Żyć w luksusie to trza umieć cz. 5

14 5 98
                                    

Jeys wyszedł ze swojego apartamentu i skierował się do Reana. Wszedł do niego bez pukania, bo wiedział, że ten na niego czeka.

– Co jest? – spytał.

Rean odetchnął głęboko.

– Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć... Zauważyłeś, jak Veronica na mnie reaguje?

– A konkretnie? – Jeys nie rozumiał, o co może chodzić Reanowi.

– Wszystko, co mówię i co robię, odbiera jako atak i reaguje wrogością, albo agresją.

– Chyba trochę przesadzasz – stwierdził Jeys.

– Tak sądzisz? – Rean patrzył na niego z powagą. – Chciałem dobrze, to potraktowała mnie dziś tak, jakbym umyślnie robił jej na złość. Ta cała szopka z pogodzeniem się była gówno warta. Pewnie zrobiła to tylko ze względu na ciebie, a ja dalej jestem dla niej burakiem, którego nienawidzi.

– Co z tobą, Rean? Nigdy nie reagowałeś w taki sposób.

– Bo nigdy nie byłem tak traktowany przez kogoś, kogo uważam za... – przerwał, jakby szukając odpowiedniego słowa. – Za kompana. Zwłaszcza że nie robię nic złego, ale jeśli to ma tak wyglądać, to mogę zrobić się dla niej niemiły. Przynajmniej wtedy będzie miała powód.

– Przecież chce uczyć cię jeździć na koniu... – odparł Jeys trochę zdezorientowany.

– Uczyć mnie? – powtórzył Rean z ironią. – Chyba mieć podstawy, żeby mnie wyśmiewać, bo wie, że nie mam o tym pojęcia. Myślę, Jeys, że to nie jest jednak dobry pomysł, żebym z wami jechał – powtórzył po raz kolejny.

– Porozmawiam z nią – powiedział Jeys.

– Nie trzeba. Nie ma potrzeby, żebyś wstawiał się za mną, jak za jakimś pachołkiem...

– Kurwa, Rean! Czy ty siebie słyszysz? Rozmawialiśmy już o tym. Albo jedziemy wszyscy, albo nie jedzie nikt.

– Tak chcesz to rozegrać? Szantażem emocjonalnym?

– Jeśli inaczej się nie da, to owszem – potwierdził. – Chodźmy na obiad. Jestem cholernie głodny.

Rean westchnął tylko, ale nic nie odpowiedział. W milczeniu wyszedł za Jeysem na korytarz.

*

Weronika szybko załatwiła swoje sprawy w łazience, przemyła twarz, wytarła ją miękkim ręcznikiem. Zobaczyła rzucone w salonie zakupy i miała odruch, by pochować rzeczy do szaf i szuflad, ale Jeys mówił, że będą rozpakowywać się później, więc złapała tylko nową czapkę i była już gotowa. Wyszła na korytarz, gdzie zobaczyła chłopaków. Miny mieli jakieś smutne, więc uśmiechnęła się do nich.

– O, skończyliście już? Fajnie, zejdziemy razem – powiedziała.

Rean się nie odzywał, Jeys uśmiechnął się przelotnie.

– Mam nadzieję, że te nowe siodła już dotarły – powiedział. – I mam nadzieję, że Rean nie zmienił zdania co do koni. – Spojrzał na niego znacząco.

– Nie wiem, czy jestem w nastroju, wystarczająco towarzyskim, żeby spędzać czas z tymi, którzy niekoniecznie za mną przepadają – odezwał się, ale nie patrzył na żadne z nich.

Weronika spojrzała na niego i podniosła brwi w niemym zdziwieniu. Ewidentnie pił do niej, ale o co mu chodziło? Zapewne o tę sytuację w sklepie, lecz nie potrafiła się domyślić, o co konkretnie.

– Czy ty chciałbyś mi coś powiedzieć? – spytała łagodnym tonem.

Rean powoli odwrócił głowę w jej stronę. Chwilę patrzył na nią bez słowa, tnąc ją spojrzeniem niemal jak piłą łańcuchową.

Sztuka latania (Apokryfy III)Where stories live. Discover now