źle.

Moje miejsce na notatki:

Kochany pamiętniczku. Nie lubię nosić garsonek, pantofli na obcasie. Zwinę się dzisiaj w kłębek i poudaję, że mnie nie ma. Tylko odpękam bieg w ślimaczym tempie i prysznic. Ten tydzień mnie przemielił, nie mam nawet siły  się zwierzać. Nie wiem, czy coś dziś konstruktywnego napiszę. Może wieczorem. Ach, przecież  jeszcze  biznesowy "branczyk" z władzami miasta i moim narzeczonym. Nie odnajduję się w tym towarzystwie, ale zmuszam się skoro to dla niego ważne.

Rano odkryła, że pościel z drugiej strony łóżka pozostała nienaruszona, a Wojtek spał całą noc w gabinecie. Trochę ją to zaniepokoiło, ale machnęła ręką. Nie wypiła kawy, tylko wyszorowała zęby i nie odwlekając nieprzyjemnego uczucia porannego chłodu, wybiegła przed dom, gdzie czekał już na nią Igor. Jak na wymyślonego faceta przystało, biegał w modnych kolorowych butach, granatowych legginsach i szarej bluzie z kapturem.

Edyta puściła wodze fantazji i zwizualizowała nawet najdrobniejsze szczegóły jego fizjonomii, włącznie z takimi detalami jak malutki pieprzyk nad wargą, czy blizna na lewym kolanie. Jednodniowy zarost dodawał mu pewności siebie, jaką powinien mieć dojrzały mężczyzna. Chciała usłyszeć jeszcze jego głos. Niski, wibrujący i ciepły, a może z lekką chrypą, albo wysoki i czysty? Po tylu latach wyobrażała go sobie inaczej.

Jaka była szansa, że ktoś ją zauważy, biegającą przed świtem, z uśmiechem od ucha do ucha? Wiadomo, żadna. Zerowa. Nawet jeśli miałaby rozmawiać sama ze sobą, co z resztą właśnie robiła, ze słuchawkami w uszach wcale nie było to podejrzane. Mężczyzna kilka razy odchrząknął, biegł razem z nią w tym samym ślimaczym tempie, co jakiś czas wymieniali ukradkowe spojrzenia. 

― Co u ciebie słychać, Igor? ―  Edyta przyglądała mu się z uśmiechem i przygryzła nieświadomie wargę. ―  Dawno się nie widzieliśmy. Zawsze lubiłam z tobą rozmawiać.

― No, cześć! Znając życie, chcesz mnie znowu wpuścić w maliny. Prawda Autorko?

― Wcale nie! ― zaprzeczyła niewinnie. ― Zapraszam cię do współpracy, tym razem na serio. Napiszemy książkę.

― Zawsze radziłaś sobie sama z pisaniem, a teraz nagle potrzebujesz mojej pomocy? Nie było kogoś innego? ― wzburzył się Igor.

 ― Skądże znowu! Ty jesteś najlepszy. Możemy ustalić plan, potem go spiszemy w punktach i będziemy na bieżąco obmyślać opisy i dialogi.

Edyta połechtała jego męskie ego, ale nie wiedziała czego się po nim spodziewać, w końcu nie rozmawiali ze sobą szmat czasu. Igor uśmiechnął się zawadiacko i zmrużył oczy.  Spoglądał na nią tajemniczo spod długich czarnych rzęs

― Tym razem zrobimy po mojemu, bardzo długo czekałem na drugą szansę.

― Co? Jak to czekałeś? ― odparła zdumiona. 

― Siedząc w jednej z szuflad w twojej głowie! Zrobiło się tam bardzo ciasno ― zażartował, szybko zmieniając temat.

― Najpierw powiedz mi, czy jesteś szczęśliwy?

Mężczyzna podniósł jedną brew, odbijając przysłowiową piłeczkę.

― Najpierw ty mi powiedz, co to będzie za książka?

― Oczywiście romans!

― Chyba żartujesz! ― wypalił, rechocząc.

― Wymyślimy ci fajną dziewczynę, do której będziesz startował, a ona będzie cię tak długo odtrącać, aż ... ― Edyta miała w głowie kilka pomysłów.

― Nie zgadzam się! Chcę przeżyć kolejną przygodę, poczuć wiatr we włosach! Nie chcę być znowu bohaterem wymyślonego romansu. To będzie totalny gniot, zapewniam cię! ― Igor prawie krzyczał.

― Od kiedy to zmyślone osoby mają cokolwiek do gadania! Wiesz, że jesteś wytworem mojej wyobraźni, prawda?

― Chętnie ci pokażę, jak bardzo jestem zmyślony! ― Igor był w doskonałym humorze i gdyby był prawdziwy, chwyciłby ją za ramiona i zatrzymał.

Wchodząc do domu,  poczuła na plecach dreszcz i silny powiew wiatru, od którego dostała gęsiej skórki. Jakby ktoś dmuchnął jej prosto w szyję, tuż za lewym uchem. W drzwiach prawie zderzyła się z przyszłą teściową. Mimo że mieli z Wojtkiem osobne i całkowicie niezależne mieszkanie, ciężko było zachować pozory prywatności, jeśli wpadało się na kogoś kilka razy dziennie. 

― Dzień dobry, Edytko! Z kim rozmawiałaś? ― Kornelia ubrana w idealnie skrojony kaszmirowy płaszcz i botki na obcasie, wypatrywała, czy małżonek wystawił już przed dom samochód.

― Cześć Mamo ― powiedziała, "Mamo Wojtka" dodała w myślach, wyjmując słuchawki i schowała je do kieszeni. ― Miałam włączony podcast, mogłam coś brzęczeć pod nosem. 

― Lecimy do kościółka na ósmą. A wy na którą? ― spytała, ale nie doczekała odpowiedzi, reagując nerwowo na dźwięk klaksonu. 

A my na żadną.

Wojtek już nie spał, robił sobie kawę. W bezprzewodowych słuchawkach na uszach, odizolowany, w swoim świecie nie chciał nic słyszeć, nawet nie odwrócił głowy. Tak było codziennie. Poszła pod prysznic, a potem wróciła do łóżka odpocząć. 

WYMYŚLIŁAM CIĘWhere stories live. Discover now