Czy leci z nami kierowca bombowca? cz. 2

25 5 59
                                    

Weronika zadzwoniła do konsulatu w Chicago, bo był najbliżej. Przysiadła na parapecie i rozmawiała po niemiecku z przyjaźnie nastawioną urzędniczką, która przedstawiła się jako Ivonne Roth. Ivonne nie była do końca pewna, jakie są dokładne wymagania do uzyskania prawa jazdy w Nebrasce, ale nakierowała ją na kilka ważnych kwestii. Teraz Weronika musiała sprawdzić tylko lokalne prawodawstwo i będzie mieć jasność. Wylewnie podziękowała Ivonne i rozłączyła się.

– I co tam się dowiedziałaś? – spytał Jeys. Po skończonym pakowaniu postanowił nalać sobie wódki z sokiem pomarańczowym. Dosypał trzy kostki lodu. – Chcesz się czegoś napić?

– Może być to samo co ty, ale bez wódki. Muszę jeszcze coś sprawdzić, ale to chyba nie będzie takie łatwe – powiedziała, wklepując zapytanie w wyszukiwarkę.

– Faktycznie to samo – zaśmiał się Jeys, ale nalał soku i dorzucił lodu, bo miało być to samo.Tylko bez wódki.

Podszedł do niej, trzymając obydwie szklanki i czekał, aż skończy szukać tego, czego potrzebowała.

– Wampira poproś... – rzucił półgłosem, ale twarz miał poważną.

– Jakby wampirzyca chciała pomóc, to czemu nie... Ale jak to mówią, umiesz liczyć, licz na siebie... No tak, mogę śmiało podejść do tutejszego egzaminu, ale muszę mieć dwa dokumenty potwierdzające, że mieszkam w Nebrasce, na przykład wykaz z konta bankowego i umowę najmu mieszkania... No dobra, pomyślę nad tym po powrocie. – Wygasiła telefon i wzięła od Jeysa szklankę. – Dzięki za sok.

– Konto można założyć – powiedział. – Chyba że do założenia konta potrzebne są dwa dokumenty... – westchnął. – Dobrze, jak wrócimy, to się tym zajmiemy. Pomóc ci z pakowaniem? – spytał.

– Dziękuję, nie zejdzie mi długo. Ale... Tę bieliznę-niespodziankę opłaca się brać? Będziemy mieć czas na takie atrakcje we dwoje?

– Zakładam, że Rean będzie spał w osobnym pokoju. Chociaż... Myślę, gdzie by go zainstalować w tym domu, żeby w razie czego akustyka nie obróciła się przeciwko nam. Ale weź – zdecydował. – Jakby się nie dało, to poczekamy do powrotu.

Uśmiechnęła się, bo też miała chęć na założenie tego czarno-szafirowego kompletu, którego jeszcze nie rozpakowała. Zebrała większość swoich ubrań, kurtkę, dwie pary butów – jedne od munduru, drugie sportowe. Nie było potrzeby brać ręczników, Jeys powiedział, że są na miejscu. Pistolety w kaburach, naboje. Tarcze położyła na samym wierzchu. Nóż, jeden mały, drugi duży, na pewno mogły się przydać. Nie zapomniała o naszykowaniu brudnych ubrań i ręczników, trzeba będzie jeszcze zanieść je do pralni. Czas uciekał, a mieli jeszcze sporo do zrobienia.

– Czyli rzeczy mamy spakowane – powiedział Jeys. – Możemy w takim razie zejść na dół i poczekać na Reana. – Rzucił okiem na zegarek. – Powinien już niedługo być. Do pralni widzę trzeba zejść. – Spojrzał na przygotowane przez Weronikę brudne rzeczy.

– Tak, do pralni, przecież tego nie zostawimy na tydzień. I akurat spotkamy się z Reanem, jeśli ma za chwilę być.

– To ja wezmę pranie, a ty sobie już laptopa na dół zanieś, będzie potem mniej do znoszenia. Podjedziemy sobie autkiem po to wszystko i za jednym razem weźmiemy.

– Jasne.

Laptopa też spakowała, razem z telefonem i ładowarką do niego. Sukienka nie miała kieszeni, więc nie mogła nosić w niej komórki. W samolocie mogłaby posłuchać muzyki, ale nie miała słuchawek. Przed wyjściem z apartamentu odwróciła się jeszcze do Jeysa:

– W sumie dobrze, że to nie ty będziesz pilotować... Za sterami wyglądasz tak seksownie, że może musielibyśmy lądować gdzieś w połowie trasy i prosić Reana, żeby poszedł na naprawdę długi spacer.

Sztuka latania (Apokryfy III)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang